XLIV EKSTREMALNY RAJD NA ORIENTACJĘ |
Jesienny Harpagan to, dla mnie, zawsze trudniejsza od wiosennej edycja tej imprezy. W świetle czołówki trudnością rozgryzam szczegóły otrzymywanej na starcie mapy. Równie trudno odnajduję się wtedy w zapadających pod koniec imprezy ciemnościach.
Mapy rozdane. Po kilku minutach wiem już od jakiego punktu rozpocznę. Nie mam jednak jeszcze pojęcia w jaki sposób tam dojechać. Kiedy widzę ruszającego na trasę Dareckiego nie zastanawiam się nawet przez chwilę i przyłączam do spontanicznie tworzącej się grupki.
Asfaltowe drogi, szutry, jazda przez pola. Mkniemy z szybkością grubo przekraczającą 30 km/godz. O ile na równych asfaltowych i szutrowych drogach wytrzymuję narzucone tempo, to jadąc z obawą po nierównych polnych drogach zostaję nieco z tyłu. Nastający świt i niedostateczne światło czołówki nie ułatwiają jazdy. Przede mną zabudowania jakiejś miejscowości, asfaltowa droga. Tylko gdzie się podziała (w którą stronę skręciła) grupka, która jeszcze przed chwilą znajdowała się w zasięgu wzroku.
Czuję się lekko zdezorientowany. W czasie szybkiej nie było czasu na śledzenie mapy. Nie wiem gdzie jestem, nie wiem w którą stronę jechać dalej. Najpilniejsze zadanie to zidentyfikowanie miejsca w którym się znajduję i swojego położenia na mapie. Jest wcześnie rano więc na informację od tubylców nie ma co liczyć. Po prostu takowych w zasięgu wzroku nie ma. Jadę w prawo. Zawracam i jadę w przeciwnym kierunku. Wreszcie jest tablica z mapką okolicy i nazwa miejscowości. Szybko wracam do gry. O wiele trudniej byłoby odnaleźć się w środku lasu.
Jadę na zachód, skręcam w drogę przez las. W pośpiechu niezbyt dokładnie odmierzam odległość do punktu. Gwizd pociągu z odległej o kilkaset metrów linii kolejowej przywołuje mnie do rzeczywistości. Wracam i tym razem jadę odpowiednią przecinką i bez problemu trafiam na pierwszy punkt na mojej trasie. PK11 Rębowo (skrzyżowanie) godz. 7:28 (58 min. od startu).
Godzina stracona na zaliczenie pierwszego punktu nie nastraja optymistycznie. Mocniej przyciskam pedały. W poprzek leśnej drogi, przebiega stadko dorodnych dzików. Mijam jadących wolniej zawodników. Znowu mam problemy z odległością i zmieniająca swój kierunek drogą. W poszukiwaniu jeziora zatrzymujemy się, razem z bikerem napotkanym na trasie, o kilkaset metrów za wcześnie. Jezioro (raczej niewielką sadzawkę) odnajdujemy przy tej samej drodze o kilkaset metrów dalej. PK7 Rębowo (brzeg jeziora) 7:50 (22 min. od poprzedniego punktu).
Kiepską drogą na skraju lasu przedzieram się w kierunku najbliższej miejscowości. Dalej nie mam najmniejszych wątpliwości orientacyjnych. Sprawnie pokonuję odcinki szutrowe i asfaltowe dróg. Nie zwracając uwagi na zachowanie innych uczestników atakuję punkt od wschodu. Na koniec odcinek błotnistej drogi i melduję się na PK13 Malczykowo (jez. czarne) 8:27 (37).
Od startu minęły 2 godziny, na moim chipie zapisane są zaledwie 3 punkty kontrolne. Po namyśle, chociaż nie bez żalu, rezygnuję z zaliczenia mało wartościowego PK3. Zaliczenie wszystkich pozostałych punktów i zdobycie 59 punktów przeliczeniowych powinno wystarczyć na zajęcie satysfakcjonującego mnie miejsca.
Szybko pokonuję odległość dzielącą mnie od kolejnego punktu. Końcówka nie jest już taka oczywista. Nikt z grupy w której dojeżdżam w okolicy punktu nie jest pewien w którym miejscu trzeba skręcić. Wracamy do pominiętej wcześniej drogi a wracający z punktu Paweł utwierdza nas w podjętym już wyborze. Zjeżdżamy prosto nad brzeg jeziora. W miejscu niezbyt charakterystycznym (ławeczka) znajduje się, tak samo jak na każdym innym punkcie, namiot z obsługą sędziowską. Stacja dokująca pozwala mi samodzielnie zapisać, swoją obecność w tym miejscu. PK17 Kleszczyniec (ławeczka) 9:16 (48).
Jadę po wschodniej stronie sznura jezior. Początkowo nie wygląda to zachęcająco. Trudna do pokonania, miękka, dróżka wzdłuż jeziora. Zaczynam się obawiać, że za chwilę skończy się na brzegu nad wodą. Później nieoczekiwanie pojawia się twardy szuter. Na kilka minut opuszczam obszar zaznaczony na mapie ale wszystko kończy się pomyślnie. Jest droga, której - z dużym prawdopodobieństwem - mogłem się spodziewać. W ten sposób do kolejnego punktu dotrę najkrótszą trasą. Ostatni odcinek dojazdu do punktu pokonuję razem z napotkanymi Michałem i Jarkiem. Mijamy wymieniającego dętkę Pawła. Tym razem odnalezienie punktu jest zwykłą formalnością. PK6 Jez. Głębokie (wigwam) 9:53 (37).
Kontynuuję jazdę z napotkanymi orientalistami. Jedziemy wzdłuż jeziora do asfaltowej drogi. Jezioro się kończy, przed nami niewyraźna droga na wprost. Jazda drogą wzdłuż skręcającego tu brzegu jeziora wydaje się korzystnym skrótem. Niestety tylko takim się wydaje. Od szosy dzieli nas wysokie zbocze i ogrodzone leśne młodniki. Kiedy nadbrzeżna droga skręca i oddalamy się od celu, musimy przyznać że ta próba wydostania się do drogi jest niemożliwa. Wszystko kończy się powrotem do punktu wyjścia i kilkunastominutową stratą.
Jadę prosto na południe w kierunku PK20. To oznacza rezygnację z kolejnego punktu PK2 o najmniejszej wartości jednego punktu przeliczeniowego. Skręcamy w las. Samotnie na skróty ruszam za widocznym na sąsiednim wzgórzu Mikołajem. Ten znika za wzgórzem, a ja po krótkich poszukiwaniach wiem, że nie jestem na właściwym wzniesieniu. Wracam do leśnej drogi, którą przyjechałem. Po chwili wahania kieruję się w kierunku sąsiedniego wzgórza. Wjeżdżam w jakąś zarastającą ścieżkę, później przedzieram się prowadząc rower. Wreszcie trafiam na właściwą drogę i docieram na szczyt. Michał i Jarek, dotarli tu zaledwie kilka minut przede mną. PK20 Krosnowo (Sowia Góra) 10:48 (54).
Godzina jaka upłynęła od zaliczenia poprzedniego punktu zupełnie nie oddaje dzielącej je odległości. Jeszcze nie wiem, że na kolejnym punkcie będzie jeszcze większa wtopa. Pokonuję odcinek brukowanych i polnych dróg. Przecinam asfalt przekonany, że po kolejnych kilkuset metrach znajdę się na punkcie. Skręcam w przecinkę na wschód. Punktu nie ma, pojawia się natomiast wielu innych zawodników poszukujących - tak samo jak ja bezradnie i chaotycznie - punktu kontrolnego. W tej sytuacji najrozsądniejszym wyjściem wydaje się opuszczenie lasu i powtórne namierzenie punktu. Tym razem wjeżdżam w las od wschodu. Odmierzam dokładnie odległość na mapie. Odliczam na liczniku 550 metrów. Docieram do miejsca w którym już byłem. Po punkcie nie ma żadnego śladu. Zawracam, sprawdzam kolejną leśną przecinkę. Wreszcie dołączam do nadjeżdżającego Wigora - mistrza orientacji. Punkt odnajduje się za zakrętem drogi o ponad 100 metrów od miejsca zaznaczonego na mapie. No cóż, wygląda, że komuś omsknął się mazak przy rysowaniu kółeczka na mapie. PK14 Borzytuchom (pomnik przyrody) 11:55 (1:06). Na poszukiwaniach punktu tracę 30 minut. O tyle właśnie wyprzedzili mnie Michał z Jarkiem.
Przede mną wyjątkowo szybki dojazd i bezproblemowe odnalezienie PK4 Struszewo (wiata) 12:17 (22). Zaliczam punkt i bez chwili zwłoki ruszam dalej. Kilkaset metrów przede mną widzę oddalającego się Wigora. Dobra, bo prowadząca przez jeden z nielicznym w tym lesie mostków wyprowadza mnie z lasu na asfaltową drogę. Punkt zdobywam szybko i bez problemu bo fakt ten nie pozostawia najmniejszych nawet wspomnień. PK16 Witanowo (skraj lasu) 13:10 (53).
Samotnie pokonuję leśne drogi. Przed dojazdem do punktu dogania mnie grupa bikerów. Przyłączam się do jednego z nich, do Wigora. To dobra decyzja. Pomimo, że wiele osób miała mniejsze lub większe problemy z odnalezieniem tego punktu, my trafiamy bez problemu. PK8 Leśnictwo Góry (wiata) 3:37 (27). Równie pewnie zaliczamy PK18 Bąkowo (wiata) 14:00 (22).
Na drodze do kolejnego punktu doganiamy Jarka i Michała. Na mapie brak jakiejkolwiek rozsądnej drogi dojazdu na PK10. Rozdzielamy oni jadą na punkt od wschodu. My skręcamy na zachód żeby zdobywać punkt od południa. Zatrzymujemy się przed bramą z napisem teren prywatny. Nie wydaje mi się to dobrą opcją (a była). Jedziemy dalej. Niemal na skraju lasu skręcamy w leśną dróżkę. Po kilkudziesięciu metrach istniejąca tu droga się kończy na świeżo zaoranym polu. Napotkani tubylcy potwierdzają, że z drugiej strony pola powinien być dalszy ciąg. Zaorane pole, nieużywana leśna dróżka. Jedziemy, prowadzimy rowery, przedzieramy się przez krzaki, zjeżdżamy w dół, by po chwili wpychać rowery pod górę. Jest wczesne popołudnie, najcieplejsza pora słonecznego dnia. Pot zalewa mi czoło. Z trudem nadążam za prowadzącym. Po kilkunastu minutach udaje nam się pewnie trafić prosto na punkt. PK10 Myślimierz (skrzyżowanie przecinek) 15:01 (1:00).
Do kolegów zaliczających punkt od wschodu tracimy prawie 20 minut. Tylko dzięki zmysłowi orientacji mojego "przewodnika" zaliczenie punktu z tego niewygodnego kierunku poszło mimo wszystko tak "gładko". Wigor zalicza punkt i natychmiast rusza dalej. Wyjątkowo umęczony, po raz pierwszy zatrzymuję się na punkcie na kilka minut dłużej. Trudy biegania po lesie będę odczuwał w nogach aż do końca trwania maratonu. Jadę razem z dwoma napotkanymi orientalistami. Z jednym z nich - Rafałem z Poznania - dojedziemy razem aż do mety. Po analizie mapy dokonywanej w czasie jazdy, wybieram nieco okrężną (ale pewniejszą) trasę dojazdu do punktu od północy. Dokładnie odmierzam odległość i wypatruję drogi widocznej na skraju lasu. Widoczne na mapie pola już dawno nie istnieją. W ich miejscu pojawił się wysoki, kilkunastoletni - ale jednak odróżniający się od sąsiadującego z nim starego lasu - młodnik. Licznik potwierdza odległość, to musi być ta droga. Wspinamy się na wysokie wzgórze i zaliczamy PK19 Mielno (skrzyżowanie) 15:49 (48).
Szybki zjazd po nierównej leśnej drodze. Dołšczam się do mijającego mnie Tomka. Później zmieniam "przewodnika" i jadę za Jankesem (ten chyba powinien się dobrze orientować). To fakt orientuje się dobrze ale wyjeżdżamy na łąkę. Trawiasta droga i skrót przez podmokłe łąki wysysają ze mnie resztki mocno nadszarpniętych już wcześniej sił. PK5 Dargacz (skraj lasu) 16:13 (23).
Z żalem spoglądam na niewygodny PK9. Niewygodny, bo od sąsiadującego z nim punktu PK15 oddziela szeroka (i głęboka ?) rzeka Słupia. Do końca imprezy pozostało niewiele ponad 2 godziny. Zamiast jazdy na "wynik" i walczenie do końca, w zapadających ciemnościach, o zmieszczenie się w limicie czasu, wybieram jazdę "turystyczną" dla przyjemności, zaliczenie jednego punktu i spokojny zjazd do bazy. Niech w pamięci pozostanie wyjątkowa jak na koniec listopada łagodna pogoda, bezchmurne niebo, malownicze pagórki i niesamowite barwy różnokolorowych, liściastych lasów.
Na mapie jest zaznaczona ścieżka przez pola. Wkrótce po opuszczenia wioski istniejąca droga kończy się. W poprzek pól w kierunku widocznego w oddali lasu prowadzi wąska ścieżynka wydeptana/wyjeżdżona przez setki uczestników rajdu, który pokonali ten odcinek przed nami. Jedziemy przez pole poprzecinane koleinami rolniczego sprzętu. Jazda w takim terenie po ponad 10 godzinach trwania imprezy to szczególna (nie)przyjemność. W każdej cząstce mojego ciała czuję drgania wywołane nierównoąciami. Po wielu próbach wybieram optymalny dla mnie wariant pokonanie przeszkody. Jadę stojąc w pedałach. Znajomi, którzy znają mnie lepiej, wiedzą, że ten sposób pokonywania trasy Harpagana mam oponowany doskonale (p. Harpagan 35). Odnalezienie punktu ułatwiają pojawiający się w pobliżu wspólnego punktu piesi oraz koleiny naszych poprzedników. PK15 Łupinki (skrzyż.przecinek) 16:57 (43). Rafał zastanawia się nad powrotem do PK9. Dla mnie sprawa jest oczywista, jeżeli nie zrobiliśmy tego wcześniej po PK5 najlepszym wyjściem jest spokojny zjazd do bazy.
Przedzieramy się na wschód różnej jakości drogami przez las do najbliższej asfaltowej drogi. Jedyną trudnością na drodze do bazy pozostaje już tylko konieczność ominięcia obwodnicy Słupska. Na kilka kilometrów musimy opuścić wygodną asfaltową drogę. Razem z grupą uczestników rowerowej 100-tki wpadamy do bazy. META 17:45 (48). Do zakończenia imprezy pozostaje 45 minut. Zaliczenie 15 punktów kontrolnych i zdobycie 51 punktów przeliczeniowych pozwala na zajęcie 20 miejsca.
Plan minimum - miejsce w pierwszej dwudziestce - wykonany. Pozostaje pewien niedosyt. Gdybym zaliczył PK9 (był na to czas), miałbym miejsce w pierwszej dziesiątce. Można powiedzieć też inaczej: gdybym wtedy miał wystarczająco dużo siły to na ten punkt na pewno bym pojechał.
Osoby wymienione w relacji: Darecki - Darek Korsak, Paweł - P.Brudło, Michał - M.Nowaczyk, Jarek - J.Derewecki, Wigor - Daniel Śmieja, Mikołaj - M.Waliński, Rafał - R.Jędrusik, Tomek - T.Konieczny, Jankes - Tomasz Jankowski
Statystyka:
Dystans - 194,9 km
niezaliczone punkty: 1, 2, 3, 9, 12
Łódź, 2012 r.
Czas trasy - 11:15
Efektywny czas jazdy - 10:32
Przestoje - 43 min.
Prędkość średnia - 18,35 km/godz.
Prędkość maksymalna - 44,4 km/godz.
Punkty kontrolne - 15
Punkty przeliczeniowe - 51
Miejsce - 20