XXXV EKSTREMALNY RAJD NA ORIENTACJĘ "Harpagan 35" |
Do Łęczyc wybieram się bez większych emocji. Start w 7 edycjach Harpagana (w tym 1 trasa piesza) sprawia, że zaliczam się już prawie do weteranów tej imprezy. Czuję się dobrze przygotowany i wiem, że na trasie powinienem bez problemów powalczyć z najlepszymi. Marzenia o pokonaniu całej trasy i o tytule Harpagana nie wydają się tak zupełnie pozbawione podstaw.
Nie dziwi, tak jak za pierwszym razem, SKM-ka z Gdańska do Lęborka wypchana harpaganowiczami, którzy wysypują się na dworcu w Godętowie. W drodze do bazy zamieniam kilka słów ze znajomymi z pieszych maratonów: Bartkiem, Leszkiem i Jędrkiem z Warszawy. Tradycyjne rozlokowanie w sali gimnastycznej i dopóki jest widno jadę by rozejrzeć się w drogach wyjazdowych (i powrotnych) z Łęczyc. Posiłek. Rozmowy z licznymi znajomymi. Pierwsze przecieki o trasie - punkty nad morzem i zapowiedź błota. Kibicowanie przy starcie trasy pieszej. Wreszcie można zarejestrować się i powoli szykować do spania.
Koło godziny 5 z różnych stron w różnych odstępach czasu zaczynają odzywać się dzwonki telefonów komórkowych. Wbrew pozorom nie ma dużo czasu. Mycie, śniadanie, szykowanie prowiantu i picia na drogę. Ostatnie sprawdzanie roweru. Dowiadujemy się, że start przesunięty o 15 minut. Ekipy rozstawiające punkty zakopały się w błocie. Oni się zakopali - a my?
Oczekiwanie na start (fot. Paweł Banaszkiewicz)
Mapy rozdane (fot. transcarpatia.pl )
Dość sprawnie wyjeżdżam z lasu. W miejscowości Wysokie mijam nadjeżdżającego z przeciwnej strony Andrzeja Choraba z trasy mieszanej i po chwili zaliczam PK3 - Dąbrowa Brzezińska - skrzyżowanie dróg (godz. 7:33). Asfaltowe drogi prowadzą mnie w kierunku PK5. Co pewien czas mijam idących na ten sam punkt piechurów. W lesie odnalezienie właściwej przecinki ułatwia wydeptana przez nich ścieżka. PK5 - Dębina - przecinka (godz. 7:55).
Niepokoi obecność "tłustego" punktu PK17, gdzieś niżej, po prawej stronie mapy - czy zdążę zaliczyć go pod koniec trasy? Zmieniam początkową koncepcję z PK8 pojadę w dół. Tylko najpierw powrót do asfaltu i bezproblemowy dojazd na ten właśnie punkt. Bezproblemowy? Nawigacyjnie tak. Przejazd ostatniego odcinka odcinka zalanej wodą drogi jest już problemem. Z trudem pokonuję mniejsze kałuże i błoto, większe omijam prowadząc rower. Leśna przecinka to już pełna masakra. Lampion z perforatorem na środku rozmokłego skrzyżowania przecinek. PK8 - Rukowo - skrzyżowania przecinek - godz. 8:24, 32 km jazdy. Pierwsze cztery punkty kontrolne zaliczone po 1 godz. i 39 min..
Kiedy opuszczam punkt, mija mnie samochód z budowniczym trasy Karolem Kalsztajnem. Ten widok tak mnie rozkojarzy (nie ma jak zwalić własne błędy na kogoś innego), że nie zwracam uwagi na mapę i jadę pierwszą napotkaną drogą. Z lasu wyjeżdżam w kierunku południowo-wschodnim w Dąbrówce Małej. Trochę za późno na naprawianie błędu. Zamiast stosunkowo prostej i w większości asfaltowej drogi w kierunku PK17 jadę "szerokim łukiem" przez Chynowo, Żelewo, Górę Pomorską. Pytam tubylców o pomnik przyrody, niestety kto by zwracał uwagę na jakiś głaz czy drzewo rosnące w pobliskim lesie. Jadę drogą równoległą do tej zaznaczonej na mapie i tracę kilkanaście minut na odnalezienie punktu w terenie. PK17 - Kochanowo - pomnik przyrody. Jest godz. 9:32 na liczniku 51 km. Przejazd z PK8 na pobliski PK17 zajmuje mi ponad godzinę.
Zjeżdżam nad Redę. Wzdłuż łąk prowadzi polna droga w kierunku PK7. Szansa na sukces pryska w jednej chwili, gdy na jakiejś nierówności słyszę trzask a moje siodełko ląduje na ziemi. Pękła właśnie śruba mocująca siodełko. Na liczniku mam 57 km. Do końca imprezy pozostaje jeszcze prawie 9 godzin. Decyzja - co dalej? - nie zajmuje mi dużo czasu. Mam dwa wyjścia: wrócić najkrótszą drogą do bazy lub jechać tak długo jak tylko wytrzymają to moje nogi. Kto mnie zna choć trochę wie, że o zakończeniu imprezy w tym momencie nie pomyślałem nawet przez chwilę.
Bez komentarza (fot. Paweł B.)
Groblą przejeżdżam na drugą stronę Redy. Tu pod mostem obok miejscowości Kębłowska Tama znajdował się kolejny punkt kontrolny wspomnianego wcześniej Harpagana24 - napis "Harp" stanowiący jego potwierdzenie. Z ciekawości zaglądam pod most ale może niezbyt wnikliwie i głęboko bo napisu po 6 latach od tamtego czasu już nie znajduję.
PK7 wydaje mi się umiejscowiony w miejscu niezbyt łatwym do odnalezienia. Szczęśliwie prowadzą do niego dobrze widoczne na rozmokłej drodze rowerowe koleiny. Punkt położony na drodze prowadzącej grzbietem wzniesienia zaliczam do jednego z najpiękniejszych, które tego dnia odwiedziłem. PK7 - Strzebielino - zakręt drogi (godz. 10:15).
Teraz dalszy atak na południe i zbieranie wartościowych PK 12, 13 i 20. Jadę przez Strzebielino. Po raz pierwszy spotykam nadjeżdżającego z przeciwnej strony Wojtka Piwakowskiego. Skręcam w leśną drogę na wschód. Doganiam jadącego na punkt 12 Jurka Ścibisza, "w biegu" poznaję się z Darkiem Rzepeckim z Łodzi (czy teraz znowu bym go rozpoznał?), bez zastanowienia skręcam we właściwą przecinkę. Perforuję kartę startową i natychmiast jadę dalej. PK12 - Barłomino - przecinka + ścieżka + polanka (godz. 10:52).
Wracam do asfaltowej drogi. Jadę przez Paraszyno, skręcam na wschód. Nie bardzo wyobrażam sobie odnalezienie wieży widokowej (PK13) położonej gdzieś w środku lasu. Tym bardziej, że teren ten to wysokie pagórki poprzecinane wąwozami. Jest lepiej niż myślałem. Błoto co prawda utrudnia jazdę ale nawigację czyni dziecinnie łatwą. Droga i odciśnięte na niej ślady prowadzą mnie niemal bez mojego udziału prosto do schodów, po których razem z rowerem z trudem wdrapuję się na całkiem wysokie wzniesienie. Ponieważ jest to maraton rowerowy, więc Organizatorzy zażądali zaliczania punktów łącznie ze sprzętem. PK13 - Jelenia Góra - wieża widokowa (godz. 11:31).
Drogę w dół przynajmniej częściowo można pokonać jadąc. Odpuszczam sobie mało wartościowy PK1. By przedostać się w kierunku południowym, czyli tam gdzie znajduje się PK20, muszę pokonać upierdliwe, strome wzniesienie. Jadę w górę leśnymi serpentynami. Na błotnistych odcinkach prowadzę rower. Zjeżdżam tam gdzie powinienem - Borówko. Dalej Nawcz, Dzięcielec. Tu skręcam skośnie w jedyną zaznaczoną na mapie drogę. Sprawa wydaje się oczywista. W kierunku pobliskiego lasu (na skaju którego będzie punkt kontrolny) prowadzą dobrze widoczne ślady. Przede mną przejechało nią kilkudziesięciu bikerów. Jest las, to nic, że wjeżdżam w środek tego lasu, chociaż droga miała prowadzić jego skrajem. Przecież po kilkudziesięciu latach na nieaktualnej mapie wszystko mogło się zmienić. Skręcam w prawo i skrajem lasu powracam do drogi, którą jechałem - pudło - punktu nie ma. Jadę dalej tą samą drogą. Gdy las się kończy widać jakieś zabudowania. Z mapy wynika, że to Kętrzyno-Wybudowanie. Wracam, zatrzymuję się na skrzyżowaniu przecinek, studiuję mapę. Po dłuższej chwili ze stojšcego tu samochodu wygląda jakiś gość. Pyta czy startuję w Harpaganie i wyjaśnia jak brzegiem lasu dotrzeć na punkt. Tu nie da się nawet jechać. Po dłuższej chwili widzę drogę, którą miałem jechać od początku, dojeżdżam do niej skrótem przez obsiane pola. Okazuje się, że z Dzięcielca w podobnym kierunku odchodziły dwie drogi (pojechałem tą której na mapie nie było). Jak była to sugestywna zmyłka, świadczą liczne ślady, które utwierdziły mnie w błędnym wyborze. A gdzie zasada ograniczonego zaufania? PK20 - Kętrzyno - skraj lasu (godz.12:36).
Na kolejny PK6 ruszam z dwoma bikerami ze Skierniewic. Radek Walentowski będzie pojawiać się również na kolejnych punktach, chociaż w raz przed, a innym razem po mnie. Wyjazd pod wiatr do drogi na Lębork. Tu wreszcie można poszaleć. Wiejący z tyłu wiatr i opadająca w kierunku doliny Łeby asfaltowa droga sprawia, że mimo zmęczenia można tu bić rekordy szybkości. Czas błyskawicznie mija, upajając się rozwijaną szybkością zapominam o dokładnym śledzeniu mapy. Zatrzymuję się obok cmentarza i tabliczki Lębork. Wracam kilkaset metrów i trochę od tyłu dojeżdżam do PK6 - Glinniki - ujęcie wody (godz. 13:19). Nie jest tak źle. Od startu minęło 6,5 godziny, mam zaliczone 10 punktów po przejechaniu 110 km. Niestety wzrastają odległości między punktami, wzrasta zmęczenie. Pojawią się kolejne błędy.
Teraz jazda na północ. Na początek trzeba przebić się przez Lębork. Przed kłopotami przy przejeździe przez to miasto ostrzegał mnie przed startem Andrzej Piwakowski. Stało się. Jedyny napotkany tubylec nie potrafi mi pomóc. Gdy zauważam, że jadę okrężną drogą przez Mosty jest za późno, żeby wracać. Kębłowo. Z dwóch możliwości wybieram najazd na PK16 od południa. Wszystko się zgadza gdy jadę zaznaczonymi na mapie drogami. Później nieużytkowane dróżki znikają pozarastane trawą, są za to ślady rowerowych kół. Podmokła łąka, później ślady skręcają w koszmarnie mokry i błotnisty las. Tam spotykam bikerów, którzy przybyli tu przede mną. Punktu nie ma. Wracam na skraj lasu, jadę do przodu i przedzierając się przez las ponownie wracam na miejsce gdzie już wcześniej byłem. Przeskakuję na drugą stronę niewielkiego strumyka. Przedzieram się przez zwarty szpaler kolczastych drzew by stwierdzić, że to zupełnie nie ten kierunek. Po raz kolejny wracam na łąkę. Błoto nagromadzone pod błotnikami niemal uniemożliwia jazdę (długo będę je wytrząsać na dalszej trasie). Wreszcie robię to co powinienem zrobić na początku. Patrzę na mapę, patrzę na kompas i po kilku minutach jestem na punkcie, który powinienem zaliczyć pół godziny wcześniej. PK16 Garczegorze - rozwidlenie dróg (godz.14:34). Po raz drugi (i nie ostatni tego dnia) przekonuję się, że ślady kół nie powinny zwalniać z myślenia oraz śledzenia mapy i wskazań kompasu.
Bezproblemowa droga na północ, na wyjątkowo odległy PK10. Biker nadjeżdżający z przeciwnej strony szczegółowo tłumaczy jak tam dotrzeć. Zapamiętuję tylko, że należy skręcić w stronę widocznego z oddali wiatraka. To wystarcza by bez większego zastanowienia pojechać dalej prosto nad skraj lasu. PK10 - Zdrzewno - skraj lasu (godz. 15:34).
Do końca pozostaje jeszcze ponad 3 godziny czasu. To powinno wystarczyć na dojazd nad morze i zaliczenie wartościowej 19-tki. Dojazd do asfaltowej drogi i dalej na północ. Proste? Tylko dlaczego znów nie patrzę na mapę, dlaczego nie spoglądam na wskazania przytwierdzonego na kierownicy kompasu? Zmęczenie? Pewność siebie? Może nietypowa pozycja jazdy? Jadę śladami moich poprzedników po nieistniejącej w terenie, pozarastanej ścieżce. Później wzdłuż zaoranego pola. Do asfaltu dojeżdżam ale w Wojciechowie czyli na wschód a nie na północ (jak planowałem) od PK10. Na korektę trasy jest już za późno. Szybko powstaje nowa koncepcja zaliczenia kolejno punktów 4, 14 i (gdy starczy czasu) PK9.
Mam już dość polnych dróg. Wybieram dłuższą drogę przez Zwartówko. Niestety asfalt szybko się kończy. Zastępuje go zwykły bruk. Niby też droga utwardzona czyli taka jest zaznaczona na mapie. Jak przystało na łatwy punkt o wartości przeliczeniowej 1, z odnalezieniem nie ma problemu. PK3 - Borkowo - skrzyżowanie dróg (godz.16:23).
Jadę przez Kurowo, Żelazno, tu skręcam w kierunku dobrze wyglądającej na mapie leśnej drogi. W terenie masakra - trudno to nawet nazwać drogą, błoto, głębokie kałuże, czy może być gorzej? Okazuje się, że tak. Dalej wyręb lasu. Bieg z przeszkodami, w poprzek drogi leżą powalone drzewa. Dojeżdżam nad jezioro. PK14 - Łętówko - stajnia leśna (godz.17:14).
Pozostaje PK9 i powrót do bazy. Na łąkach spotykam i zamieniam kilka słów z Wojtkiem Szymczakiem i Anią Świrkowicz. Ponieważ zachowali w końcówce nieco więcej sił zostaję z tyłu. Pomimo sprzyjającego wiatru czas szybko mija, "zrobienie" PK9 staje się nierealne. Do bazy pozostaje kilka kilometrów, obok mnie wyrasta nieoczekiwanie Wojtek Piwakowski. Na mecie zameldujemy się na 10 minut przed upływem limitu czasu.
Zakończenie. Z łódzkimi bikerami (Piotrek i Kuba) (fot. Paweł B.)
Statystyka:
Start - 6:45
Meta - 18:35
Dystans - 190,8 km
Czas trasy - 11 godz. 50 min.
Efektywny czas jazdy - 10 godz. 42 min.
Prędkość średnia - 17,62 km/godz.
Prędkość maksymalna - 47,9 km/godz.
Punkty kontrolne - 14
Punkty przeliczeniowe - 42
Miejsce na mecie - 28
Zaliczone punkty (w nawiasie czas jazdy od poprzedniego punktu): start - 15 (29 min.) - 3 (19) - 5 (22) - 8 (29) - 17 (68) - 7 (43) - 12 (37) - 13 (39) - 20 (65) - 6 (43) - 16 (75) - 10 (60) - 4 (49) - 14 (51) - meta (71)
Niezaliczone punkty - 1, 2, 9, 11, 18, 19
.
Łódź kwiecień 2008r.