.

VII Podlaski Rajd Długodystansowy

Zażynek 2009

Knyszyn, 19-20 września 2009 r.

(relacja)

.

relacje z innych imprez


powrót

Po kilku latach dokładnego rozpoznawania okolic Michałowa, Zażynek - ku zadowoleniu uczestników - przenosi się w nowe miejsce. Tym razem bazą zawodów będzie miasto Knyszyn, od którego pochodzi nazwa okolicznych lasów - Puszcza Knyszyńska. Obok stałych bywalców - entuzjastów pokonywania długich dystansów i poznawania ciekawych terenów wschodniej Polski - pojawiają się nowi w tym zawodnik z najwyższej półki Paweł Brudło. Sposób pokonywania trasy zaprojektowany jest odmiennie niż do tej pory. Podczas jazdy optymizmem ma nastrajać fakt, że kolejna pętla rajdu będzie o kolejne 20 km krótsza: 100, 80, 60, 40, 20 km.


Etap I (100 km)

Start: 12:00. Ponad 30 bikerów szybko rusza do przodu nie zważając na to, że do pokonania jest 300 km, że to tylko rajd i zajęte miejsca nie maja znaczenia. Żwirowa powybijana droga, którą pokonamy jeszcze wiele razy w ciągu najbliższych godzin, później las, podjazdy i piaski powodują, że szybko następuje naturalna selekcja.

Po kilku kilometrach oddala się coraz bardziej i wreszcie znika Paweł z innym towarzyszącym mu kolarzem. Jadę w kolejnej kilkuosobowej grupce bikerów. Jak na razie mam komfort nie muszę nawet spoglądać na mapę, wśród prowadzącej grupy jest Darek Wielakin z Knyszyna, który zna każdą dróżkę w puszczy. Stracony na piaszczystych podjazdach dystans odrabiam na odcinkach bardziej twardej drogi.

Na podjeździe w Chrubałach jadącemu przede mną Darkowi odpada z roweru jakiś przedmiot - kółko od przerzutki. Teraz ze zmiennym szczęściem sam będę jechał zgodnie z wyrysowaną na czarno-białym ksero linią. Nawigację ma ułatwiać opis, tylko że ten umieszczony jest na odwrocie mapki. Za leśniczówką wybieram prawidłową drogę, kiedy jazda przedłuża się rezygnuję z niej. Na pobliskiej oblężonej przez TIRy asfaltowej drodze spotykam grupkę bikerów którzy podobnie jak ja wypadli z trasy.

Wyjeżdżamy w Sochoniach po drugiej strony drogi. To zdecydowanie nie jest miejsce, w którym powinniśmy się znaleźć - asfaltową drogę mieliśmy przeciąć 3 kilometry dalej. Przedostajemy się przez rozległy plac budowy - piętrowy rozjazd do drogi, której jeszcze nie ma. Wreszcie wracamy na wyznaczoną trasę. Kolejne kilometry pokonujemy zwartą kilkuosobową grupą. Nieoczekiwanie pojawia się (i znika) Darek jadący ze spiętym "na krótko" łańcuchem.

Przejazd przez okoliczne miejscowości to zwykle nieprzyjemny prezent. Zwykle, zamiast asfaltu, jest tam dość równo ułożony bruk. Jazda taką drogą nie należy do przyjemności więc staram się pokonywać ją na dużej prędkości. Kiedy się oglądam do tyłu po przejechaniu jednej z takich wiosek, znika gdzieś grupka bikerów, z którą jechałem do tej pory. Pozostaje jedynie Stanisław Ruchlicki - Stasiej. To jeden z tych miejscowych zawodników, którzy po raz pierwszy przyjeżdżają na Zażynek na turystycznym rowerze, a po kilku latach rywalizują z najlepszymi na rowerowych imprezach w całej Polsce. Trud Organizatorów wyraźnie nie idzie na marne.

Przez znaczną część drogi pozostałej do bazy jedziemy razem. No może niezupełnie. Stasiej odjeżdża mi na każdym trudniejszym odcinku trasy (podjazdy, piaski) ja z trudem próbuję odrobić dystans na szybkich twardych szutrach. Motywację mam potężną, bo nie śledząc mapy szybko tracę orientację i w pewnym momencie jedynym przewodnikiem na trasie jest znikający gdzieś w oddali kolorowy punkcik. Na mecie pierwszej pętli jestem o godz. 16:52 po pokonaniu 105,7 km.

Etap II (80 km)

Szybko uzupełniam bidony, wyciągam cieplejsze ciuchy, w pośpiechu połykam kanapkę i ruszam dalej. Chcę maksymalnie wykorzystać ostatnie chwile przed zapadnięciem ciemności. Jadąc samotnie starannie śledzę mapę, czasami zatrzymuję się na dłużej, wyciągam kompas i czytam opis. Czasami mam poważne obawy - jednak, jak na razie - obywa się bez poważniejszych wpadek.

Po pokonaniu długich leśnych odcinków trasy, docieram do najdalej oddalonego punktu rajdu na północy Puszczy Knyszyńskiej. Zawracam na południe, odcinek szutrów, później asfalty do Czarnej Białostockiej, Mijam znaną z wcześniejszej edycji szkołę w Czarnej Wsi i wreszcie długim leśnym odcinkiem wracam w kierunku Chrabołów. Pomimo panujących ciemności jeszcze raz udaje się pokonać piaski odgradzające tę miejscowość od Knyszyna. Melduję się w szkole godz. 22:17, na liczniku 195,00 km km.

Etap III (60 km)

Tym razem nie zamierzam popełniać błędu, którego skutki dotknęły mnie przed świtem podczas Grassora. Zakładam polarową bluzę, biorę rękawiczki. Środek nocy to też najlepszy czas na spożycie w bazie przygotowanego przez Organizatorów posiłku. Popijam gorącą herbatą. Po 25 minutach ruszam dalej.

Przede mną podobno najłatwiejszy odcinek rajdu. Kilkanaście kilometrów asfaltowej drogi do Tykocina. Brukowy - jakżeby inaczej - przejazd przez miasto. Mostem na drugą stronę Narwi. Miejskie światła znikają w oddali. Krystalicznie czyste powietrze i ciemności bezksiężycowej nocy sprawiają, że na niebie widać nieskończoną wprost ilość jasnych punkcików. Chociaż każdego roku kilka nocy spędzam jeżdżąc rowerem, taki widok oglądam jedynie podczas Zażynka. Szkoda, że jedynie "kątem oka" podczas jazdy.

Asfaltowa droga powoli opada. Wilgotność wzrasta, odczuwa się wzrastający chłód. To oznacza, że zjeżdżam na nadnarwiańskie łąki. Z tyłu widać zbliżające się światełko kolejnego uczestnika. Zgodnie z mapą skręcam w prawo. Już po kilkunastu metrach widzę, że coraz bardziej nieprzejezdna droga prowadzi do pasących się na łące krów. Przebijam się do poprzecznej drogi i wracam na trasę. Z przodu migają i coraz bardziej oddalają się światełka goniącego mnie przed chwilą zawodnika (czyżby to był Stasiej?).

Długi odcinek drogi między łąkami, skręt w prawo, w lewo i znowu w prawo. Słyszę narastający szum. Nieoczekiwanie droga przez łąkę kończy się, w dole płynie rzeka Narew. Gdzie jestem? W którym miejscu zgubiłem trasę? W ciemnościach nie potrafię nawet odnaleźć rzeki na czarno-białym ksero. Intuicja podpowiada skręt w prawo. Jadę ledwie wydeptaną przez wędkarzy nadbrzeżną ścieżką. Bingo. Jakaś budowla spiętrzająca wodę (stąd ten szum) i możliwość przedostania się na drugi brzeg.

Czuję się zupełnie zagubiony. Wokół na wiele kilometrów kompletne ciemności. Nie rozświetlają jej dostatecznie ani miliardy gwiazd ani światełka rozbłyskujące gdzieś w oddali. W którą stronę jechać by nie trafić na rozległe łąki i (być może) przegradzające drogę rowy wypełnione wodą? Jadę łąką, jakąś kiepską drogą. Wreszcie jest inna droga i budynki. Na tablicy napis Rybaki. Miłe zaskoczenie - jestem na wyznaczonej trasie. Chociaż wtedy wyglądało to groźnie, teraz wiem, że trasy nie opuściłem dalej niż na kilkaset metrów.

Zamyślony jadę drogą przez łąki. Do rzeczywistości przywraca mnie pojawiająca się niespodziewanie, blisko niemal tuż przede mną, czarno-biała bryła. Po chwili w świetle czołówki z ulgą rozpoznaję zagradzającą połowę drogi leżącą krowę.

Poprawnie pokonuję odcinki asfaltowej drogi. Gubię się w końcówce podczas jazdy przez las. Własnym wariantem przedostaję się na drugą stronę asfaltowej drogi z Białegostoku. W bazie jestem o godz. 2:16 po pokonaniu 251,47 km.

Etap IV (40 km)

Kolejne 25 minut odpoczynku. Zmęczenie sprawia, że będzie to dla mnie najtrudniejsza nawigacyjnie część trasy. Pierwsza wpadka już po pokonaniu kilku kilometrów w Poniklicy. Dojeżdżam na skraj lasu i tracę orientację. Przez dłuższy czas oglądam mapę, czytam opis trasy, sprawdzam kierunki. Nic nie pomaga, jadę niebieskim szlakiem. Widząc - po kilku kilometrach jazdy przez las - podejrzanie znajomą drogę (Chroboły) już wiem, że w wątpliwym miejscu wybrałem niewłaściwy kierunek na szlaku. Nadrabiam kilometry i wracam na trasę.

Pomimo ostrożnej jazdy na kolejną pomyłkę nie trzeba długo czekać. Docieram w okolice znanej asfaltowej drogi. Słyszę jadące nią, 24 godziny na dobę, TIRy. Jak na razie poprawnie zawracam. Dalej? Jadę długą, prostą, szutrową drogą przeciwpożarową. Chociaż droga się przedłuża jeszcze nic nie wzbudza mojego niepokoju. Wyjeżdżam z lasu i znowu pojawiają się poznane dobrze budynki - miejscowość, która wyraźnie mnie przyciąga i prześladuje - ponownie jestem w Chrobołach. Ze zdziwieniem studiuję mapę i odkrywam popełniony błąd. Zamiast jechać prosto do Ponikli, nieświadomy błędu skręcam wcześniej (zmęczony organizm skusiła dobra szutrowa droga).

Jestem już zbyt zmęczony fizycznie i psychicznie by wrócić prawie 10 kilometrów do miejsca w którym popełniłem błąd. Trasę skracam zaledwie o 5 km ale jednocześnie omijam kilkukilometrowy odcinek nieprzejezdnych, nawet za dnia,piasków. Powrót znaną drogą i znanymi piachami do Knyszyna. Godz. 5:38 - 289,15 km.

Etap V (20 km)

Powoli wstaje świt. W pojawiających się nad łąkami mgłach robi się naprawdę zimno. Bez większych problemów pokonuję ostatni kończący rajd 20 km odcinek trasy. Na mecie jestem o godz. 7:26 na liczniku 313,88 km. Pomimo, że przejechałem z nawiązką wyznaczony przez Organizatorów dystans 300 km, gdzieś w głębi duszy pozostaje niesmak z powodu niezamierzonego skrótu - brakło sił by popełniony na trasie błąd naprawić.

Statystyka:

Dystans: 313,9 km.
Czas trasy: 19 godz. 26 min.
Czas jazdy: 17 godz. 09 min.
Odpoczynki, postoje: 2 godz. 17 min. (na trasie: 63 min, w bazie 74 min.)
Prędkość śr.: 18,3 km/godz.


Statystyka etapów (dystans, czas trasy, czas jazdy, przestoje, prędkość średnia)

I. 105,65 km, 4h 52m, 4h 47m, 5m, 22,1 km/godz.
II. 89,35 km, 5h 13m, 4h 52m, 21m, 18,4 km/godz.
III. 56,47 km, 3h 33m, 3h 18m, 15m, 17,1 km/godz.
IV. 37,68 km, 2h 57m, 2h 39m, 18m, 14,2 km/godz.
V. 24,73 km, 1h 37m, 1h 33m, 6m, 16,0 km/godz.

W dotychczasowych 5 startach w Zażynku przejechałem 1265,6 km (wyznaczona długość trasy 1150 km) i przeszedłem ok. 100 km.

Zdjęcia (przed startem): Burzowa


Krzysztof Wiktorowski (wiki)
e-mail: wiki@bg.umed.lodz.pl

powrót