Waypointrace czyli coś dla sprinterów


Pruszków, 31 maja 2008 r.


relacje z innych imprez


powrót

wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony organizatora - http://www.waypointrace.pl

Waypointrace - do startu zachęcają bezpłatny udział w imprezie i stosunkowo łatwy i krótki dojazd do Pruszkowa (pociągiem do W-wa Zach, ze stacji rowerem ok. 10 km). Wszystko inne stanowi dużą niewiadomą. Nie znam Organizatorów i nie wiem jakiej spodziewać się trasy i jakich trudności przy odszukiwaniu ukrytych w terenie punktów kontrolnych. Pierwszy punkt poznaję, kiedy czerwony lampion miga mi za oknami pociągu. Dalej tylko kilkaset metrów nieprzejezdnych łąk i rów wypełniony wodą. Wygląda dość niepokojąco.

Na miejscu spotykam wielu znajomych. Z jednym z nich Robertem Bobińskim pokonamy całą trasę. Start honorowy, przejazd gdzieś do miejskiego parku. Tu dostajemy mapy, a po ok. 15 minutach następuje start ostry. Przed nami najtrudniejszy moment, decyzja o wyborze trasy. Gorączkowo oglądamy punkty, których nie potrafimy ułożyć w jakiś logiczny sposób. Do debaty o trasie dołącza (chociaż pojedzie własnym wariantem) znajomy z pobliskiego Piastowa - Leszek Bulski. Najbliższy punkt (PK6) zostawiamy do zaliczenia na samym końcu. Na początek pójdzie jeden z dwóch punktów PK3 lub PK8. Nieznajomość sporego miasteczka sprawia, że instynktownie wybieram najmniej problematyczny wariant jazdy w kierunku północno-zachodnim - pobliskie tory kolejowe są raczej łatwe do zauważenia. Ruszam za licznymi bikerami jadącymi właśnie w tym kierunku. W ostatniej chwili do naszej dwójki dołącza Marek Bieliński, średnio znany mi biker i piechur z Warszawy. Zwykle to ja prowadzę i nie zawsze jest to najbardziej szczęśliwe wyjście, szczególnie gdy robię błędy i żaden z moich towarzyszy tego nie koryguje. Skąd ja to znam - wielokrotnie mi się to przytrafiało na imprezach na orientację, gdy to ja jechałem z tyłu.

Początek bezproblemowy. Jedziemy wzdłuż torów i po kilkuset metrach odnajduję nasze aktualne położenie na mapie. Aktualizowana przez sponsora firmę Demart mapa bez problemu doprowadza nas na łąki gdzie znajduje się obsadzony PK8 Parzniew - Lotnisko modelarskie (godz.10:34). Pomimo, że dojazd w to miejsce zajmuje nam 14 minut, kilka osób, znających miasto dociera tu na chwilę przed nami. Po kolejnych 12 minutach (godz. 10:48) meldujemy się na brzegu stawu w Nowej Wsi, gdzie perforujemy miejsce na karcie oznaczające PK3. Tu - bezpośrednio ze startu - przybywają już duże grupy rowerzystów.

Pewnie prowadzę w kierunku kolejnego widocznego na złożonej mapie PK7. Asfaltowa droga kończy się przed ogrodzeniem, jakieś domki. Co dalej? Próbujemy jechać wzdłuż ogrodzenia. Tędy nie bardzo da się poruszać. Wracamy. Szukam jakiejkolwiek ścieżki/drogi po prawej stronie. Któryś z moich kolegów sięga po opis punktu - róg ogrodzenia jednostki wojskowej. Wreszcie z lasu wyłania się wysoki mur - to musi być to. Objeżdżamy wzdłuż muru, by nieco okrężną drogą trafić na właściwy narożnik. PK7 Dębak - róg muru ogradzającego jednostkę wojskową (godz. 11:08).

Kiedy mamy wyjeżdżać na kolejny punkt, Robert informuje mnie o PK5 o którym jakoś zapomnieliśmy (ja zapomniałem - znajdował się na drugiej stronie złożonej mapy). Nie ma innego wyjścia, pomimo że jest nieco nie po drodze musimy go zaliczyć właśnie teraz. Leśnymi dróżkami wracamy do asfaltowej drogi. Jedziemy przez Nadarzyn. Gubię się w plątaninie miejskich uliczek i skrzyżowań. Pytani tubylcy podają właściwy kierunek. Z przeciwnej strony nadjeżdżają bikerzy, którzy punkt już zaliczyli. PK5 Las Sękociński - skrzyżowanie szlaków (godz. 11:35).

Wracamy w kierunku Nadarzyna, pokonujemy krótki odcinek trasą katowicką i zjeżdżamy na Starą Wieś. Jedna, druga, trzecia uliczka w prawo. Skręcamy, coś nie wszystko się zgadza z mapą. Już wiem - pojechaliśmy o kilkaset metrów za daleko. Zagapiłem się przy liczeniu odchodzących dróg (kłopoty z liczeniem do trzech?). Niestandardowa skala mapy 1:75.000 też nie ułatwiła oceny odległości.

Od kobiety wychodzącej z napotkanego domu dowiadujemy się jak ścieżką przez łąki dotrzeć do miejscowości Kopania. Jeszcze jedno potwierdzenie właściwego kierunku i jedziemy w kierunku poszukiwanego miejsca i do ambony nr 2. Pod amboną koczują już spore tłumy orientalistów. PK11 Kopana - ambona myśliwska (godz. 12:11).

Ponaglam moich kolegów do dalszej jazdy. Czeka nas bezproblemowe i błyskawiczne zaliczanie położonych w niewielkiej odległości punktów. Najprostszy i najkrótszy wariant zaliczania większości z nich to dobre asfaltowe drogi. Ponieważ na tym odcinku trasy znajduje się sporo bikerów, punktów nie trzeba nawet specjalnie poszukiwać (zawsze odpoczywa przy nich jakaś grupka zawodników). Drogę do starego cmentarzyka wskazuje wszystkim stojący przy drodze starszy człowiek. PK2 Żółwin - miejsce przy drodze (godz. 12:20), PK9 Kazimierówka - pozostałość cmentarzyka (12:30), PK4 Milanówek - aleja kasztanowa (12:42). Dojazd do PK4, który widziałem z okien pociągu i którego trochę się obawiałem, prowadzi dobrą gruntową drogą. Razem z nami dociera tu zorganizowana i liczna grupa rowerzystów.

Przenoszenie rowerów przez tory i jedziemy w kierunku PK1. Trochę dezorientują zaznaczone na mapie dwie szerokie linie - co to może być? (później doczytam, że nic - czyli planowana autostrada). Skręcam w przeciwną stronę niż poszukiwany mostek, przedzieram się przez wysokie trawy niezkoszonych łąk. Wreszcie z daleka widzę czerwony lampion. Jeszcze kilka minut oczekiwania w kolejce na przejście przez prowizoryczny mostek i PK1 Żuków - mostek na ścieżce zaliczony (godz. 12:56).

Kierunek PK12. Odkryty teren i niesprzyjający wiatr bardzo utrudnia jazdę. Ratuję resztką kleju i łatką pechowca stojącego na poboczu. Gonię mijającą nas zorganizowaną grupkę rowerzystów. Dobrze sobie radzą gdy jedziemy asfaltową drogą. Kiedy jedziemy rozjeżdżoną drogą przy polach prowadzę. Szaleńcza jazda po nierównej i pozarastanej drodze sprawia, że za mną utrzymują się tylko Marek z Robertem, grupka pozostała daleko z tyłu. Szkoda, że takich nie było więcej takich na trasie imprezy. Z daleka widzimy powiewający lampion przyczepiony do drzewa. PK12 Krosna - samotna topola (godz. 13:15).

Do zaliczenia pozostaje już tylko PK10, zjazd do Pruszkowa i zaliczenie PK6 po przeciwnej stronie miasta. Gdzieś z tyłu pozostaje Marek. Z oddali widać, że pompuje rower. Nie możemy mu pomóc w tej czynności. Dalej pojedziemy we dwójkę. Objeżdżamy podmokłe łąki przez Józefów, zaliczamy PK10 Gołaszew - murowana kapliczka (godz. 13:33) i zjeżdżamy prosto w kierunku Pruszkowa. Prawie prosto, w pewnym momencie w zupełne osłupienie wprawia mnie tabliczka Duchnice. Na skrzyżowaniu dróg robię duży błąd - to zupełnie inny kierunek i przez ostatni kilometr oddalaliśmy się od miasta. Na kierownicy przez cały czas mam umieszczony kompas tylko trzeba od czasu do czasu spojrzeć na ten użyteczny przyrząd.

Teraz już naprawdę bez problemu zjeżdżamy do Pruszkowa, kierujemy się w kierunku Pęcic, gdzie znajduje się poszukiwany przez nas ostatni punkt na naszej trasie. Dokładnie rejestruję każdy przejechany fragment dzielącej nas od punktu trasy, każdy zakręt, mostek na rzeczce. Tak dokładny jestem aż do kluczowego dla sprawy miejsca. Widząc przed sobą "dobrze prezentujących się i wzbudzających zaufanie" orientalistów już bez patrzenia na mapę podążam za nimi. Mijamy jakiś cmentarz wojenny, oglądamy cmentarz koło kościoła i już wiadomo, że to nie to miejsce. Wracamy, by już bez zbędnych poszukiwań dotrzeć na właściwe miejsce PK6 Pęcice - narożnik cmentarza (14:18). Za nami przybywa dawno nie widziany Marek, który co kilka kilometrów pompuje rower i powinien pozostać daleko z tyłu. Po kolejnych 10 minutach meldujemy się na mecie (godz. 14:28). Jak się później dowiadujemy wystarcza to na zajęcie 20/21 miejsca. Marek pomimo awarii przyjeżdża tylko kilka minut za nami.

Pierwsze wrażenia z wyjątkowo szybkiej trasy to dużo, bardzo dużo asfaltów. Punkty łatwe do odnalezienia na zaktualizowanej (na bieżąco) mapie. Wyeliminowanie kilku ewidentnie popełnionych błędów i związane z tym kilka zbędnych kilometrów "być może" pozwoliłoby na zajęcie miejsca nawet pod koniec pierwszej dziesiątki. Szanse na powalczenie z najlepszymi straciliśmy już na samym początku, błędnie wybierając kolejność zaliczania punktów kontrolnych. Zwycięzca Konrad Wtulich (2 w ubiegłorocznym Bikeoriencie) znokautował nas wybierając trasę o 15 kilometrów krótszą i zaliczając ją o godzinę szybciej (ok. 72 km - 3 godz. 9 min.)

Po raz kolejny poczułem się ewidentnie oszukany przez organizatorów podwarszawskich imprez na orientację (wcześniej Otwock) jeżeli chodzi o długości optymalnej trasy (miało być 100 było niewiele ponad 70 km.). Z przykrością muszę stwierdzić, że długość (krótkość) trasy i mocno zurbanizowane tereny nie odpowiadają mi, więc z pewnością w przyszłorocznej edycji Waypointrace nie pojawię się, co jednak nie powinno w najmniejszym stopniu wpłynąć na frekwencję na tej doskonale zorganizowanej imprezie.

Statystyka trasy:

Dystans: 87,5 km
Czas trasy: 4:08
Czas jazdy: 3:47
Prędkość średnia: 23,1 km/godz.
Prędkość maks.: 36,1 km/godz.


Krzysztof Wiktorowski (wiki) - nr 464
e-mail: wiki@bg.umed.lodz.pl

powrót