https://zaliczgmine.pl/

.

Ultragminobranie


Radom (i okolice), 3-4 czerwca 2021 r.

(relacja)

relacje z innych imprez


powrót


Długi czerwcowy weekend mam wolny od startu w ultramaratonie czy rajdzie na orientację. To dobra okazja by podreperować swoje gminne zdobycze. Nie mogąc się zdecydować kreślę 4 (!) alternatywne trasy: 1. Wrocław i okolice; 2. Kraków i brakujące tam gminy; 3. Bydgoszcz-Poznań; 4. Radom i gminy na wschód i południowy-wschód od tego miejsca.

Bezproblemowy i szybki dojazd do Radomia (bez konieczności rezerwowania biletów IC) decyduje o wyborze tej opcji. Pozostałe trasy przydadzą się do realizacji w innym terminie. Po przedłużeniu kursowania ŁKA do Drzewicy, przesiadam się w tej miejscowości na pociąg KM. W ten sposób czas dojazdu skraca się prawie o połowę w stosunku do dotychczasowego przez Warszawę.


Niemal płaski teren i sprzyjająca pogoda (umiarkowana temperatura i słaby wiatr) sprawia, że wytyczam trasę o długości ok. 500 km. Na pokonanie całości będę miał 28 godzin. W przypadku nieprzewidzianych trudności nawet 4 godziny więcej. Trasa będzie prowadziła przez 38 nowych gmin. Przez kilka innych przejadę po raz kolejny.

Na początek "szybkie" (szybko zaliczone) gminy położone po zachodniej stronie Wisły. Po kolejne jadę na drugą stronę rzeki. Obawy, że na trasie zostanę zablokowany przez którąś z procesji okazują się bezpodstawne. Newralgiczne godziny spędzam na opustoszałej drodze krajowej. Odhaczam 3 pierwsze gminy:

Gózd;
Tczów;
Zwoleń


Most w okolicy Solca otwiera przede mną nowe możliwości. "Puste" przebiegi skończyły się. Na mapie zaliczonych do tej pory gmin to dla mnie biała plama. Przekraczając Wisłę wjeżdżam do województwa lubelskiego. Lubelszczyzna wita mnie szutrowymi drogami prowadzącymi wzdłuż (lub przecinające je) ciągnących się kilometrami sadów. W okresie dojrzewania owoców ten odcinek drogi byłby o wiele bardziej smakowity. Gruboziarniste, kamieniste podłoże psuje przyjemność z szutrowej trasy. Po zaliczenie kilku gmin wracam na asfalty prowadzące doliną rzeki.

Łaziskal;
Opole Lubelskie;
Józefów nad Wisłą


Upału nie ma ale niepokój budzi perspektywa uzupełnienia zapasu płynów (3 litry nie wystarczą na całą trasę). Moje obawy są zupełnie nieuzasadnione. Pomimo święta otwarte sklepy będę spotykał na całej trasie. Ostatni minę przed godziną 22. Zatrzymuję się przed najbliższym. Później uzupełnię wodę w przycmentarnym hydrancie. Wreszcie w wypatrzonym na Gogle Maps źródełku. 7 litrów płynów z powodzenie wystarcza nawet na powrót pociągiem. Rozkoszuję się równym asfaltem. Dzisiaj TIR-y nie będą zakłócać jazdy nawet na głównych drogach.

Annopole;
Gościeradów;
Trzydnik Duży

Ze zdziwieniem czytam tabliczkę informacyjną. Właśnie wjeżdżam (na "jedną" chwilę) do województwa podkarpackiego. Ta chwila wystarcza by zaliczyć jedną podkarpacką gminę Zaklików. Wracam na Lubelszczyznę. To jeden z nielicznych dzisiaj odcinków, gdy asfaltowa droga prowadzi (krótko bo krótko) ale przez las. Jadę wzdłuż rzeki Sanna. Liczne zbiorniki wodne nad rzeką sprawiają, że spotykam wiele rodzin i pojedynczych rowerzystów jadących jak najbardziej turystycznie. Podobnie jak na całej trasie spotkanie szosowca czy innego bardziej zaawansowanego cyklisty jest wyjątkiem.


Zaklików;
Potok Wielki;
Modliborzyce

Przede mną najwyżej na trasie położona gmina. Dwie strome ale krótkie ścianki czekają mnie już na początkowym odcinku. Później droga prawie niezauważalnie pnie się w górę. Wieś Szastarka, siedziba gminy położona jest tak jakby na "płaskowyżu". Zjeżdżam do Kraśnika. Po raz kolejny przekraczam budowę drogi S19 z Lublina do Rzeszowa.

Szastarka;
Kraśnik (gmina wiejska i miejska)

Mijam kolejne gminy. Bez przekonania pozdrawiam ręką profesjonalnie ubranego "szoszona". Bez przekonania bo nie zawsze napotykając profesjonalistę można liczyć na odzew. Ręka nadjeżdżającego z przeciwka też unosi się w geście pozdrowienia. Chwilę po tym gdy się mijamy zdziwiony słyszę "CZEŚĆ WIKI". W innych miejscach taki okrzyk nie dziwi ale tutaj w gminie Wiłkołaz (dla mnie na końcu świata) czuję się zaskoczony. Daję po hamulcach i zawracam by poznać nieznajomego/znajomego. Teraz poznaję, to Mario, z którym spotykałem się na różnych ultramaratonach - ostatnio na trasie MRDP Wschód. Zamieniamy kilka słów i ruszamy dalej. Jak przystało na miłośników ultra dystansów, każdy z nas ma do zrealizowania rowerowe plany na najbliższą noc.

Dzieżkowice;
Urzędów;
Wiłkołaz

Zbliżam się do miejsca (Zakrzówek) gdzie wg Google Maps znajduje się "Pomnik Karpia". Początkowo nie zwracam uwagę na kształt wykutej w kamieniu ryby. Dopiero tabliczka wyjaśnia, że to pstrąg. Rzeczywiście wysmukła ryba karpia nie przypomina. Zatrzymuję się na kilkanaście minut by nad pobliskim stawem posilić się przed dalszą jazdą. Na obiad mam zabrany ze sobą makaron z dżemem. Uzupełniam w pobliskim źródełku zapasy wody. Kilka kilometrów dalej mijam półmetek ultramaratońskiej trasy.

Zakrzówek;
Bychawa;
Strzyżewice

Nazwa kolejnej gminy Niedrzewica Duża uzmysławia mi, że to co dla mnie jest "końcem świata" dla Mario jest terenem, na którym kręci swoje kilometry "wokół komina". Zaczyna się ściemniać. Wykorzystuję złotą godzinę, żeby zrobić kilka ostatnich fotek. Czerwcowy wieczór zapada wyjątkowo powoli, jednak tereny uzdrowiskowe pokonuję już w zupełnych ciemnościach.

Borzechów;
Chodel;
Bełżyce;
Wojcieszów;
Nałęczów

Zadziwia mnie ilość asfaltowych dróg. Prawie na każdej gminnej wycieczce asfalty często przeplatały się z kiepskiej jakości gruntowymi a nawet piaszczystymi drogami. Już gdzieś od połowy trasy zdaję sobie sprawę z tego, że jadę zbyt szybko. Mam dwa wyjścia: utrzymać dotychczasową szybkość i zdążyć na wcześniejszy pociąg lub odpuścić i pojechać bardziej spokojnie. Decyduję się na pierwszą opcję. Jeżeli się spóźnię chociażby o 5 minut, czekając na kolejny pociąg spędzę w Radomiu nawet ponad 5 godzin. Teraz już na fotki czy jakiekolwiek inne przerwy w jeździe nie będę miał czasu.

Wąwolnica;
Poniatowa;
Karczmiska

Po raz kolejny zjeżdżam nad Wisłę. Nieoczekiwanie prowadzący mnie ślad zbacza z asfaltowej do tej pory drogi. Brak mapy nie pozwala skorygować niedostatecznie starannie wyznaczoną trasę (przy wszystkich zaletach to są minusy nawigacji). Kiepsko się jedzie po nierównej drodze ale nie ma co narzekać. Kiedy mijam kolejną nadwiślańską wioskę zaczyna się prawdziwy hardcore. Podłoże nierównej drogi wygląda na wyschniętą na kamień glinę. Droga pomiędzy polami zaczyna wznosić się coraz bardziej stromo w górę. Prowadzę rower. Nierówna droga wymaga maksymalnej uwagi podczas zjazdu. Ten byłby trudny nawet w czasie dnia. Niewidoczną ścieżką docieram nad samą rzekę. Tu użytkowana dość intensywnie ścieżka przeciska się pomiędzy gęstą roślinnością. Wszystko musi się skończyć z momentem dojazdu do miejscowości. Wyjeżdżam na historyczną (histerycznie wybrukowaną) uliczkę Kazimierza Dolnego. Środek nocy sprawia, że mogę bezkolizyjnie ominąć bruk jadąc nierównym, wąskim chodnikiem.

Urzędów;
Kazimierz Dolny

Najgorsze się skończyło, co nie znaczy, że nie będzie gruntowych dróg. Drogi może nie są nawet takie zle. Na świeżo ich pokonanie nie byłoby problemem. Tylko ja stan świeżości mam już dawno poza sobą. Przede mną Puławy - być może największe miasto, przez które przejeżdżam podczas dzisiejszej wycieczki. Trudno się szybko połapać gdzie jest, a gdzie nie ma prowadzącej wzdłuż ulicy ścieżki rowerowej. Gdzie się kończy, a gdzie zaczyna. Gdzie przechodzi na przeciwną stronę ulicy. Na szczęście o tej porze ulice są prawie puste.


Kurów;
Końskowola;
Puławy

Wraz z powrotem na "właściwą" stronę Wisły opuszczam woj. lubelskie . Do zaliczenia kilka, nie odwiedzanych do tej pory gmin woj. warszawskiego. Powoli rozwidnia się. Temperatura obniża poniżej granic komfortu. Zaczynam zasypiać na prostej asfaltowej drodze. Potężna porcja kawy tym razem nie pomaga. Nie ma rady. Dalej tak nie pojadę. Zatrzymuję się obok autobusowej wiaty. Jadąc "na styk", z przykrością odkładam perspektywę dojazdu na czas na wcześniejszy pociąg. Nie przejmując się właściwą kolejnością, na dotychczasowe warstwy: koszula termoaktywna, koszulka kolarska, cienka kurtka p-deszcz zakładam kolejną koszulę termoaktywną i oparty o rowerowy bagażnik zasypiam.

Po kwadransie budzę się jak nowonarodzony. Krótka chwila wystarcza na całkiem dobrą regenerację organizmu. Jeszcze przed chwilą z trudem wyciągałem 20-22 km/godz., teraz bez problemu jadę ze średnią 25 km/godz. Dotarcie do Radomia na czas ponowne wydaje się całkiem prawdopodobne. Mijam kilka zaliczonych wcześniej gmin. Najbliższym celem jest kolejna podwójna gmina.

Pionki (gmina wiejska i miejska)

Asfaltowa droga do Radomia odbija gdzieś w bok. Jeżeli chcę zaliczyć ostatnią dzisiaj gminę muszę zrezygnować z wygodnej drogi. Jadę najkrótszą drogą wzdłuż torów. Mijam ostatnie zabudowania, Szuter kończy się. Wzdłuż lasu prowadzi piaszczysta miejscami nieprzejezdna droga. Pomimo tych trudności ostatnia gmina zaliczona.

Jedlina Letnisko

Jest godzina 6:30. Do Stacji Radom pozostało zaledwie kilkanaście kilometrów. Do odjazdu pociągu ??? minut. Ponieważ nie spodziewałem się tak szybko ukończyć jazdę, nie zapamiętałem ile minut po godzinie 7 odjeżdża pociąg. Jazdę utrudniają różnej jakości drogi. Przez chwile jadę nawet po zarośniętej drodze wzdłuż torów. Na stację docieram na kilkanaście minut przed odjazdem pociągu, co pozwala na spokojny zakup biletu w dworcowej kasie.


Po raz pierwszy dystans ultramaratonski pokonałem tak szybko i zmieściłem się w 22 godzinach. Statystyka i trasa na RWGPS


Dystans 498,6 km
czas trasy: 21:54
czas jazdy : 21:03
postoje: 51 min.
średnia 23,7 km/godz.
max 48,4 km/godz.
ilość gmin 38



Krzysztof Wiktorowski (wiki)
e-mail: wiki256@gmail.com

powrót