TRUDY 2015

IX Długodystansowy Rajd na Orientację "TRUDY"
Barlinek, 26.09.2015 r.

(relacja)

relacje z innych imprez
powrót


Zachodniopomorskie, to obszar ulubionych przeze mnie maratonów na orientację. Przyciągają mnie tutaj dzikie tereny (a może mnie się tylko wydaje, że bardziej dzikie niż gdzie indziej). Nie do przecenienia jest też kameralna atmosfera imprez, na których większość startujących i organizatorzy to dobrzy znajomi.

Pociąg dostarcza mnie do znanego z maratonów szosowych Choszczna. Mam dużo czasu by dojechać do Barlinka w którym będzie baza tegorocznych (jesiennych) Trudów. Chętnie korzystam z prowadzących przez pola skrótów. Warto, bo pobocza polnej drogi porośnięte są obrzydliwie słodkimi śliwkami węgierkami. To jedyna taka okazja, w czasie rajdu nie będę miał czasu ani ochoty by schylić się po wiszące na drzewach czy leżące na ziemi owoce.

W bazie melduję się (to już chyba tradycyjnie) jako pierwszy uczestnik. Za dnia mogę zorientować się w układzie dróg odchodzących z tej miejscowości we wszystkich możliwych kierunkach. Jutro pozwoli to bezstresowo i bez zastanowienia wyruszyć na trasę rajdu i powrócić do bazy. Mam też czas by zrobić zakupy w pobliskiej Biedronce.

Właściwie to Barlinek powinien być już dla mnie doskonale znany. Przed 5-cioma laty brałem udział w rozgrywającej się tu Nocnej Masakrze. No cóż jedyne co kojarzę, to budynek szkoły stanowiący bazę zawodów. Wówczas wszystko rozgrywało się w ciemnościach nocy - teraz mam nadzieję zakończyć jazdę przed zmierzchem. Wówczas wszystko pokryte było grubą warstwą świeżego śniegu - teraz mamy piękną słoneczną jesień. Doświadczenia tamtego startu (relacja) na pewno nie pomogą mi podczas jazdy w zupełnie innych warunkach. To dwie zupełnie niepodobne do siebie imprezy.

Wczesna pobudka. Zaczynam od pochłonięcia dużej porcji makaronu z dżemem. Później przyjdzie czas na inne mniej pilne przedstartowe czynności. Toaleta, szykowanie jedzenia i picia. Decyzja co do ubioru potrzebnego na trasie. Obowiązkowo stawiam się na odprawie. Niby wszystko jest jasne ale trafiają się też informacje dotyczące położenia konkretnych punktów kontrolnych.

PK16 - Kamienny słupek. W krzakach (7:40 - 40 min. od startu)

Mapy rozdane. Chwilę zastanawiam się nad trasą: kierunek jazdy i zaliczania najbliższych punktów. Ruszam do punktu położonego w północno-zachodnim narożniku mapy. Później będę "zgarniał" punkty jadąc w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Przede mną ponad 10-cio kilometrowy odcinek asfaltu. Mijam wolniej jadących zawodników. Gdy przypadkowo odwracam się, widzę jadącego z tyłu Krzyśka C. z którym pokonywałem znaczną część Róży Wiatrów.


Z mapy wynika, że dojazd do punktu nie powinien sprawiać kłopotu. Po minięciu krzyżówki w miejscowości Dziedzice trzeba skręcić w drogę przez pola. Jadę przez pola, ale gdzie jest widoczny na mapie las? Rzut oka na kompas wyjaśnia wszystko. Zamiast na południe jadę na północny-zachód. Robię w tył zwrot (Krzysiek wcześniej zauważył błąd) i skręcam w kolejną polną drogę. Tym razem kierunek jest dobry ale jadę równolegle do właściwej drogi po przeciwnej stronie strumienia. Wybieram skrót, idę/jadę przez pole, pokonuję suchy strumień, łąkę. Dołączam do zawodników, którzy wystartowali później ale nie popełnili mojego błędu. Skraj lasu i punkt ukryty w krzakach. Na błędach tracę 5-6 minut. Niewielka ale bolesna strata.

PK3 - Wierzba przy moście, od strony łąki (8:07 - 27 min. od poprzedniego punktu)

Dołączam do opuszczających punkt Jarka i Krzyśka Sz. Jazda najkrótszą drogą przez łąki nie musi być optymalnym wyjściem, jeżeli ta okaże się tylko dojazdem do łąk. Cofamy się by dotrzeć do asfaltu. Szybka i przyjemna jazda przy sprzyjającym wietrze. Dalej jedziemy gruntową drogą. Dotarcie do punkty wydaje się tak proste, że nie zauważamy słabo widocznego z drogi mostku. Zatrzymujemy się kilkaset metrów dalej. Kiedy wracamy spotykamy opuszczającego punkt Łukasza.

PK15 - Pochylona sosna na skraju lasu. 50 m od drogi (8:32 - 25)

Kontynuujemy jazdę gruntową drogą. Za chwilę wskoczymy na czerwoną wstęgę asfaltowej drogi. Tu czeka nas duże rozczarowanie. Czerwony kolor na tej mapie, nie zawsze oznacza asfalt. Przed nami długi odcinek utwardzonej ale brukowanej leśnej drogi. Próbuję znaleźć bardziej równy pas na skraju bruku. Nie zawsze się to udaje. Kilka kilometrów trzęsawki mocno daje się we znaki. Przebieżka łąką na skraju lasu. Widziałem już bardziej pochylone drzewa. Na szczęście na skraju lasu jest tylko jedna taka sosna.

PK4 - Koniec przecinki, zarośniętą ścieżką do zapory (9:03 - 31)

Przyjemny ale krótki odcinek asfaltu. Gruntowa droga. Dokładnie odmierzam się, skręcam w przecinkę, która doprowadzi nas do zapory. Przed nami ukazuje się tafla wody. Dlaczego nie jedziemy jeszcze kilka metrów do przodu, dlaczego nie sprawdzamy tego miejsca? No cóż, zgodnie z opisem do zapory powinniśmy dotrzeć "zarośniętą ścieżką". Trudno nie wierzyć budowniczemu trasy i opisowi punktu. Żadnej, a tym bardziej zarośniętej ścieżki nie było, dotarliśmy w to miejsce zwykłą, leśną drogą. Zawracamy, jedziemy na południe. Po kilkuset metrach nie potrafimy nawet zidentyfikować, w którym miejscu się znajdujemy. Proponuję powrót do początków. Kilkanaście metrów od miejsca gdzie pierwszy raz się zatrzymaliśmy odnajdujemy lampion punktu kontrolnego. Wiarygodność budowniczego trasy spada niemal do zera. Ten chyba nigdy w życiu zarośniętej przecinki nie widział. Kolejne 5-6 minut w plecy.

PK6 - Pozostałość po zaporze, szukaj sznurka. Ostrożnie! (9:39 - 36)

W drodze na południe zaliczamy kolejną potężną porcję bruku. Mam wrażenie, że brukowana droga nigdy się nie skończy. Nie ma czasu na myślenie, jadący z przodu Krzysiek S. nie zamierza zwolnić chociażby na chwilę. Jeżeli nie można tego zmienić trzeba polubić. Wystarczy wyobrazić sobie, że alternatywą mogłoby być pchanie roweru po nieprzejezdnych piaskach. Wyciągam z przepastnego przepustu zawieszony na sznurku perforator. Gdzieś 3-4 metry poniżej widać nurt przepływającego strumienia.

PK19 - Suchy pień w rowie ok. 50 m od drogi (10:13 - 34)

Mając do wyboru porządną brukowana drogę i krótszą ale niepewną przecinkę wybieramy pierwsza opcję. Przy asfaltowej drodze rozdzielamy się. Jadę widoczną poniżej przecinką. Jarek i Krzysiek jadą przez Mszaniec licząc, że niewidoczna na mapie dalsza droga jednak istnieje. Spotykamy się ponownie obok punktu. Powtarzająca się na każdym punkcie sekwencja: rowery pozostawione przy drodze, kilkudziesięciometrowa piesza przebieżka, ewentualne przeszukiwanie terenu, perforowanie karty startowej, powrót do rowerów.

PK14 - Wschodni brzeg ujścia strumienia do jeziora. ŚLISKO! (10:40 - 27)

Coraz bardziej nabieram przekonania, że punkty są tak rozmieszczone by jak najłatwiej można je było rozstawić z samochodu. Kilka kilometrów utwardzonej drogi, punkt umieszczony kilkadziesiąt metrów obok niej, kolejne kilka kilometrów jazdy, kolejny punkt -powtarzający się aż do znudzenia schemat. To mocno ulepszona wersja pierwszych moich Jesiennych Trudów sprzed 4 lat (relacja). Wtedy odcinki pomiędzy punktami były asfaltowe, a punkty umieszczone zaledwie kilkaset metrów obok, tuż przy utwardzonych drogach.

Przed nami 8 km brukowanej drogi. To najkrótszy wariant łączący punkty, więc żaden sposób na ominięcia bruku nie wchodzi w grę. Rower pozostawiam na mostku. Do punktu docieram brzegiem pogłębianego niedawno strumienia czyli po leżących na brzegu zwałach rzecznego mułu. Obok zarośnięty las z powalonymi drzewami i leżącymi gałęziami.

PK5 - Północna strona przepustu za ściętymi drzewami (11:21 - 41)

Nie czekając na moich towarzyszy ruszam do przodu. Zawracam do punktów pozostawionych na południowej części mapy. Że nie jest to optymalny wariant zaliczania punktów, zorientuję się zbyt daleko by naprawić popełniony błąd. Moi koledzy pojadą na północ do PK2 i PK10, więc spotkamy się dopiero na mecie.

By nie wracać tą samą brukowaną drogą jadę po przeciwnej czyli wschodniej stronie kilku połączonych strumieniem jezior. Przy innym jeziorze i zupełnie innym strumieniu będę szukał kolejnego punktu. Porzucam rower przy drodze nad przepustem i pieszo ruszam w kierunku północnym w stronę jeziora. Pod nogami zaczyna chlupać woda, po ściętych drzewach i punkcie w tym miejscu nie ma nawet śladu. Wracam i rozszerzam teren poszukiwań. Po przeciwnej, południowej stronie cieku wodnego leżą jakieś powalone konary i gałęzie. Tu właśnie ukryty jest lampion punktu kontrolnego. Zasada ograniczonego zaufania do budowniczego okazuje się być niezbędną. Lampion położony jest na zachód od przepustu i na południe od cieku wodnego. Nieodparcie nasuwa mi się skojarzenie z inną imprezą: Grassorem i pomylonymi przez Wigora w opisie kilku punktów kierunkami.

PK7 - Skrzyżowanie rowów, ok. 30m od drogi (12:15 - 54) 26 min.

Opuszczam przepust i jadę wijącą się leśną drogą prowadzącą mniej więcej na południe. Mijam widoczną na szosę. Dotarcie do mostu wydaje się na tyle proste, że nie spoglądam na kompas, nie sprawdzam pokonanego dystansu. Pomimo, że dawno powinienem minąć most nad ciekiem wodnym, żadnego obniżenia terenu nie widzę. Wracam do pierwszych zabudowań i koryguję kierunek jazdy. Tym razem zatrzymuję się na skraju jakiegoś jeziora. Nie jest dobrze, tego jeziora nie mam na mapie. Nie wiem gdzie jestem i tu się tego nie dowiem. Wracam szybko do asfaltowej drogi. Napis na sklepie - Rybakowo - wyjaśnia wszystko. Zaraz za przepustem, przy którym odnalazłem PK7, było rozwidlenie dróg i wybrałem tę, która tylko "mniej więcej" prowadziła na południe, a w rzeczywistości skręcała delikatnie na południowy-wschód.


Dojeżdżam do Santoczna i wracam na trasę, którą powinienem pojechać od początku. Mijam porządny most. Za kolejnym jeziorem skręcam w boczną leśną drogę. Spotykam nadjeżdżającego z przeciwka Pawła B., a w lesie spotkam poszukującego punkt Bartka. W takiej kolejności jako pierwszy i drugi zawodnik zameldują się na mecie. Tym razem wtopa jest bardziej bolesna. Na tym błędzie tracę blisko pół godziny.

PK8 - Do Koryta;) Przepust (12:54 - 39)

Nauczony przykrym doświadczeniem, teraz skrupulatnie odmierzam odległość i kontroluję wskazania kompasu. W ten sposób nie tylko bez problemu docieram do najbliższego ale i kolejnych punktów na trasie. Przepust, zapora, most, brzeg rzeki czy jeziora to ulubione elementy orientacyjne budowniczego trasy i tegorocznych Trudów. Trochę niepewności wprowadza pojawiające się w opisie określenie "koryto". Co autor miał na myśli? Pojawia się obniżenie terenu. Strumyk. Zaglądam do jedynego miejsca, w którym mógłby zostać ukryty punkt czyli konstrukcji określanej przez Wigora jako "jaz kominowy".

PK18 - Ruiny, zachodni brzeg. BRAK MOSTU!!! (13:39 - 45)

Pokrętny wyjazd w kierunku kolejnego punktu. Dokładnie kontroluje jazdę, więc tabliczka z napisem "Rezerwat Buki Zdroiskie", obszar na mapie zaznaczony znacznie dalej nie wywołuje paniki. Obszar rezerwatu musiał zostać w międzyczasie znacznie powiększony. Zjeżdżając do Przyłęgu widzę zawodnika wspinającego się zboczem powyżej miejscowości. Ostrożnie zmierzam w kierunku punktu-wodopoju. Zupełnie bez potrzeby, prowadzi tu szeroka droga. Wypijam pół butelki z pozostawionej tu dla uczestników zawodów wody, perforuje punkt i ruszam w pościg za uciekinierem, którego widziałem kilka minut wcześniej. Spotkamy się 2 punkty dalej.

PK9 - Duże samotne drzewo przy drodze (14:14 - 35)

Opuszczam zwarty leśny kompleks. Mijam niewielkie Sarbiewo. Chwila oddechu na asfaltowej drodze i skręcam w łąki. Z daleka wyróżnia się górujące nad innymi drzewo. Odmierzam odległość i po kilku minutach okazuje się, że to właśnie na nim wisi lampion punktu kontrolnego.

PK17 - Przy oczyszczalni wody, zachodni brzeg (14:55 - 41)

Przede mną przejazd przez Strzelce Krajeńskie. Niepokój wzbudza widok "białej plamy" na mapie. Do miejsca w którym znajduje się punkt, na mapie nie zaznaczono żadnej drogi czy ścieżki. Wątpliwości budzi samo określenie "oczyszczalnia wody" a może chodzi o "oczyszczalnie ścieków"? Nie mam pojęcia czy znajdę jakąś ścieżkę wzdłuż jeziora czy może lepiej szukać drogi przez pola od wschodu?

Próbuję zasięgnąć języka u tubylca. Zdziwiony istnieniem jakiejś oczyszczalni nie jest w stanie mi pomóc. Mijam ostatnie zabudowania Strzelec i skręcam w gruntową drogę. Ta kończy się przy ostatnich działkach. Od ściany lasu dzieli mnie kilkaset metrów zaoranego pola. Na ziemi widzę ślady dwóch rowerów. Nasi już tu byli. Pomiędzy drzewami prześwituje porządna szutrowa ścieżka. Kilkaset metrów dalej na mostku spotykam Asię. Robert wraca wzdłuż rzeczki przy której znajduje się "oczyszczalnia" i drzewo z lampionem. Poszukiwana oczyszczalnia to prosta konstrukcja filtrująca zanieczyszczenia mechaniczne przed wpłynięciem wody do jeziora nad którym położone są Strzelce.

PK11 - Pierwszy prawy filar wieży. Na kolanach ;) (15:40 - 45)

Jedyny sposób dotarcia do kolejnego punktu to powrót do miasta i droga na Licheń. W ostatniej chwili postanawiam to zrobić po wschodniej stronie jeziora. Szczęśliwie porządna szutrowa ścieżka znajduje się również tutaj. To tereny rekreacyjne miasta więc mijam rowerzystów i kilka osób z "kijami". Już przestałem wierzyć, że dojazd do jakiegokolwiek punktu jest oczywisty. Kiedy mijam Licheń i opuszczam asfaltową drogę, skrupulatnie korzystam zarówno z linijki jak i kompasu. Właściwie nie powinno być problemu, zarówno na mapie jak i w terenie jest zaznaczony szlak turystyczny. Trzymam się żółtego szlaku rowerowego. Pierwsza przeszkoda to obszar po wyrębie lasu i wprowadzanie roweru pod piaszczyste wzniesienie, później pojawią się powalone w poprzek drogi drzewa. Na dodatek żółte oznaczenia szlaku gdzieś nikną. Kilkadziesiąt metrów slalomu pomiędzy kilkunastoma powalonymi drzewami.

Docieram do okazałej drewnianej budowli łączącej przeciwległe brzegi jeziora. Szlaban skutecznie uniemożliwia skorzystanie z tej kruchej przeprawy samochodom. Tabliczka informuje, że jest to "Most przyjaźni". Nie mam czasy by dociekać, kto z kim ma się przyjaźnić. Po przeciwnej stronie mostu znajduje się drewniana wieża widokowa. Takie marnotrawstwo na zbudowanie mało użytecznych konstrukcji w środku lasu śmierdzi mi wydawaniem nie swoich czyli unijnych pieniędzy. W końcu im bardziej dziwny projekt tym większa szansa na dofinansowanie. Z pewnością kasy z naddatkiem wystarczyłoby na zwykły, bardziej przydatny chociażby leśnikom, most łączący rozdzielone jeziorami części lasu.

Obok drewnianej wieży czeka Robert, który wybrał lepszy dojazd zielonym szlakiem rowerowym. Jeszcze tylko w dziękczynnej pozie czyli na kolanach dostaję się do ukrytego na filarze, na poziomie ziemi perforatora i mogę jechać dalej.

PK13 - Punkt czerpania wody, ścieżką pod górkę. Kikut (16:30 - 50)

Zastanawiam się co wybrać: pewną drogę przez pola czy mniej oczywistą przez las. Za wyborem lasu przemawia silny przeciwny wiatr, którego doświadczyłem zupełnie niedawno jadąc ze Strzelec do Lichenia. Jestem miło zaskoczony, na północ prowadzi porządna leśna szutrówka. Gdy ta kończy się, znajduję dalszą drogę na południe prowadzącą wysoko nad płynącą w dole rzeczką. Zwykła, twarda, czasami trochę nierówna droga jest i tak o niebo lepsza od wszechobecnych na początku bruków. Skręcam do punktu czerpania wody. Monotonię dotychczasowej jazdy przerywa kilkadziesiąt metrów biegu do punktu zanikającą w lesie ścieżką.


PK12 - Narożnik polany, pień po ściętym drzewie (17:08 - 38)

Trudno dopatrzyć się na mapie jakiejś drogi na wschód czyli do kolejnego punktu. Objazdy też nie zachęcają. Jadę na czuja, na przejmując się zbytnio mapą. Jakieś drogi na wschód muszą się znaleźć. Na początek piaszczysty podjazd na przeciwległe zbocze doliny. Prowadzę rower. Kiedy droga na wprost kończy się odbijam w prawo i po chwili mam dalszą drogę na wschód. Duże polne głazy ze strzałkami i nazwami miejscowości umieszczone na skrzyżowaniach i rozwidleniach dróg ułatwiają jazdę i pozwalają uniknąć ewentualnego błędu. Opuszczam las i na jego skraju odnajduję pieniek z przypiętym lampionem i perforatorem.

PK1 - Drzewo przy przepuście - północny kraniec (17:42 - 34)

Przede mną bladoczerwona, czyli brukowana droga pomiędzy polami i przeciwny wiatr. Porastające pobocze krzaki chronią nieco przed wiatrem. Jednocześnie gałęzie tych samych krzaków wdzierające się nad drogę uniemożliwiają jazdę najrówniejszym skrajem drogi. Próba takiej jazdy kończy się krwawymi smugami na nadgarstkach. Za Jarosławskiem kolor kreski na mapie się nie zmienia jednak bruk ukryty jest pod równiutkim asfaltowym dywanikiem. Teraz jedyną przeszkodą jest przeciwny wiatr. Po 4 dobach spędzonych na rowerze podczas GMRDP, jazda asfaltową drogą nie stanowi problemu. Mam na tyle dużo sił, że prędkość jazdy nie spada poniżej 20 km/godz. Zaliczam umieszczony poniżej szosy punkt i czeka mnie chwila wytchnienia podczas jazdy z wiatrem w przeciwnym kierunku.

PK10 - Powalona brzoza na ścieżce (18:26 - 44)

Jadąc kombinuję w jaki sposób dotrzeć do celu. Wybieram najkrótszy wariant pomiędzy jeziorami. Jazda polnymi, rozwidlającymi i krzyżującymi się drogami wymaga szczególnej czujności. Kiedy licznik wskazuje, że zbliżam się do punktu widzę ruszających na dalszą trasę zawodników. To napotkani wcześniej Asia i Robert. Oni odpuścili sobie zaliczenie niewygodnego PK1. Zjeżdżam w dół nad jezioro i obchodzę leżącą poniżej drogi brzozę sprawdzając w którym miejscu znajduje się lampion. Niestety ten pień jest zupełnie goły . Jeszcze raz spoglądam uważnie na czerwoną kropkę postawioną na mapie. Już wiem gdzie szukać właściwej brzozy. Kilkadziesiąt metrów na północ odnajduję punkt.

Drzewo przy przepuście - północny kraniec

Przede mną ostatni punkt na trasie. Z przykrością opuszczam asfaltową drogę, którą pokonałem kilka kilometrów. Skręcam w najkrótszą ale zaznaczoną przerywaną linią przecinką. Jazda w ciemniejącym lesie dłuży się ale w końcu docieram nad jezioro. W pobliskiej leśniczówce trwają jakieś atrakcje dla turystów. Słychać głos trąbki myśliwskiej. Objeżdżam jezioro i szukam drzewa i przepustu. Ruszam wzdłuż jakiejś grobli, niestety wysoka trawa nie jest nawet trochę przedeptana. Wreszcie poddaję, wrócę i jeszcze raz odmierzę się od głównej drogi. Wracając kątem oka dostrzegam kupkę drewien i czerwień lampionu. Perforuję kartę startową, ale co z tym przepustem. Na odprawie nic nie było o mylnych czy stowarzyszonych punktach. Dopiero pisząc relację zauważam, że szukając punktu PK2 czytałem opis innego czyli PK1. Najważniejsze, że poszukiwania skończyły się sukcesem. PK2 - Zachodni kraniec polany - ścięte drzewa przy słupie (19:10 - 44).

Meta (19:30 - 20)

W lesie robi się już bardzo ciemno. Nie udaje mi się uruchomić oświetlenia. Jadę poboczem tuż obok brukowanej drogi. Mimo obaw jest tu dość równe podłoże bez garbów i dziur, których nie miałbym szans dostatecznie wcześnie dostrzec. Wreszcie asfaltowa droga, prowadząca do Barlinka. Mimo, że to zaledwie kilka kilometrów przejazd dłuży się niemiłosiernie. Poznane wczoraj rondo. Szkoła. Rowerów zawodników, którzy wrócili przede mną, wbrew obawom, nie jest nawet tak dużo.

Zakończyła się jedna z ciekawszych imprez Pucharu Polski w maratonach na orientację. Nieliczne błędy w opisach punktów dodały pewnego smaczku w ich poszukiwaniach. To impreza na którą z pewnością wrócę już za rok.

wizualizacja trasy

Statystyka:

Dystans - 220,1 km
Czas trasy - 12:30
Czas jazdy - 10:54
Średnia prędkość - 20,1 km/godz
Max. prędkość - 40,8
Miejsce 9 (z 33)

Osoby wymienione w relacji (w przypadkowej kolejności):

Krzysiek Cecuła
Jarek Wieczorek
Krzysiek Szawdzin
Łukasz Mirowski
Paweł Brudło
Daniel Śmieja (Wigor),
Bartek Bober

Łódź, 2015r.

Krzysztof Wiktorowski (wiki)
e-mail: wiki256@gmail.com


powrót