Po święte Graale (wycieczka)

Leszno, 30 kwietnia - 1 maja 2017 r.

(relacja)

relacje z innych imprez


powrót


Długi majowy weekend to okazja do dłuższego wyjazdu. Trasa wyznaczona jeszcze zimą czekała na realizację w odpowiednim momencie. Okienko pogodowe kapryśnej wiosennej aury wypada między 30.IV i 1.V więc jadę. Cel jest jednoznacznie określony: 1. zaliczyć jak najwięcej nowych gmin, 2. zaliczyć kilka najrzadziej odwiedzanych gmin - tzw. Św. Graali. Start z Leszna (bliższe gminy mam już odhaczone) dojazd do granicy zachodniej i powrót inną trasą.


Wyjeżdżając z Łodzi za oknami pociągu do Leszna widzę rozmiękłe, zalane wodą polne drogi. W nocy jeszcze intensywnie padało. Początkowo zachmurzone i zamglone niego powoli rozjaśnia się. Na stacji w Lesznie wysiadam ok. 12:30. Po 26 lub 22 godzinach powinienem wrócić na pociąg powrotny.

Wschodni wiatr intensywnie popycha mnie do przodu. Jedzie się przyjemnie. W takich warunkach z przerażeniem myślę o drodze powrotnej. Pierwszy zjazd z asfaltowej drogi pozytywnie mnie zaskakuje. Pustynia. Nie ze względu na ilość piachu ale ze względu na całkowity brak wilgoci. Przecież w centrum Polski przez ostatnie dni intensywnie padało. Błota obawiałem się najbardziej.

Główne drogi krajowe przeplatają się z tymi nieco gorszymi asfaltami. Silny wiatr sprawia, że często jadę powyżej 30 km/godz., a średnia pierwszego odcinka (do granicy) przekracza 25 km/godz. Przy tak szybkiej jeździe mam szansę zobaczyć Nysę Łużycką w świetle dnia. Z ciekawością odnotowuję pierwszy z Graali - gminę Lipinki Łużyckie. Gmina jak gmina - w oczy rzuca się jedynie kilka efektownych wiaduktów kolejowych.

Kilka kilometrów leśnych dróg i wyjeżdżam w miejscu przedziwnym. Tabliczka informuje, że jest to Park Mużakowa. Rzeczywiście w miejsce takich sobie leśnych dróg pojawiają się szerokie, żwirowe alejki. Między rzadko rosnącymi dębami zielony trawnik. Tyle starych i bardzo starych drzew nieczęsto się spotyka. Dalej są dwa mostki prowadzące na niemiecką stronę parku. Nie omieszkam postawić stopy na niemieckiej ziemi. W oddali widać imponujący pałacyk. Szkoda, że nie mam czasu by zobaczyć inne atrakcje tego miejsca. Tu niemiła niespodzianka. Nie mogę zrobić żadnego zdjęcia. Pamięć zapełniona. Karta pamięci z mojego aparatu pozostała w domu.

Graniczna gmina Łęknica z wieloma otwartymi pomimo późnej pory supermarketami. Czas zmierzyć się z wiatrem wiejącym prosto w twarz. Nie wiem czy w tych warunkach cieszyć się z długich przejazdów przez las. Nocna jazda po nierównych gruntowych drogach przez las nie należy do najprzyjemniejszych. Mnóstwo zagłębień wprost przygotowanych jest do przyjęcia dużych ilości wody. Nie chciałbym tędy jechać po intensywnych opadach.

Koło północy na trasie przejazdu pokazuje się tabliczka WYMIARKI to najświętszy z wszystkich Graali (tak naprawdę Graal jest tylko jeden) aktualnie gmina najrzadziej odwiedzana wśród korzystających z serwisu Zalicz Gminę. Całkiem pokaźna miejscowość, w której praca trwa nawet o tej nietypowej porze. Przez otwarte drzwi znajdującej się tu Huty Szkła widzę zjeżdżające z taśmy słoiki. Zapotrzebowanie na ten produkt musi być naprawdę duże.

Bezchmurne niebo, silny wiatr. Kiedy jadę jest mi wystarczająco ciepło. Kiedy zatrzymuje mnie senny kryzys i drzemię pod autobusową wiatą, po kilku minutach budzi mnie przeraźliwe zimno. Z utęsknieniem czekam na pierwsze oznaki mającego nadejść świtu. Na cieplejsze chwile będę musiał poczekać jeszcze kilka godzin.

W południowej części mojej trasy pojawiają się długie odcinki wyłożone kostką. Niby to nie jest bruk, niby kostka jest całkiem równa, jednak jedzie się po czymś takim niezbyt komfortowo. Wydaje mi się, że takie odcinki ciągną się w nieskończoność. Tak jak dojazd do kolejnej rzadko odwiedzanej gminy Niegosławice. Po mojej wizycie zniknęła z TOP20 listy Graali. Jeszcze tylko gmina Pęcław, niewygodna do zaliczenia, bo ukryta "za Odrą" pomiędzy dwoma odległymi mostami. Szczęśliwie można tam dojechać wygodnie asfaltowymi drogami.


szczegóły trasy na RWGPS


Na liczniku mam już ponad 320 km. Do celu pozostaje ok. 80 km. Czas wykrzesać ostatnie zasoby sił bo jest szansa na powrót wcześniejszym pociągiem. Trasa skręca w różne strony i raz po raz dostaję silne uderzenie wiatru prosto w twarz. Jeżeli wiąże się to nawet z niewielkim podjazdem prędkość makabrycznie spada. Nie ma co się rozpisywać walkę z czasem wygrywam z dostatecznym zapasem czasu. Do Leszna wracam po 21,5 godziny, mając w nogach niemal 400 km. (czas jazdy 19:36, przerwy 1:58, max - 51,0 km/godz., śr. 20,1 km/godz.)


Krzysztof Wiktorowski (wiki)
e-mail: wiki256@gmail.com

powrót