Najpierw myśleć, później jechać
OrientAkcja ed.4 - Głowno, 19.09.2015 r.

(relacja)
relacje z innych imprez
powrót

fot. Renata


To już czwarta edycja tego doskonale zorganizowane i czwarty mój start w tej imprezie. Tym razem organizatorzy jako teatr zmagań orientalistów wybrali tereny na północ od Łodzi, dotychczas nie eksploatowane przez tego typu imprezy. Są tu lasy, jeziorka i jedna niezbyt obfitująca -przy panującej suszy - w wodę rzeka Mroga. Tereny mało przeze mnie zjeżdżone i to raczej tylko tranzytem. Dojazd na miejsce startu pociągiem okazuje się niewykonalne, albo dojadę do Głowna grubo za wcześnie albo zjawię się tuż przed startem. Pozostaje rower i własne nogi. Sprawdzam odległość spod bloku do miejsca startu - Zalew Mrożyczka. Nie chcę popełnić błędu z 2 edycji, gdy zmęczony wpadłem do bazy w Ldzaniu kilkanaście minut przed startem. Spokojnie docieram do bazy i jestem na tyle wcześnie, że mam czas by zrobić zakupy.


Po pokonaniu przed kilkoma tygodniami ponad 1000 km trasy GMRDP ze spokojem podchodzę do czekającej mnie trasy. Nie mam pojęcia na ile mój organizm się zregenerował i na co mogę liczyć podczas tego startu. Nic na siłę. Oglądam otrzymaną mapę i po chwili ustalam wstępną kolejność zaliczania punktów, szkicując łączące je proste linie. Na szczegóły przyjdzie czas podczas jazdy. Na początek wybieram celowo jeden z dalszych punktów - PK 5. To pozwoli mi przyzwyczaić się do mapy, z czym zawsze mam problemy zaraz po starcie.

PK5 - lewy brzeg strumyka (10:54)

Wbrew wcześniejszym obawom, bezproblemowo udaje mi się opuścić miejskie ulice. Kilka kilometrów asfaltu, polna droga. Wybieram niewłaściwą czyli prawą część torów. Tu drogi nie ma, kilkaset metrów przez pola, sad i miękkie łąki wzdłuż torów. Przepycham się pomiędzy stadem krów. Wreszcie jest: wiadukt kolejowy, przepływający pod nim zanieczyszczony nieco ściekami pobliskich Domaniewic strumyk i wiszący na drzewie lampion PK. Z góry dobiegają jakieś głosy, to zawodnicy, którzy dotarli w to miejsce po torach. Wydaje się, że optymalnym wariantem zaliczenia tego punktu był przejazd niezalecaną ale i niezabronioną główną drogą na Łowicz.


PK2 - górka nad skarpą (11:09)

Z trudem pokonuję strumyk tak by nie zamoczyć butów. Krótki odcinek dzielący mnie od pobliskiego asfaltu jadę przez pole. Prowadząca dalej gruntowa droga wzdłuż torów nie wzbudza mojego zaufania. Objazd asfaltową drogą jest zaledwie kilkaset metrów dłuższy. Wbrew przyzwyczajeniom, że najpierw jadę a później myślę, dzisiaj nigdzie się nie śpieszę, nie mam ochoty na jakiekolwiek błądzenie. Czasami zatrzymuję się by sprawdzić mapę, czasami wyciągam linijkę by zmierzyć odległość. Po prostu, najpierw myślę a dopiero potem jadę. W lesie obok drogi znajduje się głęboko poniżej położone jeziorko. Czeszę wzrokiem drzewa rosnące na stromej skarpie - bezskutecznie. Lampion znajduje się na drzewie kilka metrów od skraju skarpy.

PK19 - ambona myśliwska (11:22)

Kilometr piaszczystej leśnej drogi i jestem nad jeziorem Okręt. Jadąc dalej na wprost mijam wioskę i pokonuję kawałek drogi przez łąki. Tego punktu nie trzeba szukać - ambona jest widoczna z daleka . Wielka cyfra 4, która jest odpowiedzią zaliczającą pobyt na punkcie jest widoczna chyba już ze 100 metrów. To jedyny punkt który można zaliczyć, nawet się do niego nie zbliżając.

PK10 - drzewo nad brzegiem zalanego wyrobiska (11:33)

Jadę znaną drogą wzdłuż zarastającego trzciną brzegu jeziora Okręt. W kolanach czuję jeszcze trudy ultramaratońskiej, górskiej trasy. Trudniej przejezdne odcinki dzisiejszej trasy pokonuję wykorzystując "lżejsze" przełożenia i zwiększając kadencję. W ten sposób udaje się w znacznej części zniwelować pojawiający się przy jeździe siłowej ból kolan. Skręcam w żwirową drogę a następnie jadę stromo w dół nad niewielki zbiornik wody. Przez chwilę poszukuje tu drzewa z lampionem. Po chwili sprawdzam mapę, kropka wskazuje przeciwną stronę drogi. Jest tu kolejne zasłonięte krzakami zalane wyrobisko, są tu też drzewa na tyle duże, że swobodnie na ich pniu mieści się lampion - pomarańczowo-biała kartka papieru. Dziurkowanie karty perforatorem i mogę jechać dalej.

PK6 - brzeg jeziora (11:50)

Wybieram południowy wariant dojazdu do punktu. Jak zwykle kusi mnie długi odcinek asfaltowej drogi. Czy był to dobry wybór trudno ocenić. Spoglądając na mapę wyobrażam sobie, zwykły hodowlany staw i drogę, która doprowadzi mnie do położonego gdzieś nad brzegiem drzewa. Już nie raz podczas imprez na orientację przekonałem się, że wyobraźnia nie jest najlepszym doradcą. Tu nie ma dla niej miejsca, wyobraźnię powinno zastąpić dokładne czytanie mapy.

Wyrysowanej na mapie dróżki trudno dostrzec w terenie. Pomaga licznik i odmierzona wcześniej odległość. Jadę w dół jakąś ścieżynką między drzewami. Po chwili przed moimi oczami pokazuje się położony znacznie niżej zbiornik wodny. Droga w tym miejscu to określenie umowne. Zjeżdżam nad jezioro. Dalej jechać się nie da, pozostawiam rower nad brzegiem i ruszam wąską ścieżką trawersującą skarpę. Punkt zaliczony. Na miejscu okazuje się, że droga, która do tego miejsca prowadzi istnieje. Niestety rower pozostawiłem z 200 metrów wcześniej. Pamięć nie jest moją najmocniejszą stroną. Przypominam sobie, że rok może dwa wcześniej nad tym właśnie zbiornikiem zrobiliśmy sobie z Piotrkiem przerwę na kąpiel.

PK4 - drzewo ok.15m na południe od rozwidlenia dróg (12:07)

Prosty dojazd do kolejnego punktu. Wystarczy odrobina czujności by zrobić to bezbłędnie. Zadanie mam ułatwione, z przecinki w którą mam skręcić wyjeżdżają zawodnicy, którzy dotarli tu przede mną. Omijam przegradzający drogę powalony pień. Przy odchodzącej w lewo (na południe) dróżce odnajduję lampion. Co najdziwniejsze, kiedy wyjeżdżam na skraj lasu, ponownie spotykam mijanych przed chwilą bikerów - oni na punkt nie dotarli.


PK12 - kępa drzew (12:32)

Droga przez pola. Asfalt. Tu planuję wybrać dłuższy asfaltowo-szutrowy wariant. Impuls sprawia, że jadę skrótem przez pola. Wkrótce pojawia się pas zaoranego wraz z drogą pola. Później trafiam na nie dające się ominąć nieprzejezdne piachy. Znowu prowadzę rower. Nieco dalej można już jechać ale wysiłek wkładany w pokonywanie łach piasku jest niewspółmierny do uzyskanego efektu. Dla mnie z rowerem o stosunkowo cienkich oponach nie był to najszczęśliwszy wariant. Nieco dalej skręcam w leśną przecinkę. Kątem oka dostrzegam w lesie pomarańczowy kolor wiszącej na drzewie kartki. Na karcie startowej pojawiają się kolejne dziurki.

PK16 - ambona myśliwska (12:44)

Znajduję się w lesie dosłownie naszpikowanym punktami kontrolnymi. Na niewielkim leśnym obszarze organizatorzy umieścili 6 lampionów. Wybranie najkrótszego wariantu ich zaliczania jest prawie niemożliwe. Jednak przy średniej odległości między punktami nie przekraczającej 2 km nie ma to większego znaczenia. Równie ważne jak wybór najkrótszej trasy łączącej te punkty ma dla mnie wybór najlepszych dróg. Na początek wybieram PK16, do którego prowadzi elegancka szutrówka. Na skraju lasu biesiaduje prawie 10 osób. Skracam i jadę przez pole prosto pod ambonę. Liczę deski tworzące jej podłogę. Nie chcąc tracić czasu na wyjmowanie i chowanie karty startowej jadę dalej. Wynik obliczeń wpiszę gdy zatrzymam się przy kolejnym punkcie. Tylko czy tych desek było 8 czy 9? Z tą wątpliwością pozostanę aż do powrotu na metę. Jednak wpisana 9-tka było liczbą prawidłową.

PK3 - brzeg jeziorka (12:54)

Jadę skrajem lasu. Mijam nadjeżdżającego z przeciwnej strony Piotrka. Mój dzisiejszy faworyt będzie dopiero 4. Skręcam zgodnie z oznaczeniami szlaku konnego i wreszcie w przecinkę prowadzącą nad niewielkie oczko wodne. Tu spotykam Marcina Kuthana, który na mecie zamelduje się jako 3.

PK9 - szczyt wzniesienia (13:06)

W lesie zrobiło się tłocznie. Na punktach leżących blisko bazy spotykają się uczestnicy trasy rekreacyjnej i trasy mega. Przedzieram się północnym skrajem jeziorka. Z przeciwnej strony nadjeżdżajš:, Wiola, Sylwia i Marcin. Docieram do szutrowej drogi . Wybieram szybki szutrowy objazd do kolejnego punktu. Końcowa przecinka jest już mocno piaszczysta. Mijam jedno wzniesienie. Na drugim jest już kilku zawodników, a na drzewie lampion i perforator.

PK1 - szczyt wydmy (13:17)

Szczyt wydmy nie jest już tak okazały. Właściwie to ja tu żadnego wzniesienia nie widzę. Kilkadziesiąt metrów obok leśnej drogi widać, za to zawodnika, który odnalazł ten punkt przede mną. Człowiek jest zdecydowanie bardziej widoczny od powieszonego na drzewie lampionu. Taką orientację to ja bardzo lubię.

PK17 - cmentarz wojenny (13:36)

Nie zauważam na mapie cienkiej linii jaką narysowałem pomiędzy PK1 i PK14. Ten punkt zaliczę w drodze powrotnej. Opuszczam las i jadę asfaltową drogą prosto na północ. W północnej części lasu znajduje się ostatni z 6 nagromadzonych w lesie punktów. W końcówce gruntowa droga doprowadza mnie do znajdującego się na skraju lasu cmentarza. Liczę 3 krzyże na kamiennych postumentach. W tym samym czasie do punktu dociera grupka z której rozpoznaję Artura.

PK18 - młyn (13:52)

Teraz przede mną wiele kilometrów głownie asfaltowych dróg. Jadę przez Bielawy i dalej przez pola w kierunku młyna nad Mrogą. Wpisanie imienia właściciela młyna - Stanisław - zalicza ten punkt.

PK14 - Most na wschodniej odnodze Morgi (omijającej młyn) (14:14)

Kilka kilometrów asfaltowej drogi doprowadza mnie do punktu, który pierwotnie miałem zaliczyć nieco wcześniej. Mijam młyn i na kolejnym moście rozpoczynam liczenie. Tu zadanie jest nieco bardziej skomplikowane bo desek jest aż 29. Dla pewności ponawiam liczenie.

PK8 - brzoza nad brzegiem rozlewiska (14:27)

Znowu asfalt i znowu krótki odcinek piaszczystej drogi przez las. Tu znajduje się najsłynniejszy punkt tej edycji Orientakcji, czyli brzoza, która wcale brzozą nie jest. Przez chwilę, tylko przez chwilę zastanawiam się, czy nie wykorzystać skrótu przez płynącą nieopodal rzekę. Pas łąk po przeciwnej stronie rzeki skutecznie zniechęca mnie do moczenia nóg. Kiedy opuszczam punkt z przeciwnej strony nadjeżdża Łukasz.

PK15 - pomnik (14:43)

Zamiast kilkusetmetrowego skrótu jadę kilkukrotnie dłuższą asfaltową drogą. Zjeżdżam do niewielkiego lasu. Przejeżdżam obok zaparkowanego w lesie samochodu. Są jakieś ślady więc jadę dalej. Chwilę później spostrzegam swój błąd - przy samochodzie powinienem pojechać lewą odnogę drogi. Samochód skutecznie zamaskował bardziej wyraźne ślady (zobaczę je gdy będę wracał z punktu). By naprawić błąd przedzieram się przez las, robiąc małe kółeczko. Odczytuję, że pomnik ufundowało koło ZBOWID i społeczeństwo. Na punkcie ponownie spotykam Łukasza, który wybrał skrót przez rzekę. Dowiaduję się, że to jego ostatni punkt i wraca na metę (wygra zawody). Mnie brakują jeszcze 3 punkty.


Spotkanie z Łukaszem skutecznie wyprowadza mnie z równowagi. Tracę spokój jaki mi towarzyszył od startu. Zaczynam się motać. Nieoczekiwanie zmieniam ustaloną wcześniej kolejności zaliczania punktów 13-11-7.

PK7 - obniżenie terenu nad jeziorem (15:06)

Wpadam na pomysł by najpierw zaliczyć PK7 - wracając na metę nie będę już musiał się tu zatrzymywać. W pewnym momencie wyłączam się. Przestaję śledzić mapę. Zasada, że każda leśna droga prowadzi do punktu nigdy się nie sprawdza. Przede mną jakaś uliczka na przedmieściach Głowna. Chociaż las jest niewielki, wiem jedno - nie wiem gdzie jestem. No cóż, zapominam o zasadzie która, powinna przyświecać każdemu orientaliście - najpierw myśleć dopiero później jechać.

Korzystając z kompasu próbuję szybko dotrzeć na skraj lasu. To najlepszy sposób by znaleźć jakiś charakterystyczny punkt i "odnaleźć się" w tym terenie. Na skraju lasu spotykam uczestników trasy rekreacyjnej. Przede mną pojawia się asfaltowa droga przez pola. Już wiem gdzie jestem. Teraz dotarcie na punkt powinno być łatwizną. Jest jeziorko, jest obniżenie terenu. Tylko gdzie jest punkt? Bezradnie odwracam się do tyłu i dopiero teraz widzę lampion przypięty z "tyłu" drzewa. Tu poczułem się jak uczestnik dużo trudniejszego orientacyjnie Grassora na którym każdy lampion jest umieszczony po przeciwnej stronie drzewa i niewidoczny dla nadjeżdżającego zawodnika.

PK13 - ambona myśliwska (15:23)

Prosty dojazd do kolejnego punktu. Z daleka widać już stojąca na skraju lasu ambonę. Tylko jak sprawdzić, jaki kolor ma dach tej budowli. Kiedy podjeżdżam bliżej okazuje się, że nie muszę w tym celu wdrapywać się na górę. Cienki plastikowy, prześwitujący dach jest zielony.

PK11 - brzeg jeziora (15:35)

Do zaliczenia pozostaje ostatni punkt na trasie. Dobra szutrowa droga, piaszczysty dojazd nad brzeg jeziora. Leśne oczko wodne przedstawia obraz godny pożałowania. Brzeg jeziora jest oddalony od lustra wody prawie o 10 metrów. Zbiornik stracił pewnie ponad 70% swojej objętości. Perforuję ostatnią wolną kratkę karty startowej.



META - (15:52)

Pozostaje prosta nawigacyjnie i równa droga prowadząca do bazy. Staram się pokonać ją jak najszybciej. Na metę przyjeżdżam po 5 godzinach i 22 minutach, godzinę po zwycięzcy i minutę po bezpośrednio wyprzedzających mnie zawodnikach. W uzyskaniu lepszego czasu przeszkodziły błędy popełnione na ostatnim odcinku trasy: problemy z odnalezieniem punktów i nieoptymalna kolejność ich zaliczania. Mimo wszystko miło jest usłyszeć gdy ktoœ się chwali, że pierwszy raz wygrał z wikim.

Organizatorzy chyba głaskania nie potrzebują ale ..... za co m.in. cenię Orientakcję?

1.Wielowariantowość. Punkty były tak rozmieszczone, że prawdopodobnie każda ze startujących osób/grup wybrała inną kolejność ich zaliczania. Optymalny wariant wg organizator miał długość 90 km, zwycięzca pokonał zaledwie 86 km. Ja musiałem przejechać prawie 99 km by zaliczyć wszystkie punkty i wrócić na metę. Wybór lepszych lecz dłuższych dróg wcale nie tłumaczy tak dużej różnicy. Dla przypomnienia podczas pierwszej edycji był jedynie słuszny i łatwy do odgadnięcia wariant zaliczania punktów.

2.Niezmieniająca się, stale niska cena. Nie znam innych organizatorów, którzy potrafiliby przygotować tak dużą imprezę za tak niską kwotę.


Statystyka:

Dystans - 98,7 km
Przewyższenie - 206 m
Czas trasy - 5:22
Efektywny czas jazdy - 4:53
Postoje - 29 min.
Prędkość średnia - 20,2 km/godz.
Prędkość maksymalna - 35,4 km/godz.
Miejsce 7/32

Łódź, 2015 r.

Krzysztof Wiktorowski (wiki)
e-mail: wiki256@gmail.com


powrót