OrientAkcja 2014
Konstantynów Łódzki, 10.05.2014 r.

(relacja)
relacje z innych imprez
powrót

fot. Mateusz


Z przyjemnością przyjmuję do wiadomości informację o zupełnie nowych zawodach jakie zostaną zorganizowane w okolicach Lutomierska czyli na zachód od Łodzi. Obszarem zmagań będzie dolina Neru i tereny położone na południe od tej rzeki – miejsca, które znałem do tej pory raczej wybiórczo. Mały rekonesans na tydzień przed startem pozwoli nieco poprawić tę znajomość. Z dużym prawdopodobieństwem pozwoli też wytypować kilka miejsc, w których "powinny" znaleźć się punkty kontrolne (PK). Miejsca, w których ja te punkty bym postawił gdybym tworzył trasę.

W miarę jak zbliża się termin startu wzrasta ilość osób zainteresowanych udziałem w imprezie. Liczba prawie 60 startujących pozytywnie zaskakując zarówno mnie jak i organizatorów rajdu. Wśród kandydatów do zwycięstwa na trasie mega obok Piotrka - mojego stałego rywala w regionalnych zawodach na orientację - pojawiają się znajomi spoza Łodzi: Radek i Łukasz. Zgodnie z oczekiwaniami między naszą czwórką rozegra się walka o zwycięstwo.

Mamy kilka minut na zapoznanie się z mapą, a potem można wyruszyć na trasę. Ruszam główną asfaltową drogą na południe, a później skręcam w kierunku Florentynowa. Kątem oka widzę ze zdziwieniem, że żaden z zawodników nie podąża moim śladem. Kiedy zauważam na mapie punkt (PK5) pozostawiony po przeciwnej stronie rzeki, na korektę trasy jest już za późno. Chociaż początkowo mylę uliczki letniskowej miejscowości, po chwili pewnie odszukuję podwójny słup linii energetycznej nr 2001 (PK9).

Jadę do mojego "pewniaka", jako miejsca umieszczenia punktu kontrolnego – starego cmentarza w Bechcicach. Mijam wolniejszego na tym etapie Piotrka. Przy bramie spotykam Łukasza. Razem pokonamy znaczną część trasy. Zadanie jest proste - data na bramie cmentarza. Bramę mam na wyciągnięcie dłoni. Patrzę, patrzę i nie widzę. Jeszcze raz i jeszcze raz. Metalowe cyferki umieszczone pomiędzy metalowymi prętami bramy stają się niewidocznymi dla oka. Pomoc Łukasza jest bezcenna. Spisuję 1|9|3|5 (PK3)

Jedziemy do miejsca, w którym przypadkiem znalazłem się tydzień temu. Utwardzona deskami ścieżka przez podmokły brzozowy las doprowadza nas do metalowego mostku. Na drzewie w zakolu rzeki kilkanaście metrów od mostku znajduje się lampion PK1 z dwuliterowym kodem.

Szybko docieramy do pobliskiej kapliczki znajdującej się na obrzeżach Lutomierska. Pytanie o to ile nóg ma stojąca tu ławka wywołuje konsternację. Jaka ławka? Która ławka? Przecież ławki są dwie. Bez zastanowienia wpisuję, zgodnie ze stanem faktycznym (2+3) – PK6. Od niedawnej wizyty organizatorów ławka rozpoczwarzyła się, a właściwie jedna stara została wymieniona na dwie nowe.

Znany, bo pokonywany wielokrotnie przejazd przez centrum miasteczka. Prowadzę do jedynego miejsca, które można było rozpoznać z przedstartowych fotek zamieszczonych na stronie rajdu. Za łąkami porastającymi dolinę Neru widać neogotycki kościół w Kazimierzu. Jedziemy do opuszczonego gospodarstwa na skraju lasu. Po krótkiej dyskusji ustalamy, że budowlą wysuniętą na północny wschód jest żuraw (PK15).

Jedziemy dalej na zachód. Wieś Jerwonice to mój kolejny pewniak do umieszczenia punktu. Organizatorzy umieścili ich w pobliżu aż 3 punkty. Pomimo silnego przeciwnego wiatru, pędzimy z szybkością ok. 30 km/godz. Bez problemu odnajduję drogę, która wyprowadza nas na nadrzeczne łąki. Na końcu kolejnej drogi przez łąki stoi samotna wierzba a na niej lampion z dwuliterowym kodem (PK13).

Od najbliższego punktu dzieli nas niespełna kilometr łąk. Nie dajemy się wpuścić w maliny – tzn. w niepewny skrót przez łąki, być może poprzecinane wypełnionymi wodą rowami. Objazd jest pewny, niewiele dłuższy, a na pewno przejezdny. Kiedy opuszczamy punkt, po raz pierwszy mijamy Piotrka i Radka.

Kiedy ponownie wracamy na skraj łąk, porzucamy rowery i ruszamy na poszukiwania ambony. To budowla, która powinna być widoczna z daleka. Kiedy już ją widać pozostaje jeden problem, znajduje się po drugiej stronie rowu z wodą. Właściwie to żaden problem. Bez wahania pokonuję przeszkodę. Woda sięga mi niewiele powyżej kolan. Po godzinie jazdy spodnie z powrotem będą suche. Buty wyschną nieco później ale jeszcze przed kolejnym brodzeniem w błocie. Kilka razy dokładnie liczę szczebelki drabiny przy ambonie (PK16). Wracam - przeskakując w innym miejscu przez prawie suchy tu rów - do Łukasza, który "pilnuje" rowerów. Podaję mu liczbę szczebelków. Ponieważ czujemy oddech konkurentów na plecach, nie tracę czasu i swoją kartę startową wypełnię dopiero kiedy zatrzymamy się na kolejnym punkcie - wpisuję 11.

Wbrew moim obawom do następnego PK docieramy, utwardzoną drogą i bez problemu trafiamy nad zbiornik wodny, którego objętość wpisujemy jako potwierdzenie PK11. Przez chwile czuję się zagubiony, kręcę się w różne strony by wreszcie ruszyć drogą na południe. Początkowo utwardzona droga traci swoje właściwości. Punkt na skrzyżowaniu leśnych dróżek to bodajże kolejny dwuliterowy kod (PK2).

Najszybciej jak można czyli asfaltową drogą dojeżdżamy w pobliże kolejnego punktu. Tu spisujemy numer słupa energetycznego PK18 po prawej stronie drogi. Jadąc na punkt kombinuję w jakiej optymalnej kolejności zaliczać kolejne punkty. Długość obu możliwych wariantów (14-8-12 i 8-14-12) wydaje się porównywalna. Czynnikiem decydującym pozostaje więc ilość asfaltowych i bocznych dróg. Ta przemawia za drugim wariantem.

Na początek dobre drogi, wiatr wiejący w plecy. Szybko zaliczamy PK8 na skrzyżowaniu dróg. Zmieniamy kierunek jazdy, wiatr wieje w twarz. Leśne i polne, piaszczyste, nierówne drogi skutecznie pozbawiają sił. Kiedy zatrzymujemy się na mostku w Hipolitowie i liczymy deski – 24 szt. (PK14), z tyłu nadciąga Piotrek z Radkiem – a wydawało się, że pozostali już daleko z tyłu.

Szybko ruszam do przodu próbując pozostawić rywali z tyłu. Siły utracone na leśnych piaskach sprawiają, że pomimo asfaltowej drogi i silnego wiatru z tyłu granica 30 km/godz. wydaje się nieosiągalna. W pewnej chwili słyszę charakterystyczny szum jaki wydaje bieżnik grubych opon Radka. Uśmiech na twarzy mijającego mnie Piotrka jest bezcenny.

Teraz ważniejszą od orientacji, która i tak nie sprawiała mi dzisiaj problemu jest utrzymanie się za nieco młodszymi rywalami. Opuszczamy las. Próbując zaoszczędzić kilkaset metrów jedziemy na skróty. Początkowo jedziemy granicą pola i lasu. Później już jechać się nie da. Prowadzić rowerów również. Teren posadzonego niedawno lasu poprzecinany jest głębokimi bruzdami. No cóż, tym razem przesadziliśmy z wyborem trasy. Noszenie roweru na plecach nie jest moim ulubionym sposobem przemieszczania się. Łukasz, który pozostał nieco z tyłu mija nas zanim dowleczemy się do przejezdnej dróżki.

Nieco dalej porzucamy rowery, a Radek prowadzi nas przez "brudny", wilgotny, zarośnięty krzakami, chwastami, pokryty suchymi gałęziami las w kierunku lampionu (PK12) umieszczonego obok źródliska niewielkiej rzeczki. Odczytujemy dwuliterowy kod i możemy ruszać dalej.

W szybkim tempie pokonujemy leśne dróżki. Cel to znany mi cmentarz wojenny w Wymysłowie, który zwiedzałem raptem tydzień temu. Odnalezienie krzyża i najbliższego nagrobka z nazwiskiem to zaliczenie PK10.

Opuszczamy las. Jedziemy najkrótszą drogą przez łąki. Chociaż wiem, że jest ledwie przejezdna i przecięta bagienkiem niemożliwym do pokonania "suchą nogą", jadę śladem prowadzącej trójki. Wpadamy w błoto powyżej kostek. "Instynkt stadny" wykształcił się u mnie wyjątkowo mocno. Rezygnując ze skrótu i wspólnej jazdy, mogłem dojechać w to samo miejsce szybciej chociaż nieco dłuższą ale dobrą drogą. Płotek przy mijanej kapliczce ma kolor zielony (PK17).

Na skraju lasu odnajdujemy myśliwską ambonę (PK7). Pomiędzy szczebelkami z trudem odnajdujemy dwuliterowy kod. Dla odmiany są to nie rzucające się w oczy, nakreślone długopisem niewielkie literki. Wąską koleiną pokonujemy odcinek pola dzielącego nas od kolejnej asfaltowej drogi.

Rajd powoli zbliża się ku końcowi. Teraz odwiedzimy kolejny mój "pewniak" – stawy w miejscowości Zalew. Grobla pomiędzy stawami, niebieski przepust i napis MNICH 2 czyli PK4.

Tu rozdzielimy się, Piotrek, Radek i Łukasz pojadą zaliczyć PK9. Ja mijając bazę pojadę policzyć białe paski na szlabanie zamykającym przejazd PK5 – 13.

od lewej: Radek, Piotrek, Łukasz


Błąd popełniony na początku trasy "kosztuje mnie" 10 minut straty do najszybszych Piotra i Radka. Na ogłoszenie zwycięzców będziemy musieli jeszcze poczekać. Wszystko za sprawą PK13 a ściślej mówiąc ilości szczebli ambony myśliwskiej. Podane odpowiedzi różnią się. Piotrek i Radek naliczyli tych szczebli 9, Łukasz podał prawidłową odpowiedź 10, ja wpisałem na karcie startowej liczbę 11 (?!?) chociaż jako jedyny z tej czwórki byłem pod samą amboną. By nie komplikować sprawy organizatorzy podejmują jedyną słuszną decyzję - zaliczają pobyt na punkcie całej czwórce. W końcu wszystkim bardziej chodziło o dobrą zabawę a nie walkę za wszelką cenę. O zwycięstwie zadecydował więc czas powrotu na metę. W ten sposób zajmuję 3 a de facto 4 miejsce (1 zajęli Piotr i Radek ex aequo, 2-gie Łukasz).

Żadne słowa nie oddadzą wyrazów uznania z jakimi spotkała się impreza. Nie tylko w mojej ocenie, została zorganizowana przez Michała i Mateusza (debiutantów w tej roli) bez zarzutu. Dla weteranów rajdów na orientację trasa była zbyt mało wariantowa ale to nie zarzut a uwaga na przyszłość. Bo mam nadzieję, że na jednym razie się nie skończy.

Statystyka:

Dystans - 73,4 km
Czas trasy - 3:41
Efektywny czas jazdy - 3:25
Prędkość średnia - 22,23 km/godz.
Prędkość maksymalna - 39,6 km/godz.

Łódź, 2014 r.

Krzysztof Wiktorowski (wiki)
e-mail: wiki256@gmail.com


powrót