.

OrientAkcja ed.11


Łobudzice, 25 maja 2019 r.

(relacja)

relacje z innych imprez


powrót


fot. Renia (1), Xzibi (7)
Bez piasku, błota i konieczności pokonywania brodów. Słońce i umiarkowana wiosenna temperatura. Wymarzone warunki do jazdy rowerem i zdobywania punktów rajdu na orientację. Widząc tłumy bikerów, którzy przyjechali na kolejną 11 edycję Orientakcji, z lekkim żalem wspominam pierwsze edycje, kiedy o miejsce na pudle przychodziło walczyć z Piotrkiem, Radkiem, Łukaszem. Teraz trzeba się będzie mocno postarać by zająć miejsce w pierwszej 10-tce a może 20-tce zawodników. Wieści o doskonale zorganizowanej imprezie szybko się rozchodzą. W tym roku po raz pierwszy wyniki rajdu jako aspiranta będą liczone do klasyfikacji Pucharu Polski. Być może już w przyszłym roku impreza awansuje do elitarnej 16 najlepszych imprez pucharowych. Dla przeciętnego bikera zbierającego punkty pucharowe oznacza to będzie zdobywanie dwukrotnie większej ilości punktów.


docieram do bazy



zwiedzam ośrodek


Na starcie każdy z uczestników otrzymuje jedną mapę formatu A3 o skali 1:60tys. Coś za coś. Jeden arkusz ułatwia sprawne korzystanie z mapy, nietypowa skala to utrudnienie w odmierzaniu odległości (każdy milimetr na mapie to 60 metrów w terenie). Szybko staram się określić kolejność zaliczania punktów oraz sposób przejazd pomiędzy nimi. Czas dzielący rozdanie map od komendy start szybko zbliża się ku końcowi. Dla dalszych punktów określam tylko kolejność ich zaliczania. Zaraz po komendzie start ruszam na trasę. Start 9:38.

Na początek wybieram punkt znajdujący się najbliżej bazy. Później będę zaliczał po kolei wszystkie punkty znajdujące się na południowej części mapy. Zjeżdżam w las a po chwili z tyłu nadjeżdża Michał Bedyk. Doskonale radzi sobie w niewielkim lesie, więc jadę z tyłu czekając na gotowe. Wprowadzamy rowery na wzniesienie rozglądając się za celem. Które z drzew jest tym właściwym? Z grzbietu otwiera się widok na piaszczyste zbocze i tu już wątpliwości znikają. Na żółtym piasku znajduje się tylko jedno niewielkie drzewko. PK5 - karłowata sosna (godz. 9:46 - 2,0 km).

Chcąc jak najdłużej korzystać z równych asfaltowych dróg jadę prosto na zachód i skręcam w kierunku punktu znajdującego się w płd.-zach. narożniku mapy. W lesie asfalty zastępują dobre szutrowe drogi. Zjeżdżam nad jeziorko. Podchodzę do lampionu. Sięgam po powieszoną na smyczy kartę startową i .... karty nie ma tam gdzie powinna być. Chwila konsternacji. Jak to, przecież jeszcze przed chwilą tu była? PK23 - brzeg jeziorka (10:10, 11,0).


pechowa karta


Odciskam ostrza perforatora w narożniku mapy i uważnie rozglądając się wracam po trasie, którą tu dotarłem. Przez chwilę nadzieję wzbudza widok nadjeżdżających zawodników. Może znaleźli i podnieśli mapę? Nie znaleźli. Po 3 kilometrach rezygnuję z poszukiwań. Przecież podczas szybkiej jazdy karta startowa mogła odfrunąć i mogę jej wcale nie znaleźć. Teraz mapa będzie moją kartą startową. Obecność na punktach będę zaznaczał perforatorem i opisywał na brzegu mapy. Jeżeli w ten sposób potwierdzona trasa będzie przez sędziego zaliczona to dobrze, jeżeli nie, też tragedii nie będzie.

W miejscowości Janów skręcam w pierwszą polną drogę. Wkrótce droga przez las wyprowadza mnie na asfalt. Chwila wytchnienia na równej drodze i ponownie skręcam w las. Niezbyt precyzyjnie odmierzam odległość i przeliczam na setki metrów. Pozostałość po starej żwirowni w niewielkim lesie to nie igła w stogu siana. Krótki spacerek po lesie kończy się sukcesem. Jest wyrobisko, jest też grupka bikerów. Trudniejsze będzie potwierdzenie obecności na punkcie. Jeżeli nie chcę za każdym razem wyciągać mapy z mapnika (a nie chcę) nie mogę zostawić roweru i zaliczać punktu pieszo, na każdym punkcie muszę zameldować się razem z rowerem. Wpycham rower po skarpie. Dziurkuję mapę i ruszam dalej. PK21 - skarpa nad zachodnim brzegiem wyrobiska (10:34, 18,6).

Prosta droga na południe. Prosta droga na wschód. Kiedy zjeżdżam w las spotykam innych uczestników i porzucone rowery. Przedzieram się z rowerem pomiędzy cienkimi drzewkami. Korzenie przewróconego drzewa widoczne są już z daleka. PK19 - wykrot nad strumieniem (10:52, 24,6).

Teren jest mocno zurbanizowany. Jazda asfaltowymi i dobrymi szutrowymi drogami z rzadka przerywana jest polnymi czy leśnymi drogami i to zwykle tylko w okolicach punktów. Utrudniający jazdę piasek jest dzisiaj wielkim rarytasem. Jest go naprawdę niewiele. Wjeżdżając w lasy otaczające miejsce ukrycia punktu, uważnie kontroluję kierunek i odległość. Niezbyt uważnie. Skręcam o jedną przecinkę za daleko. Droga, którą próbuję jechać nie bardzo nadaje się do jazdy. Z drżeniem serca mijam kolejne upstrzone suchymi patykami odcinki. Takie podłoże doskonale nadaję się do urwania haka przerzutki. Przecinka kończy się. Przedzieram się przez las w poszukiwaniu dalszego jej ciągu. Wreszcie wyjeżdżam na bardziej przejrzystą część sosnowego lasu. Są tu inni bikerzy. Tak jak ja, nie wiedzą gdzie szukać punktu. Kompletnie się w tym lesie zakręciłem. Nadjeżdża Weronika z tatą, jest też Ewa z Jarkiem. Punkt znajduje się po przeciwnej stronie niż się go spodziewałem. PK13 - brzeg bagna (11:26, 33,9).

Ruszam za Jarkiem i Ewą. Później ich wyprzedzam. Skręcam z leśnej szutrówki. Wprowadzam rower na grzbiet niewielkiego wzniesienia. Idąc na północ trafiam na obiekt pożądania. Czerwień przytwierdzonego do drzewa lampionu widoczna jest z kilkudziesięciu metrów, nora dopiero kiedy stoję przy drzewie. PK10 - przy norze (11:40, 38,1).

Niby jedziemy w tym samy kierunku ale na tym punkcie po raz ostatni spotykam Ewę i Jarka. Pojadą trasą zbliżoną do optymalnej pokonując niewiele ponad 120 km. Ja zaczynam kombinować i nic dobrego z tego nie wynika. Pierwotna kolejność zaliczania punktów zakłada dwukrotne przekroczenie rzeki Grabii i otaczających je podmokłych, porośniętych krzakami i trzciną łąk (przed startem nie dostrzegam tej przeszkody). Może byłoby to możliwe ale dość uciążliwe. Podczas wiosennej wycieczki wycofałem się nie znajdując możliwości przedostania się przez pas roślinności na północnym brzegu rzeki. Zmieniam kolejność zaliczania punktów. Najpierw zaliczę punkty znajdujące się na południe od rzeki.




W planie jest kolejno PK8 i PK4. W czasie jazdy rezygnuję z pierwszego z nich. Łatwiej będzie go można zaliczyć podczas powrotu do bazy. Po kilkukilometrowej jeździe asfaltami skręcam w polną drogę. Ponownie skręcam by dotrzeć do tej właściwej równoległej. Jest droga, są ślady kół tylko z której strony jest punkt. Dołączam do nadjeżdżającego bikera. Rzadko porośnięta i przejezdna polanka pozwala dojechać dokładnie do punktu. PK4 - południowy skraj wrzosowej polanki (12:09, 47,2).

Jadę na wschód w kierunku kolejnych punktów znajdujących się po południowej stronie Grabii. Podczas jazdy szutrową drogą pobieżnie odmierzam odległość od punktu. Bardziej skupiam się na wypatrywaniu śladów moich poprzedników. Przede mną punkt musiało już odwiedzić kilkadziesiąt osób. Widząc zawodnika wyjeżdżającego po zaliczeniu punktu, nie mam wątpliwości. Kolejnych rowerzystów spotykam przy pozostałości cmentarnej bramy. Jadę do granicy lasu i pól. PK11 - zachodnia krawędź cmentarza (12:23, 51,2).

Jadąc intensywnie zastanawiam się w jakiej kolejności zaliczać dwa kolejne punkty PK1 i PK3. Parząc jedynie na położenie punktów, najlepiej zacząć od PK1. Patrząc na (nie)istniejącą drożnie nie jest to już takie pewne. Ostatecznie zwycięża odwrotna opcja. Prosty dojazd okazuje się nie do końca taki prosty. Przecinka, którą chciałbym jechać rzeczywiście jest ślepa i nie dochodzi do drogi którą jadę. Niewielki objazd. Zagaduje mnie jadący samochodem mężczyzna. Pyta się o zawody, o organizatora. Mówi, że sam chętnie by w takich zawodach wystartował. Orientalista teoretyk. Kiedy skręcam w polną drogę próbuje mnie przekonać, że lepiej będzie objechać asfaltową drogą. Kilkukrotna zmiana kierunku jazdy. Ślady doprowadzają mnie niemal do samego punktu. Wjeżdżam tam, dokąd nie dojeżdża żaden z moich poprzedników. PK3 - wał (12:46, 57,9).

Powrót do pozostawionego nieco z tyłu punktu. Skoro jest taka możliwość korzystam z nieco dłuższego objazdu asfaltem. Rozległy płytko poryty dołami las. Zaczynam poszukiwania od niewłaściwej strony obszaru na którym tubylcy kopali piasek. Widząc, że napotkani bikerzy opuszczają już wyrobisko, idę w przeciwnym kierunku. Perforuję mapę i dopiero wtedy zauważam zamaskowany, przez leżącą na nim szmatę, słupek. PK1 - przy słupku w wyrobisku (13:03, 62,7).

Zaliczanie PK1 w tym właśnie momencie nie było takim bezsensownym wariantem. Teraz wyjeżdżam do miejscowości Drużbice. Na drugą stronę rzeki Grabii przedostanę się jadąc główną drogą. Opuszczam tę drogę. Skręcam, mijam przydrożne wyrobisko i zagłębiam się w las. Chociaż widzę tu pozostawione rowery, punkt znajduje się znacznie dalej. Widzę Powracającą po zaliczeniu punktu parę. Znajomy daje mi wskazówki gdzie szukać punktu. Wpycham rower na grzbiet, po którym prowadzi ścieżka. Kiedy w dole widzę zarastającą trzcinami sadzawkę, zsuwam się do rosnącego na skarpie drzewa. PK24 - zbocze nad rozlewiskiem (13:33, 71,8).

Nierówna, nieprzyjemna ścieżka przez las. Kolejna przelotowa droga i pilne wypatrywanie zjazdu w leśną przecinkę. Do tego i kolejnych punktów będą prowadziły coraz wyraźniejsze ślady. Mijam stojącą obok ścieżki grupkę. Zaraz to chyba tu. Zawracam i zaliczam punkt. PK9 - pod hubą (kikut drzewa) (13:53, 77,2).

Półmetek. Zaliczenie 12 z 24 punktów kontrolnych oznacza, że jestem na półmetku trasy. Na liczniku mam 77 kilometrów. Chociaż w czasie jazdy nie spoglądałem na zegarek, właśnie minęła dokładnie połowa limitu na pokonanie całej trasy (4 godz. 15 min.). Biorąc pod uwagę powrót z ostatniego punktu na metę, to w tym momencie byłem nieco pod kreską. Optymistyczne jest to, że kolejność zaliczania punktów na północnej części mapy wydaje się oczywista i bezwariantowa.

Przez długi czas najwięcej obaw wzbudzają punkty położone po obydwu stronach rzeki. Wątpliwości dotyczą opisu punktów. Czy jeżeli jest napisane "lewa strona rzeki" to oznacza lewą czy prawą stronę mapy? Specjaliści uwzględniają przecież w którą stronę płynie rzeka. Widok jednej z kropek (PK7) położonej po lewej stronie rzeki i mapy jednocześnie rozwiązuje wątpliwości.

Biorąc pod uwagę brzeg przy którym znajduje się jeden z leżących tak trochę nie po drodze, punkt - najlepiej będzie zaliczyć go właśnie teraz. Wracam na główną drogę. Przez las poprowadzą mnie asfalty i nowe szutrowe drogi. Do narożnika cmentarza można dojechać nie zsiadając z roweru. PK18 - cmentarz - NW narożnik (14:09, 82,3).

Na trasie robi się wyjątkowo tłoczno. Mijam pojedynczych rowerzystów, małe i większe ich grupy. Można przypuszczać, że są to zawodnicy, którzy wybrali przeciwny kierunek zaliczania punktu. Skoro są dopiero tutaj, to w większości nie mają szans by zaliczyć całą trasę. Zjeżdżam w dróżkę na której końcu znajdę drzewo z lampionem. PK20 - brzeg bagna (14:19, 85,9). To jeden z tych punktów na którym perforator znajduje się tak nisko, że muszę prawie położyć rower by sięgnąć perforatorem do mapnika i mapy.

Chociaż staram się kontrolować odległości, na wielu gruntowych odcinkach jest to zupełnie niepotrzebne. Wystarczy patrzeć pod koła i obserwować odciśnięte w podłożu ślady. Obok jeziorka odpoczywa kilku bikerów. Ślady wydeptane w bujnej roślinności na grobli, prowadzą do drzewa kilkanaście metrów dalej. PK22 - na grobli (14:30, 88,6).


przedziwna ta trasa


Nie ma sensu bawić się skrótami jeżeli nieopodal prowadzi asfaltowa droga. Po kilku kilometrach wjeżdżam w las i skręcam na leśną szutrową autostradę. Uważnie kontrolując odległość odnajduję ścieżkę obok której znajdę punkt. Rozprasza mnie widok stojących obok ścieżki orientalistów. Bezskutecznie szukam lampionu. Wracam do początku ścieżki by jeszcze raz potwierdzić właściwą odległość. Mogłem się spodziewać, wracam do tego samego miejsca. Teraz dokładniej przeszukuję kilkadziesiąt rowów i ich rozgałęzień. PK16 - rozwidlenie rowów (14:56, 95,2).

Asfalty. Długa ślepa polna droga. Ślady doprowadzają mnie do dwóch rosnących na skraju łąk drzew. PK12 - dwa stare dęby (15:10, 99,4). W jaki sposób nie wracając tą samą drogą wydostać się z otoczonego łąkami terenu? Przedzierając się kilkaset metrów na wprost powinienem trafić na drogę prowadzącą na południe do asfaltowej drogi. Mój wybór potwierdzają ślady prowadzące przez porośnięty krzakami las.

Jadę, prowadzę rower. Zadanie okazuje się trudniejsze niż przypuszczałem. Pojawiają się rozlewiska i wypełnione wodą rowy. Dzisiaj przecież nie było w planie moczenia butów. Idąc wzdłuż rowu znajduję niewielką bobrzą tamę. Bezładnie rzucone patyki nie wyglądają na zbyt solidną budowę. Pozory mylą. Bez problemu przeprawiam się na drugą stronę rowu. Po chwili w ten sam sposób pokonuję kolejną przeszkodę. Las przerzedza się. Wsiadam na rower. Czuję zaczepiającą się o koło gałąź. Wykonuję o jeden obrót korbą za dużo. Jeszcze z nadzieją obracam się do tyłu. Widzę zawijającą się na trybie przerzutkę.

Prowadzę rower do miejsca, w którym będę mógł się zabrać za wymianę urwanego haka. Po kilku minutach swoją pomoc oferuje nadjeżdżający Tomalos. Po kolejnych jadący tą samą trasą Piotrek Niewęgłowski. Miłe propozycje. Dzięki za chęci. Z awarią muszę poradzić sobie sam. Męczę się z jedną ze śróbek. Wreszcie mogę jechać dalej. Naprawa zajęła mi ok.13 minut (15:16-15:29). Dużo to czy mało? Można by dyskutować. Faktem jest, że do 9 miejsca zabrakły mi 4 minuty, do 8 miejsca jedynie 14 minut.

Wyjeżdżam na asfaltową drogę. Jadę nią kilka kilometrów. Skręcam w gruntowe drogi prowadzące do punktu. Tym razem w jednym nadgrabiańskim lasku mam znaleźć rozgałęzioną sosnę. Ścieżka pozostawiona przez poprzednio odwiedzających punkt zawodników prowadzi mnie do celu. Trudno odmierzyć odległość na krętej drodze. Ślady robią się mniej wyraźne. W oddali widzę wiadukt drogi szybkiego ruchu. Jestem już za daleko. Wracam do sosnowego lasku licznie porośniętego rozgałęzionymi sosnami. Mogłem się spodziewać - mój cel to jedna z nich. PK14 - multisosna z 6 pniami (15:51, 106). Ja przestrzeliłem, Piotrek zaczął szukać zbyt wcześnie. Mogę mu wskazać gdzie jest punkt.

Niektórzy ze startujących pokonywali Grabię wpław. Ja jadę do znajdującego się gdzieś na przeciwnym brzegu punktu, przez położony ponad 2 km dalej most. Wyboista, poprzerastana korzeniami trasa wzdłuż brzegu, mocno daje mi się we znaki. Podobno punkt został postawiony w złym miejscu. Dla mnie to nie ma znaczenia. Przecież i tak odciśnięte w podłożu opony doprowadzą mnie do celu. PK2 - wewnątrz zakola (lewa strona rzeki) (16:10, 110).

Opuszczam nadbrzeżną ścieżkę i wracam drogą prowadzącą przez las. Kolejny punkt nad brzegiem tej samej rzeki znajduje się kilka kilometrów dalej. Sprawnie pokonuję odległość dzielącą mnie od tego miejsca. Piaszczystą przecinką (tak wreszcie jest piasek) zjeżdżam w kierunku nadbrzeżnych łąk. Poszukiwania rozpoczynam na skraju lasu ale nadjeżdżający biker i spojrzenie na mapę wyprowadzają mnie z błędu. By dotrzeć do punktu muszę pokonać jeszcze kilkaset metrów ścieżki przez łąki, równie nieprzyjemnej do przejazdu jak dopiero co minięty piasek. PK7 - ruiny mostu - lewy brzeg rzeki (16:30, 116). Ślady po drugiej stronie mostka wskazują, że i taki wariant zaliczania trasy był realizowany.

Najkrótszymi gruntowymi (polnymi i leśnymi) drogami jadę do kolejnego punktu. Wyjeżdżone przez poprzedników ścieżki są nieocenioną pomocą. Ze wskazań linijki korzystam jedynie sporadycznie. Kompas podczas naprawy roweru schowałem do sakwy. Widok zawodnika wyjeżdżającego ze ścieżki nie pozostawia wątpliwości. Po chwili zaliczam punkt. PK6 - zwalone drzewo (16:46, 120).

Dość niejasny układ leśnych dróżek. Odmierzam odległości. Skręcam w krótką poprzeczną dróżkę. Gdzieś tuż obok niej powinienem znaleźć cel. Przejeżdżam nie zauważając go. Odmierzam ponad 100 metrów, przeszukuję las obok ścieżki. Nieskutecznie. Ponownie jadę od przeciwnej strony. Jest leżący obok dróżki rower. Już z daleka widzę wykrot. W jaki sposób nie zauważyłem go wcześniej. Cóż - co ślepemu po oczach. PK15 - wykrot (17:01, 122). Dokładam ponad kilometr by ominąć leśne dróżki i skorzystać z wygody jazdy po równych asfaltowych i szutrowych drogach. Kiedy szuter się kończy jestem zaledwie kilkaset metrów od jeziorka. Oczywiście tak jak poprzednio punktu nie muszę już szukać. PK17 - brzeg jeziorka (17:17, 128).

Opuszczam las jadąc po śladach. Okazuje się, że wyjeżdżam w innym miejscu niż zamierzałem. Jadąc przez pola powoli odkrywam miejsce, w którym się znajduję. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Trasa którą jadę jest nawet minimalnie krótsza od planowanej. Razem z Tomalosem docieram do płytko "podziurawionego", porośniętego lasem obszaru. To nie jedno ale dziesiątki położonych obok siebie miniwyrobisk. Przedzieram się pomiędzy drzewkami młodnika w kierunku lampionu. PK8 - wyrobisko (17:38, 134).


jestem na mecie


Tomek pompuje rower. Zdając się na istniejące w lesie ślady jadę do mety. Mijam widoczne na mapie linie wysokiego napięcia. Czy aby na pewno jadę najkrótszą drogą? Nie czas by sięgać ukryty w sakwie kompas. Nazwa Zelówek potwierdza mój błąd. Jadę minimalnie dłuższą drogą. Na tyle dłuższą, że Tomalos melduje się kilka minut przede mną. META (17,56, 139,9 km). Przejeżdżając prawie 140 kilometrów wybrałem wśród wszystkich startujących najbardziej nieoptymalną trasę przejazdu. Do trasy narysowanej przez organizatora dodałem prawie 20 kilometrów.

Zamiast karty oddaję całą mapę z zaliczonymi 23 punktami. Brakujący punkt znajdował się na karcie startowej, której niestety nikt nie znalazł. Michał Bedyk, zwycięzca trasy krótkiej, mógłby potwierdzić moją obecność na punkcie ale pojechał już do domu. Gotów jestem pogodzić się z potwierdzonym na mapie wynikiem. Na widok Grzesia i innych znanych zawodników, którzy dopiero po mnie docierają na metę zmieniam decyzję. Negocjuję z organizatorami potwierdzenie brakującego punktu. Opowiadam jak wygląda karłowate drzewo i okolice PK5. Obiecuję przesłanie śladu GPS pokonanej trasy. Skutecznie. Zaliczając 24/24 punkty zajmuję ostatecznie 12 miejsce. Przed startem brałbym w ciemno. Teraz trochę żal - 10 było tak blisko.


... a ja pojechałem tędy



postartowe dyskusje


Statystyka:

Dystans - 139,9 km
Czas trasy - 8 godz. 18 min.
Czas jazdy - 7 godz. 32 min.
Śr. prędkość - 18,8 km/godz.
Max. prędkość - 38,1 km/godz.
Zaliczone punkty 24 z 24
Miejsce 12 z 72

wizualizacja przejazdu na 3drerun






Krzysztof Wiktorowski (wiki) - nr 113
e-mail: wiki256@gmail.com

powrót