.
Chociaż ostatnio odpuściłem sobie starty w rajdach na orientację zapisuję się na Mazurskie Tropy. Wybieram się tam by uregulować pewne zobowiązania. Po drobnych perypetiach z dojazdem pociągiem, a które nie wiążą się z celem wyjazdu, docieram do bazy w Mikołajkach. Pięćdziesięcio kilometrowy dojazd rowerem pozwala poznać przedsmak widoków jakie mnie czekają już podczas rajdu.
"Orientacyjne ściganie" zakończyłem już jakiś czas temu. Nastawiam się więc na jazdę na pełnym luzie. Napawanie się pięknem mazurskiej przyrody i dokumentowanie najpiękniejszych widoków na zdjęciach wydają się wystarczającym celem. Punkty? Zaliczanie punktów kontrolnych, a przynajmniej jednego z nich (gwarantującego miejsce na liście wyników) to tylko tak przy okazji. Zabieranie mapnika oraz rowerowego licznika przy tak założonym celu wydaje się zbędną fanaberią. Kompas na nadgarstku (przy słonecznej pogodzie) nie będzie ani przeszkadzał ani pomagał.
Spokojna pobudka. Późny start dopiero o godz. 8:30 sprawia, że nie trzeba się nerwowo śpieszyć. Zaczynamy od przedstartowej odprawy. Wg organizatora do zdecydowanej większości punktów będziemy mogli dojechać nie zsiadając z roweru. Do odnalezienia będziemy mieli 33 punkty kontrolne rozmieszczone na dwóch w znacznej części nakładających się mapach o formacie A3 i A4. Jeszcze ostatnie informacje o rozmieszczeniu kilku punktów i kłopotach z przejazdem między dwoma z nich. Pytania. Odpowiedzi. Wreszcie możemy schylić się po leżący pod butem każdego z nas komplet map.
poglądowa mapka rozmieszczenia puntków kontrolnych
Baza położona przy drodze pozwalającej bez problemu opuścić miasto w wybranym kierunku jest dodatkową motywacją by nie czekać na innych. Mijam dwóch zawodników, a wkrótce słyszę "cześć wiki". To nadjeżdża Stefan jeden z faworytów zawodów. Najbliższy punkt - wieża widokowa - nie jest wymagającym orientacyjnie zadaniem. Dodatkowo na początku leśnej dróżki stoi drogowskaz informujący o tej turystycznej atrakcji. Mija mnie Bronek, drugi z pewniaków do pudła. Jeżeli pokonają trasę razem ze Stefanem to nie będzie na nich mocnych. Razem zaliczamy pierwszy punkt kontrolny. PK13 - wieża widokowa (godz.8:49, 3,7 km).
Gotowi do startu (od lewej: Andrzej, Patryk, Wojtek, Leszek, z tyłu: Bronek, Jarek, Tomek)
Z dużo mniejszą prędkością jadę drogami, które doprowadzą mnie prosto w miejsce, gdzie znajduje się kolejny punkt kontrolny (PK). Rowu na łące przecinającego drogę nie sposób przegapić nawet bez kontroli przebytej odległości. Zresztą, nie jestem tu sam. Razem ze mną szuka lampionu Piotrek Z. Kropka oznaczająca położenie punktu zaznaczona jest na mapie po lewej stronie drogi i tu początkowo kierujemy poszukiwania. Kiedy punktu nie ma odnajdujemy lampion na drzewie znajdującym się po przeciwnej stronie drogi. PK11 - rów (8:52, 7,1).
Piotrek jest mi znany od dawna, gdy jeszcze jako ""małolat" zaczął startować na Bikeoriencie i innych "okołołódzkich" rajdach na orientację. Teraz jest ode mnie tylko 2 razy młodszy, a razem przekroczyliśmy setkę (dokładnie 105 lat).
Gotowi do startu (z Leszkiem niegdyś budowniczym trasy kultowego rajdu Dymno)
Jest fantastyczna pogoda, a przed nami rozpościera się rozległa, malowniczo oświetlona słońcem przestrzeń. Jeden z najładniejszych na trasie ale nie ostatni taki widok. Piotrek stwierdził, że chętnie by tu został i położył się na skraju lasu. Kiedy się jest tuż obok cmentarza brzmi to co najmniej dwuznacznie.
Czas na powrót na "stały ląd" czyli na drugą stronę Jeziora Mikołajskiego gdzie rozmieszczone są wszystkie pozostałe punkty dzisiejszej imprezy. W drodze do Mikołajek mamy do zgarnięcia jeszcze ostatni punkt. Niewielki pagórek. Drzewo? Mylny opis. Tylko dokładna kontrola odległości pozwala nie przegapić tego tak charakterystycznego punktu. Za kępą krzaków, odnajdujemy lampion. PK12 - drzewo na pagórku (9:10, 12).
Przedzieramy się uliczkami niezatłoczonego jeszcze o tej porze dnia miasta. Przedostajemy się nierowerową kładką nad przesmykiem jeziora na drugą jego stronę. Ooops! Coś poszło nie tak. Przegapiliśmy zjazd we właściwą drogę w kierunku punktu nad jeziorem. Zamiast zawrócić idziemy//jedziemy skrótem po łąkach, przedzieramy się przez wąski pas lasu. Nie jesteśmy w tym wariancie pierwsi. Na trawie widać ślady (jak się okaże w rozmowach na mecie Stefan popełnił ten sam błąd i w ten sam sposób go naprawiał). Wracamy na właściwą drogę i po chwili punkt jest nasz. PK15 - brzeg jeziora (9:32, 19).
Ponieważ już od dłuższego czasu jedziemy razem, postanawiam zalegalizować nasz związek. Proponuję wspólne zaliczenie całej trasy. Zdaję sobie sprawę, że Piotrek poradziłby sobie dobrze beze mnie ale będę się starał wnieść coś pożytecznego do czekającej nas współpracy. Zaliczanie najbliższych punktów przebiega (chyba) bezproblemowo, ponieważ z pokonywania tego odcinka w mojej pamięci nie pozostały żadne szczegóły. PK32 - pagórek (9:48, 24); PK19 - róg płotu (10:00, 27); PK14 - cypel (10:14, 31).
Po zaliczeniu kolejnego punktu nad jeziorem, czeka nas uciążliwe ale krótkie odzyskiwanie utraconej wysokości. Jadąc leśną drogą wzdłuż jeziora wracamy do cywilizacji. Przez las prowadzi nowa asfaltowa droga, a tuż obok równie nowa i równie gładka asfaltowa ścieżka rowerowa. Raj dla wyjeżdżającego z lasu gravelowca. To, że natrafiamy na silny przeciwny wiatr nie jest dużą przeszkodą. Piotrek jedzie na góralu, więc wychodzę na prowadzenie, próbując nie forsować zbyt mocnego tempa. W końcu jazda bez "przewodnika" w moim wydaniu zwykle kończy się, jeśli chodzi o osiągnięty na mecie wynik, tragicznie. Na chwilę opuszczamy wygodny trakt i jadąc wzdłuż niewielkiego leśnego jeziorka odnajdujemy widoczny z daleka lampion. PK16 - brzeg jeziora (10:31, 35).
Wracamy na położoną nieopodal jeziorka ścieżkę rowerową. Zaproponowany przez mojego kolegę dojazd do punktu nad jeziorem wydaje się oczywisty. Zaznaczona czarną linią droga budzi większe zaufanie od zaznaczonej przerywaną linią przecinki. Wjeżdżamy w las. Jedzie się super aż do bramy z napisem teren prywatny. Zamknięta brama, zamknięta furtka. Chwila namysłu. Obejście terenu (jak się okaże ośrodka z domkami) wydaje się najrozsądniejszym wyjściem. Przedzieramy się przez chaszcze, krzaki, powalone drzewa. Kiedy już omijamy ośrodek jest niewiele lepiej. Na nieużywanej drodze nikt nie usuwa przewróconych drzew. Po zaliczeniu punktu nie decydujemy się na powrót tą samą drogę. Po pokonaniu kolejnych terenowych przeszkód, przecinka którą wzgardziliśmy uprzednio okazuje się przyzwoitą leśną drogą. Za nami pozostaje najdłuższy nieprzejezdny odcinek na trasie. PK31 - cypel (10:52, 41).
Zdjęcie z dojazdu na start (w czasie zawodównie było na to czasu)
Na pewien czas opuszczamy las. Przekraczamy główną drogę. Tabliczka z nazwą miejscowości "Ładne Pole" nastraja optymistycznie. Przed oczami pojawiają się rozległe widoki. Bezskutecznie obchodzimy kępę drzew obok drogi. Jedziemy do przodu i wracamy w to samo miejsce. To musi być tu. Jadę uważnie wypatrując między drzewami biało-czerwonego lampionu. Lampionu nie widzę ale kątem oka dostrzegam lekko przydeptaną trawę. Zatrzymuję się robię krok do przodu. Bingo! Perforuję kartę startową i wołam Piotrka. Tak ukrytego PK nie spodziewałem się. Dotychczasowe, widoczne z daleka lampiony nieco rozleniwiły zmysły. Od zaliczenia poprzedniego punktu minęło pół godziny. PK21 - kępa drzew (11:21, 48).
Jadąc między polami możemy obserwować ciemniejące na południu chmury. Jałowa dyskusja: spadnie, nie spadnie, a jeżeli spadnie to czy załapiemy się na opady. Staram się myśleć optymistycznie. Wczoraj podczas dojazdu też widziałem takie chmury. Dzisiaj również się rozejdzie po kościach. Rów przy polnej drogi nie sprawia większego problemu. PK25 - zakręt rowu (11:32, 52).
Opuszczamy tereny zajęte przez pola uprawne i na dłuższy okres zanurzamy się w mazurskich lasach. Skręcamy w przecinkę która doprowadzi nas prosto do punktu kontrolnego. Zarastający teren. Czy była tu kiedykolwiek droga? Wygląda na to że przecinka jest tylko kreską na mapie. Klucząc docieramy do miejsca odmierzonego przez mojego kolegę. Mapa ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Jakieś poprzeczne drogi i wreszcie spojrzenie do tyłu. Lampion na przeciwległym skraju suchego mokradła z tego miejsca jest doskonale widoczny. Zaliczamy punkt i mamy problem w jaki sposób najszybciej opuścić to miejsce. Podchodzimy do sprawy nieco podobnie, więc bez problemu namawiam Piotra by "na krechę" prowadząc rower dotrzeć do najbliższej przejezdnej drogi na południu. To wydaje się szybsze niż szukanie niepewnego trudno przejezdnego objazdu. Po chwili możemy ponownie wsiąść na rower. PK30 - skraj mokradła (11:50, 56).
Jeżdżąc od ponad 20 lat na imprezy na orientację (debiut to Harpagan nr 24 w 2002 roku) mogę stwierdzić, że wraz z budową leśnych "rabunkowych" szutrostrad i używaniem do wyrębu ciężkiego sprzętu, zanikają zarastające podrzędne leśne drogi. Chociaż trzeba przyznać, że i w odległych czasach trudno przejezdne przecinki również się zdarzały.
Wracając do relacji. Jedziemy prosto na południe do najbardziej odległego od bazy punktu. Po jego zaliczeniu z każdym kilometrem będziemy zbliżać się do bazy, a wiatr coraz częściej będzie naszym sprzymierzeńcem. Rowery zostawiamy zbyt wcześnie więc czeka nas krótka przebieżka wzdłuż brzegu leśnego jeziorka. W sam raz na rozluźnienie mięśni nóg. PK20 - cypel (12:12, 60).
Zdjęcie z dojazdu na start
Przed nami problematyczny ale przejezdny (wg organizatora) przejazd brzegiem jeziora Mokre. Chwila zastanowienia. Jedziemy. Żadnego sensownego (tzn. krótkiego) objazdu tego fragmentu trasy nie widać. Nic gorszego niż mokre buty nie powinno nas spotkać. Droga nad jeziorem, klucząca wśród trzcin i traw ścieżka. Po zapowiedzi organizatora czuję się mocno zawiedziony. Całość daje się pokonać bez zsiadania z roweru. Podmokły na wiosnę czy po intensywnych opadach deszczu teren, teraz jest zupełnie suchy i przejezdny. W miejscu wskazanym przez Piotra zsuwamy się z wysokiej skarpy i ruszamy na krótkie poszukiwania. Podobnie jak w większości miejsc, lampion nie jest ukryty. PK4 - skarpa (13:03, 71).
Przed nami kilka mało charakterystycznych (nie zapadających w pamięci) punktów. Proponuję zmianę kolejności ich zaliczania. Kierownik wycieczki uznaje tę zmianę za uzasadnioną. Może nowy wariant nie jest krótszy ale powinien być łatwiej przejezdny. Kilkakrotnie mijamy jadącą parę. Wydaje się, że ciągle nas wyprzedzają. Za długo jeżdżę na orientację żeby dać się na to nabrać. Tłumaczę zaniepokojonemu Piotrkowi, że to tylko pozory. Na tym etapie imprezy mogą mieć już zaliczonych o kilka punktów więcej albo równie dużo punktów mniej. Trzeba robić swoje najlepiej jak się potrafi nie zważając na napotkanych zawodników. PK3 - kikut (13:20, 75); PK28 - skraj łąki (13:39, 81); PK32 - pagórek (13:51, 84). PK29 - zakręt płotu (14:07, 88).
Porośnięta trawą leśna droga. W pewnej chwili zupełnie bez widocznego powodu i bez ostrzeżenia rower zatrzymuje się w miejscu, a ja zaliczam glebę. Gdy pomyślę o innych asfaltowych czy nawet szutrowych drogach, kontakt z miękkim leśnym podłożem jest niemal przyjemnym doznaniem. Mozolnie rozplątuję rower z nieoczekiwanej pułapki. Zatrzymało mnie przewrócone i ukryte w trawie druciane ogrodzenie chroniące młodnik przed roślinożercami. Punkt odnajdujemy przy innym takim ogrodzeniu. PK8 - róg płotu (14:23, 92).
Przed nami długi odcinek asfaltowej drogi. Mój kolega na góralu nie jest zachwycony. Nie jest tak źle jak na to wygląda. Na mapie 50-ce to nie więcej niż 4 km. Muszę się bardzo starać by nie zgubić osoby, która lepiej ode mnie wie jak zaliczyć kolejne punkty. Niewielkie podjazdy utrudniają zadanie. W terenie sytuacja się odwraca. W terenie Piotr nie ma sobie równych. Kiedy nadchodzi bardziej stromy leśny podjazd, to ja męczę się bardzo i mam wielką ochotę by zsiąść z roweru i przeprowadzić rower. Nie poddaję się ale jest to dla mnie ciężkie zadanie. Twarde przełożenie wcale tego nie ułatwia. Planowana wymiana kasety dopiero przed Carpatia Divide. Punkt znajduje się tam gdzie powinien, czyli na zakręcie zarastającej drogi. PK5 - zakręt drogi (14:43, 99).
Z czym wam się kojarzy intrygujący opis punktu "przełęcz między jeziorami"? Mnie z niczym. Taki zbitek słów w języku polskim nie ma żadnego znaczenia. Wszystko wyjaśni się dopiero na miejscu. Przed nami długa prosta droga przez las. Dojazd do punktu znajdującego się na przesmyku między jeziorami wydaje się oczywisty. Nikt z nas nie zauważa na mapie drobnego szczegółu, że najkrótsza droga którą chcemy się wbić na przesmyk, nie dochodzi do samego jeziora ale prowadzi tylko do ośrodka. Zamknięta brama, zamknięta furtka, teren prywatny. Stefan jeszcze przez ośrodek przejechał gdy brama była otwarta. My? Wycofać się? Nic z tych rzeczy. Podobnie jak poprzednio przedzieramy się wzdłuż długiego ogrodzenia.
Zdjęcie z dojazdu na start
Długi podjazd, Szybkie techniczne zjazdy. Dla komfortu jazdy i bezpieczeństwa mapę, którą przez prawie cały czas trzymałem w rękach zaciskam między zębami. To ten moment kiedy nie wiem dokąd jadę i którymi drogami. Gdybym pozostał sam miałbym problem z odnalezieniem się w terenie. Mapnik wcale nie rozwiązałby tego problemu. Uff! Opuszczamy las i wracam do rzeczywistości. PK6 - cmentarz (15:30, 109).
Przed nami otwiera się szeroki widok na pofałdowany teren uprawny (pola, łąki). Najbardziej oczywisty, najkrótszy skrót okazuje się porośniętą trawą nieużytkowaną drogą. Nie wygląda najgorzej, jedyną rzeczą która zniechęca do tego wariantu jest fakt, że nikt przed nami z niego nie skorzystał. Z dwóch objazdów wybieramy północny. Droga nieco podobna do tej z której zrezygnowaliśmy, jednak w trawie odciśnięte są pojedyncze ślady kół.
Nie ma wyjścia jedziemy. Przede mną rozpościerają się najpiękniejsze widoki dzisiejszego dnia. Dokładnie takie jakie lubię. Skąpane w słońcu, ciągnące się aż po horyzont tereny rolnicze - pola i łąki. Dodatkowym smaczkiem jest widoczne poniżej bajorko z moczącymi w nim nogi kilkunastoma białymi czaplami. Bez problemu docieramy do zbudowanej z cegły wysokiej piwnicy. Podobno jest obiektem zamieszkiwanym przez borsuki, więc lampion z punktem kontrolnym znajduje się na drzewie nieopodal wejścia. PK7 - piwnica (skraj lasu) (15:47, 113).
O kolejnym bezproblemowym punkcie kontrolnym nie warto się nawet rozpisywać. Może warto jedynie wspomnieć, że na otwartym terenie w godzinach popołudniowych robi się naprawdę gorąco. PK27 - rów (15:57, 116).
Czas na punkt najbardziej wyczekiwany przez wielu rowerzystów - BUFET. Prosty dojazd, szybki zjazd nad jezioro. Piotrek zarządza 10 minut przerwy. Czemu nie, przecież nie przyjechaliśmy (ja nie przyjechałem) się tu ścigać. Wyciągam z sakwy i pochłaniam będące w stanie półpłynnym dwa ostatnie banany. Uzupełniam płyny wewnętrznie i zewnętrznie (do bidonu). ciągam jakieś ciastka z bufetu. Spoglądam na 5 pozostałych do mety punktów. Kolejność wydaje się oczywista, a sposób dojazdu również. PK33 - brzeg jeziora (16:09/16:19, 120).
Obawy wzbudza punkt na skraju bagna. Prowadzi do niego nie zaznaczona na mapie ale za to dobrze przedeptana zarówno przez piechurów jak i rowerzystów dróżka. Kłopoty zaczną się wkrótce po zaliczeniu tego punktu. PK26 - skraj bagna (16:30, 123).
Umieszczenie blisko siebie dwóch punktów (przy prawidłowo zbudowanej trasie) nie może być przypadkowe. Umiejętności jednego z najlepszy orientalistów, a jednocześnie budowniczego trasy rowerowej Piotra Buciaka, trudno podważać. Może to oznaczać tylko jedno: będą to punkty co najmniej nieco kłopotliwe. Zjeżdżamy na łąkę prowadzące do punktu. Po chwili nie pozostaje nic innego jak prowadzenie roweru. W wyborze wariantu pomagają rozwidlające się w różnych kierunkach i na powrót łączące pojedyncze ślady. Widoczne z daleka rosnące nad rowem drzewa wskazują dzielącą nas od celu odległość. PK23 - przy progu (16:47, 126).
Wariant przez łąkę nie był tym najbardziej optymalnym. Bardzo dobrze widoczna ścieżka prowadzi na skraj lasu do nieoznaczonej (żeby nie psuć orientalistom "zabawy") drogi przez las. W ten właśnie sposób opuszczamy punkt.
Być może piechurzy znaleźli lepszy sposób przeprawy przez łąki do odległego o niewiele ponad 1 km punktu. My musimy objechać bezdroża i zaatakować punkt od północy. Na skraju lasu rozpoczynają się porośnięte wysoką trawą łąki. Być może po sianokosach odsłoniła by się istniejąca tam droga. Teraz nie ma wyjścia, doskonale wydeptana przez piechurów i rowerzystów ścieżka jest dla tych ostatnich nieprzejezdna. Kilkaset ostatnich metrów do widocznej w oddali ambony trzeba przejść (to prawie 10 minutowy spacer). PK17 - ambona (16:58, 128).
Jadąc równą szutrówką mam czas by zastanawiać się co zobaczymy wcześniej na przedostatnim już punkcie. Lampion czy cmentarz? Dotychczasowe doświadczenia błędnie wskazują na pierwszą opcję. Podjeżdżamy pod niewielki cmentarz - ogrodzony kawałek lasu. Tym razem lampion schowany jest za grubymi pniami drzew. Piotrek-zawodnik twierdzi, że to muszą być cisy, Piotrek-organizator wskazuje na dorodne tuje. Nie mam zdania w tym temacie ponieważ gałęzie z igłami pozwalającymi na identyfikację znajdowały się zbyt wysoko. PK24 - cmentarz (17:29, 133).
Pozostaje już tylko powrót na metę. Oczywiście po drodze warto jadąc zaliczyć ostatni 33 punkt na dzisiejszej trasie. Czy rosnące obok drogi rośliny to krzaki czy już drzewa można by dyskutować. Lepiej pominąć te jałowe (skoro lampion punktu wisi w miejscu zaznaczonym na mapie) dyskusje i wracać jak najszybciej do bazy. PK18 - krzaki (17:29, 136).
Powrót na metę - mapa trzymana w dłoni nie jest już potrzebna
Meta: godz. 17:49 - dystans 139,5 km.
trasa przejazdu
Statystyka:
Dystans: 139,5 km
Czas trasy: 9 godz. 9 min.
Czas jazdy: 7 godz. 56 min.
Prędkość średnia: 17,6 km/godz.
Zaliczone PK: 33/33
Miejsce: 6/43
Krzysztof Wiktorowski (wiki) nr 44
e-mail: wiki256@gmail.com