.

Rajd Liczyrzepy 2022

(powrót do normalności?)


Krzydlina Wielka, 12 marca 2022r.


relacje z innych imprez

Po rowerowym styczniu (Wataha Ultra Race), rowerowym lutym (Gravel po Łodzi) nadszedł czas na zapoczątkowanie cyklu maratonów na orientację czyli marcowy Rajd Liczyrzepy. To pierwszy rozgrywany bez większych przeszkód rajd. Po dwóch latach covidowych obostrzeń skutkujących ograniczeniem, odwoływaniem imprez a nawet groźbą zawieszenia rywalizacji w ramach Pucharu Polski, nastąpił (miejmy nadzieję, że na stałe) czas sprzyjający normalnej rywalizacji. Na starcie pojawia się kilkadziesiąt w większości znanych twarzy. Cieszy widok dawno nie widzianych znajomych. Niezależnie co jest tego przyczyną, martwi fakt, że ilość nowych uczestników nie jest imponująca. Średnia wieku uczestników rośnie z roku na rok - orientaliści wyraźnie starzeją się.

Krótka odprawa. Mapy w formacie A3 w "przyjaznej" skali 1:60.000 rozdane. Mamy aż 10 minut by zapoznać się rozmieszczeniem 41 punktów kontrolnych. Są też dwa obszary specjalne, z załączonym rozświetleniem z dodatkowymi 11 punktami. Dla "ułatwienia" w planowaniu trasy punkty mają różną wartość (od 10 do 90, specjalne po 20 pkt). Rajd odbywa się w formule rogaining czyli nikt nie ma szans zaliczenia wszystkich punktów. Na pokonanie trasy mamy 9 godzin. Kary za spóźnienie są wyjątkowo dotkliwe.

Ponieważ i tak nie mam szans ogarnąć całości, chwilę po komendzie start, opuszczam bazę. Początkowo zamierzam zmierzyć się z wartościowymi punktami znajdującymi się na zachodnim skraju mapy w pobliżu przepływającej tędy Odry. Z premedytacją odpuszczam znajdujący się "po drodze" PK11. Nie jest wart, by już na początku maratonu tracić na niego chociażby kilkanaście minut. Po kilku kilometrach opuszczam asfaltową drogę i zagłębiam się wrosnącym nad rzeką lesie. Plątanina leśnych dróżek zmusza do maksymalnej uwagi. W pamięci zapadają nierówne, utwardzone gruzem drogi. Kiedy jestem już na miejscu odnalezienie celu widocznego już z oddali w przejrzystym lesie, nie stanowi problemu. PK88 - karpa.

Ruszam za zawodnikiem, który dotarł do punktu w tym samym czasie. Kręta droga, skrzyżowania przecinek. Na jednym z nich zatrzymujemy się a ja, nie przypuszczając nawet gdzie się znajduję, decyduję się na samodzielną nawigację. W dzikim nadrzecznym lesie jest to najgorsza decyzja. Kolejne leśne drogi prowadzą do wycinek i kończą się. Wybieram więc główne leśne drogi. którymi da się przejechać próbując dotrzeć nad brzeg Odry. Kiedy po dłuższym czasie rzeka pojawia się przede mną, nie wiem gdzie jestem. Sądząc po czasie jazdy i kierunku rzeki zdecydowanie za daleko. Żeby zaliczyć PK58 - ostroga, muszę cofnąć się drogą wzdłuż brzegu o nieokreśloną bliżej odległość. Nadjeżdżający z naprzeciwka zawodnicy zachęcają by się do nich dołączyć. To będzie lepsza decyzja. PK58 pozostanie niezaliczony. Wracamy do miejsca w którym zbliżyłem się wcześniej do rzeki, a po przeciwnej stronie słupka który wtedy widziałem znajduje się lampion PK81 - znak zmiany strony brzegu.

W krótkim czasie jaki minął od startu straciłem chęć by nawigować samodzielnie. Z Rafałem i Marcinem, których spotkałem kilka minut wcześniej, pokonam niemal całą dzisiejszą trasą. Czas by opuścić nadodrzańskie tereny. Wał przeciwpowodziowy. Kolejny wał? Ten element terenu na zbyt starej mapie nie jest zaznaczony. Mijamy Tarchalice i zdobędziemy punkt, którego istnienie przed startem przewidział Łukasz. Zostawiamy rowery na skraju leśnej drogi by pieszo dotrzeć na przeciwległy róg starej zarastającej nekropolii. PK63 - róg cmentarza NE.

Wracamy, by jadąc starym wałem, dotrzeć w pobliże kolejnego nadrzecznego punktu. Rozmowa nie sprzyja orientacji. Po kilkudziesięciu/kilkuset metrach któryś z bardziej rozgarniętych zawodników spogląda na kompas. Na rozwidleniu dróg nie zauważyliśmy kiepskiej porośniętej trawą dróżki prowadzącej prosto nad rzekę i pojechaliśmy drogą wzdłuż niej. Teraz, po krótkim odcinku jazdy parszywą drogą, docieramy na skraj skarpy. Które pochylone drzewo jest tym właściwym? Wielkiego wyboru nie ma. PK47 - pochylone drzewo.

Nasze dalsze przedstartowe plany pokrywają się. Skutecznie kusi wartościowy (PK94) znajdujący się w pobliżu ale (niestety) na przeciwległym brzegu rzeki. Przez najbliższy most przedostajemy się na drugą jej stronę. Długi odcinek asfaltowej drogi, Remontowane uliczki nadodrzańskiej miejscowości. Czujna (niezbyt czujna) jazda gruntowymi drogami, łąki. Trafiamy prosto do ruin znajdującego się nad Odrą bunkra. Radość nie trwa długo. Dokładne przeszukanie terenu nie daje rezultatu. To nie jest ten bunkier. Prowadzimy rowery przez nieprzejezdny las. Kiedy już tracę nadzieję ukazuje się właściwa budowla. PK94 - bunkier. Wracając, również przez łąki, zobaczymy właściwą ale podobno na długim odcinku nieprzejezdną drogę do punktu. No cóż, ponad 10 km dojazd i przedłużające się poszukiwania wskazują, że zaliczenie tego "wartościowego" punktu jednak nie było właściwym wyborem.

Przed nami mniej cenny ale znajdujący się po drodze PK34. Zjeżdżamy z towarzyszących nam asfaltów na zdemontowaną bocznicę linii kolejowej. Garbaty po usuniętych podkładach, porastający krzakami nasyp niezbyt nadaje się do jazdy rowerem. Przepust i punkt jest tam gdzie powinien się znajdować. PK34 - w przepuście. Wracamy polną drogą prowadzącą do wioski.

Bez problemu namawiam kolegów do zmiany planów. Dojazd do wartościowego PK85 wydaje się łatwiejszy i bardziej oczywisty niż do położonego gdzieś na polach/łąkach PK78. Niepokoi kropka oznaczająca położenie punktu po przeciwnej stronie "rzeki". Moje obawy zostają zignorowane - "na pewno da się przejść". Leśna droga doprowadza nas dokładnie do punktu. Opis punktu nie kłamie, to rzeczywiście są rzeki. Od drzewa na którym zawieszony jest lampion oddziela nas "tak na oko" 3 metrowa tafla wody o nie dającej się ocenić głębokości. Odpoczywający na przeciwległym brzegu piechur wskazuje kierunek gdzie znajduje się najbliższy most. Ignorujemy przewrócone drzewo i rachityczną bobrową tamę wykorzystywane przez niektórych zawodników jako miejsce prowizorycznej przeprawy. Po kilkuset metrach, niemal nie zsiadając z roweru docieramy do celu. PK85 - skrzyżowanie rzek.


Rafał i Marcin (rozwidlenie rzek)


Po zakończeniu zmagań uczestnicy zawodów z dużym niesmakiem i dezaprobatą przyjmują wiadomość, że jeden z naszych znajomych (niby czołowy orientalista) zaliczył punkt nie docierając do celu. Poprosił o przerzucenie perforatora przez rzekę przez innego zawodnika, który był tuż obok punktu. Oszustwo zostało zgłoszone sędziemu przez jednego z piechurów.

Nieskomplikowane leśne drogi prowadzą nas w pobliże kolejnego punktu. Rafał precyzyjnie odmierza odległości. Zatrzymujemy się w miejscu, z którego powinna odchodzić droga na północ w kierunku punktu. Niby wszystkie inne szczegóły się zgadzają ale drogi brak. Niemożliwe!!! Sprawdzamy dokładnie, Przy odrobinie wyobraźni wśród rosnących krzaków można zobaczyć ślady istniejącej dawniej leśnej drogi. Nadchodzący z przeciwka piechurzy potwierdzają, że jesteśmy we właściwym miejscu. Droga nawet dla nich jest nieprzebieżna. Najbliższe kilkaset metrów pokonujemy prowadząc rowery, nieraz z trudem przedzierając się pomiędzy krzakami i powalonymi drzewami. Od lat nikt tędy nie jechał. Jedynym pocieszeniem jest fakt, że punktu nie musimy szukać. Jest duży i dobrze widoczny. PK66 - urządzenie hydrologiczne drzewo

Nie jest źle. Nie musimy już wracać tą samą drogą. Przechodzimy na drugą stronę szerokiego kanału i jedziemy zaliczać punkty z północnej części mapy, czyli najbardziej odległe od bazy. Przecinamy asfaltową drogę, mijamy zabudowania. Dołączone rozświetlenie mapy ma nam ułatwić ukryty w lesie cel - znajdujące się na obrzeżach miejscowości ruiny. Tylko dlaczego Rafał prowadzi na skróty. Kolejne rowy wypełnione wodą pokonane. Po jednym ze skoków but zanurza się w mokrej mazi. Wreszcie stały i suchy ląd. Możemy przebierać w opuszczonych budowlach. Wygląda, że nie jest to sprzyjający mieszkaniu teren. Nie trudno się domyśleć, że punkt znajdujemy za ostatnim z budynków. PK53 - opuszczona willa N


Krzysiek i Stefan


Mamy na karku szybciej (dużo szybciej) jadących konkurentów. Krzysiek i Stefan zwyciężą podczas tych zawodów. Chociaż willę odwiedzają chwilę później kolejny punkt zaliczą przed nami. Jedyną trudnością z jego odnalezieniem jest stan podłoża podrzędnych przecinek usłanego gałęziami i gałązkami. PK42 - paśnik.


Rafał (paśnik)


Dalszy cel nie podlega dyskusji. Najbliżej znajduje się jeden z pięciu najwartościowszych (90 punktów przeliczeniowych) punktów kontrolnych. Rafał bez chwili wahanie prowadzi nas prosto na skraj niewielkiego pagórka. PK91 - kurhan.

Powoli, zbliża się koniec limitu czasu. Trzeba ogarniać co jeszcze można i warto zaliczyć. PK44 nie jest tym najbardziej oczywisty celem ale znajduje się niedaleko. Jedziemy. Tylko co w środku lasu robi asfaltowa droga? Gdzie jesteśmy i czy aby pojechaliśmy najkrótszym wariantem? Po chwili odnajduję nasze położenie. Potrzebna korekta trasy. Docieramy na skraj lasu. Pola. Wioska. Bezowocne konsultacje z tubylcem. Starszy facet bez okularów nie jest najlepszym przewodnikiem. Marcin identyfikuje miejsce w którym się znaleźliśmy. Obstawiam, że odgrodzona jest widoczna kilkaset metrów na wzgórzu wieża. PK44 - róg ogrodzenia

Znajdujący się w narożniku mapy PK93 nie może być już naszym celem. Spojrzenie na zegarek wymusza kierowanie się w kierunku bazy i zaliczenie kilku innych równie wartościowych punktów. Chwila wytchnienia na asfaltowej drodze. Ostatni odcinek pokonujemy prowadząc rowery. Właściwa droga prowadzi skrajem ogrodzonego młodnika. Lampion odnajdujemy we wnętrzu przepustu. PK84 - w przepuście.

Kontynuujemy zbieranie najcenniejszych punktów. Kierujemy się w stronę odległego o kilka kilometrów PK95. Wzbudzająca obawy rachityczna linia w poprzek pół i łąk okazuje się być całkiem przyjemną i przejezdną gruntową drogą. Budowniczy trasy zadbał o to, by dorysować jedyną prowadzącą do celu drogę przez łąki. Nieopodal wjazdu na teren grodziska odnajdujemy drzewo z lampionem. Tuż przed nami dociera tu Basia i Bronek. PK95 - grodzisko

Czas na ogarnięcie gęściej położonych ale mniej wartościowych (30-50) punktów znajdujących się bliżej bazy. Kolejny przepust. Chyba wyłączyłem się i jechałem bezmyślnie bo punkt nie zostawia w pamięci żadnego śladu. PK51 - przepust

Najbardziej oczywistym wariantem wydaje się zaliczenie pobliskiego PK61. Opuszczamy las i jedziemy coraz bardziej podmokłymi łąkami. Przed nami widać sylwetki Basi i Bronka. Na drodze pojawiają się głębokie rozlewiska. Bronek daje wszystkim przykład. Skoro taką przeszkodę pokonuje również nastoletnia Basia nie wypada się wycofać. Gdzieś niedaleko powinna być nagroda w postaci kolorowego lampionu. Wrzucam najlżejsze przełożenie i ruszam do przodu. Koła zanurzają się ok. 20 cm. Buty łapią wodę ale jesteśmy na przeciwległym brzegu jednego a następnie drugiego rozlewiska. Powracają wspomnienia kultowych tras Dymna.




FILM na FB


Osiągamy skraj lasu. Mokre buty sprawiają że nie mamy oporów przy pokonywaniu wypełnionego wodą rowu i miejscami zalanego lasu. Wreszcie suchy ląd, leśna droga. Nieco innym wariantem docierają w to miejsce B i B. Nie pytajcie dlaczego odpuszczamy PK61. Moi znajomi obierają inny cel. PK45 - róg ogrodzenia. Po krótkiej jeździe pagórkowatym terenem ruszamy na poszukiwanie granicy kultur czyli jednego z punktów obszaru specjalnego. W1 - róg granicy kultur

Ruszam "na krzywy ryj" za szybciej jadącym Bronkiem by z czołowym orientalistą bezboleśnie zaliczyć jeszcze kilka punktów przed powrotem na metę. Skręcamy w boczną dróżkę. Podobnie jak na całej trasie podłoże obfituje w gałęzie i gałąki. Trzask i zablokowana przerzutka owija się na trybie Z żalem spoglądam za Bronkiem i Basią znikającymi za najbliższym wzgórkiem. Ja już dzisiaj nigdzie nie pojadę. Od bazy dzieli mnie ok. 10 km a od upływu limitu czasu ok. 80 minut. Niby dużo ale nie potrafię ocenić czy dotrę tam na czas.




Przytwierdzam zipami przerzutkę i łańcuch do ramy. Mój rower będzie teraz robił za hulajnogę. Oszołomiony zdarzeniem, nie próbuję znaleźć najkrótszej drogi. Jadę prosto na południe do asfaltowej drogi, którą wrócę do bazy. Po ciężkim terenowym odcinku jest już lepiej. Wiatr jest moim sprzymierzeńcem. W pewnej chwili rozpędzam się nawet do 30 km/godz. Z każdą chwilą rośnie mój podziw dla gościa którego mijałem gdy sportową hulajnogą pokonywał 1400 km trasę maratonu Wschód.

Na mecie melduję się prawie pół godziny przed czasem. Zaliczam 16 (+1) z 41 (+11) punktów kontrolnych i zdobywając 1020 z (2470) punktów przeliczeniowych. Miejsce 28 na 40

Dystans ok. 105 km

Czas 8:35


Krzysztof Wiktorowski (wiki)
e-mail: wiki256@gmail.com

powrót