.


Rajd Liczyrzepy, edycja zimowa


Krośnice, 24 luty 2018 r.

(relacja)

relacje z innych imprez


powrót


Nieznany i atrakcyjny orientacyjnie teren. Znani i sprawdzeni organizatorzy i budowniczy tras. Chyba wystarczy zamiast wstępu. Jadę.

Mapy rozdane. Przede mną mapa w postaci dużej kartki papieru formatu A3 o skali 1:50.000 z naniesionymi w dużej ilości czerwonymi okręgami. Zawody będą rozgrywane w formule rogainingu. To tłumaczy dlaczego na mapie znajduje się trudna do szybkiego ogarnięcia ilość punktów kontrolnych (46). Nawet nie próbuję tego zrobić. Dodatkowo ich wartość przeliczeniowa znacznie się różni (od 10 do 90). Wybieram kierunek, w którym pojadę na trasę i 3-4 punkty które zaliczę w pierwszej kolejności. Na dalsze plany przyjdzie czas w trakcie jazdy.


przedstartowa odprawa

Tuż obok Bronek skrupulatnie rysuje kreskę łączącą wszystkie punkty. Pogoda wydaje się być optymalną do tego by próbować złamać zasady rogainingu i zaliczyć wszystkie punkty. Wcześniejsze zapowiedzi silnego mrozu nie sprawdzają się. Zachmurzone niebo sprawia, że temperatura waha się w granicach - (minus) 3-4 stopnie. W lasach i na polach nie ma mięsistego błotka czy sypkiego piachu. Zamarznięte podłoże sprawia, że trasa jest szybka, chociaż nierówności dają mocno popalić nadgarstkom.

Start 8:00

Ponieważ na zaliczenie całej trasy nie mam szans, muszę wybierać punkty najbardziej wartościowe a pomijać te "bezwartościowe". Będę starał się zaliczyć wszystkie 90-tki, 80-tki, 70-tki, 60-tki ... pomijał 10-tki, 20-tki, może nawet 30-tki (pierwsza cyfra w numerze punktu oznacza jego wartość). Na początek wybieram obszar, na którym punktów jest jakby trochę mniej, więc będą łatwiejsze do opanowania. Jadę na północ, później skręcę na zachód. Początek nie jest łatwy. Nie czując jeszcze pokonywanego dystansu - wielokrotnie zatrzymuję się. Zimny wiatr sprawia, że oczy łzawią utrudniając czytanie mapy. Podjazd na niewielkie wzniesienie. Tego punktu nie sposób przegapić. PK37 - mauzoleum - godz. 8:12 (12 min. od startu).



mauzoleum

Dalej męczę się identyfikując każdy najbliższy zakręt czy skrzyżowanie dróg. Niby jestem w dobrym miejscu ale las rozjechany jest na szerokości kilkunastu, kilkudziesięciu metrów. W którym miejscu znajduje się właściwa droga? Zamarznięte błoto uniemożliwia jazdę. Nieco dalej trafiam na niewielki wąwóz. Przypuszczam, że idąc wzdłuż rozpadliny odnajdę punkt. Prowadzę rower pomiędzy porozrzucanymi gałęziami, przedzieram przez gęsty bukowy młodnik. Na dnie rowu pokazuje się nawet płynna woda. Wreszcie z daleka dostrzegam czerwień lampionu. PK38 - suchy rów - 8:27 (15 min. od poprzedniego punktu).


suchy rów

Las jest intensywnie eksploatowany. Jazda po zamarzniętych nierównych koleinach wymaga niemałych umiejętności. Gdyby temperatura była na plusie, te pokłady błota byłyby niemal nie do pokonania. Skręcam w drogę przez pola. Ta (zresztą zgodnie z mapą) kończy się. Ogrodzony sad. Uff, na szczęście jest otwarta brama. Czy z drugiej strony czeka mnie "skok przez płot"? Mam trochę szczęścia. Powalone drzewo otwiera mi drogę na wolność czyli do lasu. Wspinam się z rowerem prosto na najbliższe wzniesienie. Nie chciałbym przegapić punktu. Jeszcze raz sprawdzam każde drzewo w odległości 20-30 metrów od szczytu. Lampionu nie ma. Wniosek może być tylko jeden - to nie jest ten szczyt. Ten właściwy odnajduję kilkaset metrów dalej. PK44 - szczyt wzniesienia - 8:50 (23).

Jak wydostać się dalej na zachód jeżeli jedyna droga prowadzi w przeciwnym kierunku. Przede mną kilkaset metrów pola, na którym latem rosła kukurydza. Sprzęt rolniczy pozostawił na miękkim wówczas podłożu głębokie nierówności. To chyba najtrudniejszy dzisiaj do pokonania odcinek. Wreszcie polna droga, asfalt. Zjeżdżam w las. Odmierzam odległość i niepostrzeżenie mijam widoczny z daleka słupek, nie kojarząc go z punktem, który miał być przecież w dole. Przeczesuję las kilkadziesiąt metrów dalej i wracając odnajduję lampion umieszczony w niewielkim dołku obok mijanego przed chwilą słupka. PK59 - dół - 9:09 (19).

Przede mną coraz bardziej tłuste punkty. Sprawnie docieram do kolejnego lasu. Intuicyjnie wybieram niewidoczne na mapie drogi, przecinki i ścieżki prosto na zachód. Bezbłędnie, choć może przypadkowo, trafiam na jeden z rowów. Jadąc wzdłuż rowu trafiam jak po nitce do kłębka. PK74 - skrzyżowanie rowów - 9:27 (18).

Widok najbardziej wartościowego punktu wzbudza lekki niepokój i czujność. W ruch idzie linijka. Nie mogę się pomylić. I nie mylę się. Pomimo, że droga zarasta krzakami, bez problemu trafiam do celu. Punkt nie jest w jakiś szczególny sposób ukryty. PK92 - granica kultur - 9:45 (18).

Przychodzi czas na odpuszczanie mniej wartościowych punktów. Zamiast na leżący trochę nie po drodze PK33 pojadę prosto na pierwszą dzisiaj 50-tkę. Sprawne opuszczenie leśnych ostępów nie jest tak proste. Leśna droga nieoczekiwanie kończy się i przez kilkadziesiąt metrów prowadzę rower do jakiejkolwiek przejezdnej leśnej dróżki. Wkrótce wyjeżdżam na główną asfaltową drogę. Pojawiający się nieco dalej drogowskaz wskazuje Rezerwat Wzgórze Joanny. Kolejne tabliczki prowadzą w kierunku największej atrakcji tego miejsca - wieży na szczycie. PK52 - wieża (zach. ściana) - 10:07 (22).


"krzywa wieża"

Z dużą starannością jadę w kierunku kolejnej 90-tki. Prosta droga na południe. Prosta droga na zachód. Staranna kontrola odległości. Zjeżdżam w jedną przecinkę, skręcam w inną. Lampion nie jest szczególnie ukryty. Nie tak to sobie wyobrażałem. Jak do tej pory więcej problemów sprawiały mi te mniej wartościowe punkty. PK91 - róg ogrodzenia - 10:21 (14).

Wracam do napotkanej wcześniej drogi odchodzącej na południe. Chociaż na nieaktualnej mapie to nie jest tak oczywiste, droga prowadzi prosto obok dużego zbiornika p-poż. Z przeciwnej strony nadjeżdża Krzysiek Szawdzin. Bieg do drzewa położonego w najdalszym narożniku tego zbiornika. Zamieniamy kilka słów i rozjeżdżamy się. PK53 - brzeg zbiornika (płd.-wsch.) - 10:32 (11).

Ponieważ nie potrafię znaleźć dalszej drogi na południe, skręcam w kierunku nieplanowanej wcześniej 30-tki. Szlaban zamykający odchodzącą w bok drogę wskazuje wjazd do dawnej żwirowni. Pozostawiam rower i podbiegam do rosnącego na, oczywiście najbardziej odległej, skarpie drzewa. PK32 - żwirownia (płn. skraj) - 10:41 (9).

Przedostaję się do znajdującej się tuż obok niemal równoległej drogi. W którym jej miejscu? Próba odmierzenia się do kolejnego punktu, jak się później okaże, obarczona jest dużym błędem. Mam szczęście. W oddali na wznoszącej się w górę przecince miga mi kolorowa koszulka. Chociaż odmierzona przeze mnie odległość nie zgadza, się ruszam za znikającym punktem. Widzę leżący obok drogi rower. Dalej ruszam pieszo. Na punkcie jestem już razem z Grzesiem. Na drzewie wisi lampion. Na mojej szyi powiewa pusta smycz. Konsternacja. Przerażenie. Jeszcze niedawno wisiała tam karta startowa. Jak daleko będę musiał się wracać. Mam szczęście, nie muszę wracać aż do poprzedniego punktu, białą kartę znajduję obok pozostawionego przy drodze roweru. PK48 - zwyżka - 10:53 (12). Gdzie jest zwyżka? O tym co budowniczy miał na myśli w opisie punktu dowiaduję się dopiero w czasie porajdowych rozmów. Do słownika orientacyjnych określeń mogę dopisać. Zwyżka - myśliwskie siedzisko na drzewie.

Z dwóch dróg prowadzących w kierunku punktu rozsądnie wybieram tą gorszą ale poprowadzą bliżej strumyka. Niewielka ilość śniegu, który spadł w poprzedzającą noc i od czasu do czasu posypuje podczas dnia, ułatwia nawigację na porośniętej trawą, niewyraźnej i rzadko używanej leśnej drodze. Po chwili widzę zawodnika próbującego szukać punktu. Facet jadąc z przeciwnej strony wyraźnie przesadził. Do punktu pozostało jeszcze ok. 400 metrów. Wjeżdżam na wysoki brzeg rzeki. Odległość i obecność piechurów wskazuje, że poniżej musi znajdować się lampion. Zbiegam stromo w dół i ... po chwili wdrapuję się z powrotem po pozostawioną w mapniku kartę startową. Po przerwaniu zalaminowanej karty nie mogę jej już nosić ze sobą na smyczy. Powtórna przebieżka. PK61 - zakręt rzeki - 11:06 (13).

Docieram do asfaltowej drogi. Odmierzam odległość. Droga przez las doprowadzi mnie do przecinki, przy której znajduje się punkt. Zdając się na nie budzącą wątpliwości linię na mapie, niezbyt uważnie kontroluję kierunek jazdy. Po chwili kierunek w którym jadę nie za bardzo się zgadza z mapą, a ja nie jestem pewny swojego położenia. Przecinką jadę do asfaltu, a punkt będę zdobywał od przeciwnej strony. Tu nie mam problemu. Po chwili obok dołu w którym znajduje się lampion punktu kontrolnego pojawia się piechur, którego spotkałem na poprzednim punkcie. PK55 - zagłębienie terenu - 11:30 (24).

Teraz dokładniej kontroluję swoje położenie na zmieniających kierunek drogach. To musi być tu, odległość wskazuje na to, że na wznoszącym się wysoko obok drogi wzniesieniu będzie znajdować się cmentarz. To jeden z najładniejszych punktów na dzisiejszej trasie. PK54 - cmentarz (podwójne drzewo) - 11:48 (18).


stary cmentarz

Teraz spokojnie dojadę do dobrej, zaznaczonej podwójną linią drogi, skręcę w nią i pojadę prosto do punktu znajdującego się na szczycie wzniesienia (PK41). Nie próbuję się nawet odmierzać, tej drogi nie sposób nie zauważyć. To błąd. Na mocno nieaktualnej mapie jakość dróg uległa odwróceniu. Jadę nową szutrówką, droga w którą powinienem skręcić jest teraz nieuczęszczaną i nie rzucającą się w oczy dróżką. Kiedy spostrzegam, że pojechałem zbyt daleko nie mam ochoty na powrót. Ten punkt pozostawię niezaliczony.

Zjeżdżam do wioski i skręcam w kierunku lasu na skraju którego odnajdę ambonę z lampionem punktu kontrolnego. Z przeciwnej strony nadjeżdża Paweł Banaszkiewicz. Wspólnie wybieramy jedną z dróg, prowadzącą wzdłuż lasu. Po kilkuset metrach już wiadomo, że to nie była ta droga i to nie był ten las. Z oddali na skraju starodrzewu i łąk widać okazałą ambonę. Innej nie widać - tam musi być punkt. PK93 - ambona - 12:16 (28).

Mijamy nadjeżdżającego z przeciwnej strony Bronka (zwycięzcę zawodów). Nierówna wznosząca się w górę leśna droga. Kiepska przecinka. Tym razem dokładnie kontroluję odległości. Kolejna dróżka doprowadza nas prosto do drzewa na skraju strumienia. PK71 - rozwidlenie rowów - 12:35 (19).

Jadący krótszą trasę Paweł pozostaje gdzieś z tyłu, a ja będę "wyłuskiwał" z mapy kolejne bardziej wartościowe punkty. W wijących się i krzyżujących drogach wybieram te, które doprowadzą mnie do punktu. Odnalezienie lampionu nad wypełnionym wodą (znaczy się lodem) rowem nie sprawia najmniejszych trudności. PK58 - wsch. skraj polany - 12:50 (15).

Powrót do cywilizacji to porażka na własne życzenie. Zamiast wrócić słabo przejezdną leśną dróżką którą tu przyjechałem, ruszam dalej przed siebie. Szukam innego sposobu dotarcia do asfaltowej drogi, w terenie w którym żadnej drogi na mapie nie widać. Od pól, na których spodziewałem się znaleźć jakąś drogę, poza głębokim i szerokim rowem wypełnionym niezamarzniętą wodą, oddziela mnie dodatkowo wysokie ogrodzenie. Prowadzę rower przez nie nadający się do jazdy las. Wreszcie jestem tam gdzie powinienem być nieco wcześniej.

Asfalt, droga przez las. Mijam wracającego po zaliczeniu punktu Radka (theli). Ślady poprzedników na cienkiej warstwie śniegu powinny pomagać. Pomagają, pod warunkiem, że poprzednicy nie robili błędów. Teraz usypiają czujność. Nie zwracam uwagi na wąski ślad odchodzący w bok od drogi. Nie widzę położonego kilkanaście metrów od drogi stosu kamieni. Po dłuższych poszukiwaniach spostrzegam swój błąd i kojarzę wcześniejsze ślady. PK47 - kamień (drzewo 3m na płn.) - 13:11 (21). Opuszczając punkt po raz pierwszy mijam Krzyśka Wesołego. Będziemy spotykali się na kilku kolejnych punktach.


Na PK dające 10 czy 20 punktów przeliczeniowych zwykle nie zwracam uwagi. Jeżeli jednak taki punkt znajduje się zaledwie kilkaset metrów od asfaltowej drogi, którą i tak będę przejeżdżał, błędem byłoby go nie zaliczyć. Po pierwszej nieudanej próbie punkt odnajduję kilkadziesiąt metrów dalej na skraju lasu. PK26 - rozwidlenie rowów - 13:21 (10).

Czas na punkt, który znajduje się gdzieś na skraju łąk i lasu. Drogi prowadzącej na punkt brak (przynajmniej na mapie jej nie ma). Skręcam z asfaltu w polną dróżkę. Omijam pojawiające się ogrodzenie. Jadę drogą przez łąkę. Ślady na śniegu prowadzą na skraj lasu. Przede mną meandrujący w płytkim rowie strumyk. W takim miejscu opis punktu nie pomaga. Zakręt rowu? Ale który? Biegnę kilkadziesiąt metrów wzdłuż rowu. Wracając widzę lampion i duże czerwone litery na drzewie w pobliżu miejsca w którym zostawiłem rower. Nadjeżdżający Krzysiek W. ma ułatwione zadanie. Nie musi już szukać tego drzewa. PK73 - zakręt rowu - 13:34 (13).

Jadę drogą, którą wcześniej opuszcza łąkę dużo lepszy ode mnie rywal (dzisiaj zajmie 2 pozycję). Powrót do asfaltowej drogi, którą tu dotarłem. Las. Przeciwległy jego skraj. Upsss!!! Chwilę muszę zastanowić się kiedy minąłem drogę prowadzącą do punktu. Z pomocą przychodzi mi jeden z nieznanym mi rowerzystów. PK81 - cmentarz - 13:48 (14).

Dojazd i odnalezienie kolejnego punktu nie stanowi wyzwania dla średniego nawet orientalisty. PK35 - przepust - 13:56 (8).

Dużo trudniejszym wydaje się zadanie dotarcia do kolejnego, jednego z najbardziej wartościowych punktów. Łukasz - budowniczy trasy wspominał nawet o tym punkcie podczas odprawy. Opuszczam asfalt. Skręcam w gruntową drogę. Później przedostaję się do lasu po drugiej stronie łąk. Z przodu miga koszulka Krzyśka. Miniemy się kiedy będzie opuszczał punkt. Przeprawa po przygotowanym przez organizatora powalonym drzewie na drugi brzeg słabo zamarzniętego rowu. Punkt rozczarowuje. Na jedynym w okolicy grubym dębie widać z daleka lampion punktu i jeszcze większe koślawe litery kodu. Tak duże litery malowane na większości punktów to lekka przesada. Punkty warte 90 punktów przeliczeniowych powinny wymagać chociażby krótkich poszukiwań. PK99 - charakterystyczny dąb - 14:19 (25).

Wracając, widzę nadjeżdżającego z przeciwnej strony rowerzystę. Czarna, naciągnięta pod oczy chusta nadaje mu wygląd taliba. Tę drobną postać łatwo rozpoznać. To znany nie tylko przez orientalistów Wigor (na mecie zamelduje się na 3 miejscu).

Próbuję pojechać najkrótszą drogą przez las. Widok pierwszych powalonych drzew skutecznie zniechęca mnie do wybranego skrótu. Nie mam gwarancji, że dalej będzie lepiej. Jadę nieco okrężną, ale w większości asfaltową drogą. Punkt znajdujący się gdzieś w widełkach dwóch leśnych dróg skłania do zwiększonej uwagi. Mam szczęście przy drodze leżą dwa rowery, a napotkani orientaliści instruują mnie gdzie znajduje się punkt. Zamiast bagienka widzę zamarzniętą srebrzystą taflę. Otrzymaną pomocą dzielę się z nadjeżdżającym właśnie Krzyśkiem S. (na mecie będzie 5). PK56 - skraj bagienka - 14:47 (28).

Punkt w środku lasu. Kilkaset metrów od najbliższej zaznaczonej na mapie drogi wzbudza niepokój. W jaki sposób go "ugryźć". Z miejsca w którym się znajduję najrozsądniej będzie rozpocząć poszukiwania od drogi znajdującej się po północnej jego stronie. No super, aby dotrzeć do miejsca gdzie przypuszczalnie znajduje się lampion trzeba lawirować pomiędzy powalonymi dorodnymi sosnami. Ha! Z odnalezieniem punktu nie było wcale tak źle. Z zaliczeniem tragedia. Kto nie ma w głowie, ten musi pokonać całą trasę jeszcze raz. Wracam do pozostawionego przy drodze roweru po kartę startową. Mijam Krzyśka W., który w międzyczasie zaliczył dodatkowy punkt. Z przeciwnej strony nadjeżdża Wigor. PK72 - wsch. skraj polany - 15:06 (19).

Wybieram dojazd do najbliższej asfaltowej drogi. Chyba nie był to najszczęśliwszy wariant. Droga prowadząca z lasu przez pola kończy się na ogrodzeniu gospodarstwa. Mam szczęście, że pole jest zmrożone a wioska nie ma zwartej zabudowy. Pojedyncze zabudowania omijam jadąc głębokimi koleinami. Nico dalej skręcam w jedyną drogę przez pola. Zatrzymuję się nad rzeką płynącą w głębokim rowie. Jadę wzdłuż. Przecież gdzieś tutaj musi być mostek. Później pokonuję jeszcze rów okalający stawy. Wdrapuję się na nasyp. Las, który widać za zamarzniętą taflą wody musi być poszukiwanym cypelkiem.

Chwilę zastanawiam się czy nie da się dojechać na miejsce najkrótszą trasą po lodzie. Nie musi to być najlepszy pomysł. Pewnie utopić się tu nie da ale możliwość przemoczenia skutecznie zniechęca do skrótu. Staw objeżdżam równą szutrową drogą. W kierunku cypla jakiejkolwiek drogi brak. Ślady poprzedników ułatwiają wybór przejezdnych miejsc. Jadę przez las, pokonuję pokryte lodem niewielkie rozlewiska. W połowie drogi do celu pozostawiam rower. Porozrzucane gałęzie nie gwarantują dojazdu do punktu bez urwania przerzutki. Krótka przebieżka, perforowanie karty startowej (tym razem o niej nie zapomniałem) i mogę wracać. Nadjeżdżający Wigor w tym samym czasie zaliczył jeden dodatkowy punkt. PK64 - cypel - 15:36 (30).

Jadąc wałem okalającym stawy szybko i bez problemu docieram i zaliczam kolejny punktu. PK45 - róg ogrodzenia - 15:44 (8).

Powoli kończy się limit czasu przeznaczony na zawody. Spóźnialskich czekają srogie kary (minus 10 pkt za każdą minutę). Do zaliczenia pozostało jeszcze kilka wartościowych punktów. Na początek gruba 80-tka. Droga przez las. Asfalt. Kolejny fragment lasu. Czy ja jestem w odpowiednim miejscu. Sprawdzam dół po zwalonym drzewie w pobliżu drogi. Rozglądam się. No tak, będąc budowniczym też wybrał bym ten bardziej oddalony od drogi. PK82 - wykrot - 15:56 (12).

Kilkaset metrów jazdy przez las dzieli mnie od asfaltowej drogi. Czyżby tylko tyle? Przykra niespodzianka. Wzdłuż drogi płynie w głębokim rowie szeroka na 4-5 metrów rzeka. Pokrywa lodowa jest raczej iluzoryczna. Czyżbym miał wracać? Może jednak nie. Nad nurtem zawieszony jest pień grubego drzewa. Jest się nawet czego chwycić podczas przeprawy. Niezdecydowany zatrzymuję się ze 2 metry od przeciwległego brzegu. Gruby konar znajdujący się dokładnie ponad pniem na którym stoję przestaje być pomocą. Żeby z niego skorzystać muszę mocno odchylić się od pionu. Rower trzymany w drugiej dłoni nie ułatwia zadania. Odwracam się do tyłu, żeby sprawdzić drogę odwrotu. Nie. Odwrotu nie ma. Jednak łatwiej będzie iść do przodu. Na koniec wspinanie się pomiędzy gałęziami na stromy brzeg rowu i mogę ruszać dalej.


Przeprawa - z góry wygląda niewinnie

Kilkukilometrowy przelot w pobliże punktu, który będzie kolejnym celem. Jazdę ułatwia równy asfalt. Przeszkadza silny przeciwny wiatr. W nogach czuję zmęczenie z 8 godzinnej jazdy. "Paliwo" też już dawno się skończyło (kiedy ja ostatnio coś zjadłem?). Ostrożnie skręcam w polną drogę. Na precyzyjne nawigowanie nie mam już sił. Bardziej liczę na to, że ślady poprzedników doprowadzą mnie do celu. PK62 - cmentarz - 16:27 (31).

Czasu pozostało już naprawdę niewiele. Po cichu liczę, że uda mi się zaliczyć jeszcze jeden wartościowy punkt (PK57). Później już tylko walczę o to by zdążyć przed upływem limitu czasu. Dopiero na mecie zobaczę, że mogłem zaliczyć inną łatwą pięćdziesiątkę - leżący pomiędzy ostatnio zaliczanymi punktami 82 i 62 - PK51. Niestety leżący na skraju zagiętej mapy był dla mnie niewidoczny. Metę osiągam o godz. 16:52 czyli z bezpiecznym zapasem 8 minut.

Statystyka:

Dystans - 105,5 km
Przewyższenie - 770 m
Czas trasy - 8 godz. 52 min.
Czas jazdy - 6 godz. 50 min.
Śr. prędkość - 15:43 km/godz.
Max. prędkość - 35,8 km/godz.
Zaliczone punkty 29 (z 46)
Punkty przeliczeniowe 1630 (z 2090)
Zaliczone PK: 4x90, 2x80, 4x70, 3x60, 7x50, 4x40, 4x30, 1x20
Niezaliczone PK: 2x50, 4x40, 3x30, 3x20, 5x10.
Miejsce 10 z 38

wizualizacja przejazdu na 3drerun



Porajdowe gminobranie - stawy milickie


Krzysztof Wiktorowski (wiki)
e-mail: wiki256@gmail.com

powrót