Supermaraton Jastrzębi Łaskich

Łask - 12 czerwca 2011 r.

(relacja)

relacje z innych imprez
powrót

fot. Justyna, Staszek i inne

Po imprezach organizowanych w wielu miejscowościach rozsianych po całej Polsce przyszedł czas na pierwszy supermaratonu w centrum kraju - w Łasku miasteczku położonym ok. 40 km od Łodzi. Właśnie fakt, że to tak blisko sprawia, że po latach postanawiam ponownie pojawić się na trasie szosowego maratonu. Od czasu pierwszego supermaratonu organizowanego przez Wiechora (Wiesława Rusaka) minęło 8 lat. Przez ten czas niewiele pozostało z idei Supermaratonów organizowanych przez i dla rowerzystów pragnących się sprawdzić na ekstremalnie długich dystansach.

Chociaż nazwa supermaraton pozostała to rządy nad tymi imprezami przejęli szosowcy i teraz to oni dla innych szosowców organizują wyścigi stricte szosowe na ekstremalnie krótkich dystansach 90-200 km. Reguła startów w grupach 10 osobowych pozostała niezmieniona raczej ze względów przepisów drogowych a nie chęci organizatorów. Radość z pokonywania długiej trasy, ideę walki z własnym słabościami zastąpiła rywalizacja o jak najlepsze miejsce - nawet to w 2, 3 czy dalszej dziesiątce.

Chociaż to nie jest satysfakcjonująco długi dystans wybieram 186 km. Więcej niestety nie można. Przydzielony zostaję do 2 grupy startowej. Są tu szosowcy i nieszosowcy. Starsi i młodsi. Ze znajomych twarzy jedynie startujący na tandemie w Bałtyk-Bieszczady Monika Jagodzińska i Jurka Kędziorka. Silna grupa w której kilka osób zajmie w swoich kategoriach czołowe miejsca. Wiatr sprawia, że początkowy rozbiegowy odcinek jedziemy średnio 40 km/godz. Jeden, drugi zakręt i po prawie 20 km pozostaję sam. Spokojnie obserwuję jak z wielką szybkością mija mnie kolejna grupka szosowców startujących kilka minut pózniej.

To, że początek był naprawdę szybki w moim wykonaniu potwierdza fakt, że znany łódzki maratończyk, startujący tylko 2 minuty pózniej Krzysiek Kamocki wraz z kolejną grupką dochodzi mnie dopiero na ok. 40 kilometrze. Pokonywane pod wiatr podjazdy w okolicy Strońska to odcinek mocno selekcyjny. Grupa rwie się a ja pozostaję z tyłu. Po raz kolejny w grupie przejadę kilkanaście kilometrów po pokonaniu całego okrążenia i również tu odpadnę z grupy.

Pierwsze kółko kończę w doskonałym czasie 2:50 ze średnią dochodzącą do 32 km/godz. Nie sądziłem, że jeszcze jestem w stanie tak szybko jechać przez prawie 100 km. Przede mną kolejne pokonane w większości samotnie okrążenie. Silny wiatr nie stanowi problemu - no chyba, że jednocześnie na trasie pojawiają się podjazdy. Mija mnie kilka kolejnych osób. Kończy się skrupulatnie odmierzana woda. Na myśl o zjedzeniu czegokolwiek mam odruch wymiotny.

Jedyny na trasie minutowy postój na punkcie żywieniowym, połówka pomarańczy, banany w kieszeń, uzupełnienie zapasów wody i ruszam dalej. Jeszcze tylko do najbliższy zakręt, jeszcze jeden. Swiadomość szybkiego zmniejszania się pozostałego do mety dystansu dodaje sił. Pojawiają się pierwsi zdublowani zawodnicy z firmy Spedimex. Jestem pod wrażeniem "karności" pracowników, których prezes również pokonuje trasę imprezy. Być może coś jest w zasłyszanych przed startem żartach "..nie ma innej opcji, albo kończymy maraton albo w poniedziałek nie mamy po co przychodzić do pracy".

Po 6 godzinach i 32 minutach mijam metę ze świadomością, że chętnie wyskoczyłbym na jeszcze jedno kółko. Jestem bezkonkurencyjny (jako jedyny startujący) w swojej kategorii wiekowej i rowerowej.

Znikają kolejne z prawie setki losowanych nagród i nic. Wreszcie pozostaje ten jeden jedyny. Marzenie chyba większości startujących zawodników. "Sierotka" losuje, organizator odczytuje nr 14. Mój numer startowy.

Statystyka:

Dystans 186 km
Czas 6:31:55
Czas jazdy 6:31:09
Srednia 28,6 km/godz.
Max 52,2 km/godz.

Krzysztof Wiktorowski(wiki) - nr 14
e-mail: wiki256@gmail.com

powrót