Łódź/Łagiewniki 2006

II Rowerowa Jazda na Orientację - 24 września 2006 r.

(relacja)

relacje z innych imprez
powrót

Tak jak przed rokiem przybywam Do Łagiewnik na Rowerową Jazdę na Orientację w terenie dobrze mi znanym. Ponownie imprezie towarzyszy idealna słoneczna pogoda a na starcie znanej już w światku rowerowym imprezie zjawia się wyjątkowo duża liczba uczestników. Duża część z nich startuje po raz pierwszy w imprezie na orientację, inni byli tu już przed rokiem.

Na chwilę przed startem dostaję do ręki mapę. To niewielka kartka papieru formatu A5. Na powierzchni 15x15 cm przedstawiona jest sporą część łagiewnickiego lasu oraz rozległe pola na wschód - aż po Dobrą. Skala niemożliwa do odgadnięcia. Organizatorzy przyjmują, zgodnie z prawdą, że większość uczestników i tak doskonale zna teren.

Dość niepewnie ruszam wzdłuż ogrodzenia Ośrodka i dalej drogą przez las. Próbuję szybko połączyć to co widzę na skrawku papieru z tym co znam. Jak na razie jedyną pewną wskazówką jest opis PK1 "wzgórze". Wreszcie jest. Znana wszystkim skocznia narciarska. Rowery wprowadzają tam uczestnicy trasy turystycznej. Tylko czy oni powinni tu być? Podjeżdżam powoli w górę. Jest dobrze - w połowie stoku ze wzgórza zjeżdża uczestnik trasy na orientację z czarnym numerem 40. Podbijam kartę i ruszam w dół i dalej prosto drogą, później kilkadziesiąt metrów przez dziewiczy las, skok przez rów z wodą i znanymi ścieżkami do ulicy Okólnej. Mapa staje się coraz bardziej przyjazna. Czy oby na pewno?

PK2 jest położony w miejscu tak oczywistym, że nie trzeba nawet spoglądać na mapę. Przy parkingu skręcam w brukowaną drogę do Skotnik i dalej w prawo ul. Serwituty i ... no właśnie, pośpiech i jazda na pamięć kończy się dziwną ewolucją. Zamiast pojechać zielonym szlakiem prosto nad "oczko wodne", skręcam wcześniej, jadę różnymi drogami i ścieżkami stawiając na intuicję. Efekt jest zadziwiający, pokonuję trasę o kształcie zbliżonym do litery S i ze zdziwieniem stwierdzam, że znajduję się po przeciwnej, czyli lewej stronie brukowanej drogi - na trasie maratonu łódzkiego. Po chwili zaliczam PK2 tracąc już na początku imprezy kilka cennych minut.

Z lasu wyjeżdżam prosto na wschód i w plątaninie polnych dróg wyszukuję +/- optymalny dojazd w okolice PK3. Tu problem. Nie pamiętam opisu punktu a kartka z opisem gdzieœ ginie. Próbuje szukać punktu na skrzyżowaniu dróg poniżej wzniesienia. Kiedy odkrywam pomyłkę muszę wspinać się na wzgórze od północnej bardziej stromej jego strony i to dokładnie pod wiatr.

Do kościoła w Dobrej wybieram dojazd górą, wzdłuż widocznego na mapie czarnego szlaku rowerowego. Tylko gdzie są oznaczenia tego szlaku. Skręcam w jakąś dobrze wyglądającą drogę na północ. Droga po kilkudziesięciu metrach kończy się w polu (prowadziła do kilku położonych po obu stronach domostw). Przedzieram się przez okropnie nierówne pole i zjeżdżam najbliższą porośniętą trawą drogą do Dobrej. No tak! To droga kończąca się w gospodarstwie. Tubylec niechętnie i bez entuzjazmu pozwala na przejazd przez własne podwórko. Za furtką asfalt i po chwili PK4 przy starym kościele w Dobrej zaliczony.

Widocznymi na mapie drogami ruszam w kierunku PK5. Tu nie powinno być kłopotów. Niby droga prosta lecz mam chwile zwątpienia. Chwilami zwalniam, zatrzymuję się. Nie potrafię dobrze ocenić odległości dzielącej mnie od punktu. Mija mnie z dużą szybkością (startujący 6-7 minut później) zawodnik z nr 37. Mimo wszystko niemal razem zaliczymy PK5 i PK6 a na metę przyjadę jedynie kilkadziesiąt minut po nim. Później dowiem się, że ta znajoma mi twarz to słynny "Kamień" szalejący na oznaczonych trasach maratonów MTB.

Przejazd na PK6 wbrew obawom nie nastręcza trudności. Łączy je jedyna chociaż bardzo pokręcona droga.

PK7 znajduje się na rogu łagiewnickiego lasu, miejscu dość oczywistym. To jak tam najszybciej dotrzeć tak oczywiste już nie jest. Wydaje się, że budowniczy trasy znalazł tu skrót przez pola. Tylko, że ja nie widzę na mapie cienkich kresek oznaczających polne drogi. Nie sprawdza się wariant z okularami do czytania na czubku nosa wydaje się mniej trafny od stosowanej w ubiegłym roku lupy. Okulary niewiele pomagają przy czytaniu mapy (tej mapy) podczas jazdy a ograniczają widoczność, szczególnie podczas ostrych zjazdów.

Skoro nie widzę drogi na mapie, próbuję wypatrzyć ją w terenie po lewej stronie asfaltu. Bezskutecznie. Pozostaje jazda przez Modrzew i dość okrężna ale bezpieczna jazda asfaltami ulicą Okólną, Strykowską i lasem do PK7. Dokładam kilkaset metrów ale czasowo i tak wychodzę na swoje. Nie przejechałbym szybciej odcinka dzielącego mnie od PK po nierównych, piaszczystych ścieżkach wiodących przez las.

Do PK8 jadę pewnie i bez zatrzymywania się wykorzystując istniejące drogi i ścieżki prowadzące na północ i zachód. Czerwonego szlaku nie sposób przecież ominąć. Do mety prowadzi stąd jedyna, prosta i oczywista droga.

Na mecie melduję się po 67 minutach i 28 sekundach od startu po przejechaniu 26,5 km z prędkością średnią 21,75 km/godz. (max 40,8 km/godz.). To pozwoliło na zajęcie 8 miejsca.

Oczywiście mogło być lepiej i nie sposób wszystkiego zwalić na niewyraźną mapę. Popełniłem błędy w wyborze trasy (szczególnie w pierwszej jej części) w miejscach znanych i oczywistych. Kiedy jeździ się wolno trzeba to nadrabiać dobrą orientacją i odwrotnie. Mnie zabrakło obydwu tych elementów: szybkości i orientacji.


Łódź 24.09.2006r.

Krzysztof Wiktorowski (wiki) - nr 8
e-mail: wiki@bg.umed.lodz.pl

powrót