Sprintem po Łagiewnikach

Rowerowa jazda na orientację - Łagiewniki 2005

Łódź - 18 września 2005 r.

(relacja)
relacje z innych imprez
powrót

Rajd na orientację rozgrywany w łódzkim lesie Łagiewnikach to impreza nieporównywalna do jakiejkolwiek z tych, w których startowałem przez ostatnie kilka lat. Rozgrywana jest na nietypowo krótkim - jak dla mnie maratończyka - dystansie 20 km. Do startu przystępuję więc pełen obaw - jak poradzę sobie z mapą dobrze znanych mi terenów. By liczyć się w końcowej klasyfikacji trzeba będzie jechać niemal bezbłędnie, braknie czasu by ewentualne błędy nadrobić się na dalszej trasie.

Startujemy w odstępach 3 minutowych. Początek idzie nadspodziewanie dobrze. Bez problemu zaliczam PK1 a następnie PK2 przy barze pod Modrzewiami. Kolejny PK3 (wzgórze na dawnym wysypisku śmieci) przezornie atakuję od strony zachodniej. Łagodny podjazd prowadzi mnie prosto na szczyt. Na drodze dojazdowej mijam powracającego z punktu zawodnika z nr 6, a na szczycie kolejne dwie osoby startujące przede mną (nry 3 i 4). Prosty dojazd ulicą Boruty do PK4. Jadący przede mną zawodnik wybiera jazdę szlakiem niebieskim. Ja intuicyjnie wybieram ścieżki w kierunku północno-wschodnim i wschodnim. Nawigację ułatwia bezchmurne niebo i prześwitujące przez drzewa słońce. Gdzieś w tym kierunku na skraju lasu jest dawna żwirownia i kolejny punkt. Jazda "na krechę" kończy się pełnym powodzeniem. Skraj lasu osiągam kilkadziesiąt metrów na północ od PK5. Zaliczam go i wracam do drogi przez las, jadę na północ, później skręcam na zachód. Są oznaczenia szlaku niebieskiego, więc "jestem w domu". Jadąc szlakiem, muszę mijać PK6. Pod "nogami" kręcą się tu licznie uczestnicy trasy turystycznej.

Dalsza trasa do PK7 wydaje się oczywista - dojazd do Okólnej, asfaltem przez Modrzew i polną drogą na północ. Moje plany zmienia nieoczekiwanie migająca gdzieś z przodu czerwona koszulka. Siła sugestii jest wielka, jadę za osobnikiem skręcającym z ul. Okólnej w lewo i jadącym dalej skrajem lasu. Czemu nie, tędy też można dojechać. Skręt w ul. Serwituty, dalej przez las, przez pola, kolejny las ... ?!? Zaraz! Czy ten biker ma jakikolwiek numer, czy jest uczestnikiem rajdu? Już wiem. Pojechałem za daleko. Bezmyślna jazda powoduje, że tracę niepotrzebnie kilkaset metrów i kilka cennych minut. Wracam. Widzę zjeżdzających od punktu zawodników (nry 1 i 7). Szybkie zaliczenie PK7 i kolejnego bezproblemowego już PK8. Jadę dalej prosto do drogi. Nie chcę ryzykować żadnych skrótów i niepotrzebnego pokonywania pagórkowatego w tym rejonie terenu. Mijam piewsze zabudowania Kolonii Skotniki, skręcam w kierunku lasu, jadę jego skrajem, a następnie kamienistą drogą przez las. "Kocie łby" z powodzeniem omijam poboczem. Gdzieś na szczycie grzebietu spotykam po raz kolejny nadjeżdżających z przeciwnej strony nr 1 i 7. PK9 jest jedynym punktem nie leżącym w tzw. "oczywistym miejscu". Z mapy wynika, że musi być kilkadziesiąt metrów w bok od głównej drogi. Dzięki napotkanym bikerom namierzenie punktu okazuje się jednak dość łatwe.

Ruszam szybko ścieżkami przez las w kierunku południowo-wschodnim. Prędzej czy później przetnę ul. Okólną. Teraz asfaltem do ul. Wycieczkowej. Widzę nadjeżdżających od kapliczek nr 1 i 7. Wszystko byłoby dobrze gdybym pamiętał opis punktu. Oni jadą prosto do Arturówka, ja po chwili jazdy z nimi musze się jeszcze wrócić do niezaliczonego PK10 obok kapliczek. Ruszam w pościg. Zbyt szybko szukam skrótu nad wschodni skraj kąpieliska w Arturówku. Kończy się to widokiem na ul. Łagiewnicką i zaliczeniem PK11 nieco okrężną drogą od wschodu (to kolejne nadrobione na trasie setki metrów i kolejne stracone minuty). W drodze do mety - zdając się na intuicję i słońce określające kierunek - wyjeżdżam na ul. Wycieczkową gdzieś w połowie pomiędzy Radiostacją a Ośrodkiem. Ostry finisz po asfalcie. Jest lepiej niż przypuszczałem. Po kolejnych kilkudziesięciu minutach i powrocie kolejnych zawodników okazuje się, że mój czas 74 minuty pozwala na zajęcie 3 miejsca.


Krzysztof Wiktorowski (wiki) - nr 8
e-mail: wiki@bg.umed.lodz.pl


powrót