I komu to przeszkadzało?

XLIV EKSTREMALNY RAJD NA ORIENTACJĘ "Harpagan 45"
Kolbudy, 19-21.04.2013 r.

(relacja)

relacje z innych imprez
powrót

fot. Darecki, Michał Zieliński, Krzysztof Świetlik


Miało być śnieżnie, miało być mroźnie, miało być zimowo. I komu to przeszkadzało? Obmyślony wcześniej temat relacji "Zimowy Harpagan" w ciągu niecałych dwóch tygodni stał się zupełnie bezzasadny. Nawet marzenia o powtórce z Elbląga w ciągu zaledwie kilku kolejnych dni legły w gruzach. Silny wiatr przy temperaturze w okolicy 20 stopni skutecznie roztopił resztki śniegu i wysuszył rozmoczone polne i leśne drogi.

Miało być zupełnie odmiennie a było tak jak zwykle podczas wiosennego Harpagana: umiarkowana temperatura, bezchmurne niebo i szybko budząca się z zimowego snu przyroda. Pofałdowany teren sprawia, że podczas zmagań towarzyszą nam zapierające dech widoki.



Tym razem mam farta z nr 1126 staję jako pierwszy w kolejce do punktu rozdawania map. Rzut okiem na mapę i ruszam za pierwszymi bikerami opuszczającymi bazę. Będąc tak blisko Trójmiasta warto zdać się na lokalersów, którzy znają tu każdą ścieżkę. Chociaż planowałem jechać na północ, po chwili orientuję się, że jedziemy w przeciwnym kierunku do pobliskiego ale leżącego trochę "niewygodnie" bo w rogu mapy PK15. Wybrana droga przez Otomino nie jest tą najkrótszą, za to jej jakość nie budzi najmniejszych zastrzeżeń. PK15 J.Otomińskie/plaża godz. 6:52 (22 min. od startu).

W dużej grupie, asfaltowymi drogami pędzimy w kierunku kolejnego punktu. Jak na razie nie muszę nawigować, jedynie staram się pobieżnie kontrolować swoje miejsce w terenie - jestem tylko jednym z uczestników tej "wycieczki". Jazda przez Mł.Przyjaźń nie jest szczególnie istotnym błędem. PK3 Skrzeszewo/skrzyżowanie przecinek, godz.7:43 (51 min. od poprzedniego punktu).

Trzeba nadmienić, że opisy punktów przywołuję jedynie dla potrzeb tej relacji, ponieważ przy odnalezieniu łatwych punktów znajomość opisów nie była niezbędna. Wystarczającym punktem orientacyjnym był kolorowy namiot widoczny już z daleka w bezlistnym o tej porze roku lesie. Na jednym z podjazdów przestaje funkcjonować tylna przerzutka. Pomimo nerwowo wykonywanych ruchów przełączania manetki, łańcuch pozostaje na najmniejszym trybie. Po chwili ze zdumieniem w oczach trzymam w palcach postrzępiony koniec linki.


>


Na razie nie poddaje się i jadę dalej. Asfaltowa a później twarda leśna droga. Z trudem pokonuję napotkane podjazdy. Punkt zaliczam bezboleśnie, jadąc w ogonie grupy zawodników znających teren. PK5 Babi Dół/plac drzewny godz. 8:12 (29).

Jadąc na północ opuszczam las. Razem z dwójką napotkanych rowerzystów do kolejnego punktu pojedziemy asfaltową drogą przez Dzierżązno, Kartuzy aż do Smętowa. Zawsze wzbudzający we mnie lęk, przejazd przez miasta (w tym momencie są to Kartuzy) pokonuję bezbłędnie i bez zastanowienia tylko dzięki moim towarzyszom. Punkt zdobywamy od zachodu wdrapując się mokrą leśną drogą na wzniesienie z namiotem sędziowskim. PK19 Smętowo/plac drzewny godz. 9:11 (59). Czas na "regulację" przerzutki. Jeden z nieznajomych pomaga mi naciągnąć i zawiązać linkę hamulcową tak, by łańcuch znalazł się na jednej ze środkowych zębatek.

Na punkcie ponownie spotykam Dareckiego i towarzyszących mu bikerów. Pozwalam się wyprowadzić z lasu nawet pobieżnie nie kontrolując mapy. Spokojna jazda, relaksująca atmosfera, fotki cykane przez towarzyszącego grupie rowerzystę. Stres wywołany awarią mija, skoro nie ma szans na wynik, niech z tego Harpa pozostanie chociaż trochę zdjęć.



Za Somoninem odłączam się od trochę wolno poruszającej się grupy i zamiast asfaltowego objazdu wybieram skrót obok leśniczówki Sarni Dół. Nie wszystko wychodzi zgodnie z planem. Skręcam zbyt wcześnie i błotnistymi, przypadkowymi drogami przedzieram się przez las, byle jak najszybciej dotrzeć do poprzecznej asfaltowej drogi. Hopowo, zjazd na pola i w las. Po chwili grupka uczestników maratonu nie ma pojęcia o swoim położeniu. Rozdzielamy się na kolejnych przecinających się dróżkach. Sprawdzam jedną z nich. Wracam do punktu wyjścia i dopiero wtedy z daleka dostrzegam wyróżniający się kolorem punkcik w lesie - namiot sędziowski z obsługą punktu kontrolnego. To jedyna poważniejsza, chociaż niezbyt bolesna wpadka dzisiejszego dnia. PK11 Tabliczka/skrzyżowanie dróg, godz. 10.08 (57).

Nie oglądając się na resztę grupy, leśną drogą wzdłuż linii wysokiego napięcia podążam w kierunku Egiertowa. Czas na ocenę możliwości zaliczenia całej trasy. Mam zdobytych 5 punktów kontrolnych, do upływu limitu czasu pozostało niewiele ponad 8 godzin, do tego niezupełnie sprawny rower - jestem bez szans.

Rezygnuję z mniej wartościowych PK6 i PK7. Wiatr w plecy, równa asfaltowa droga i bezproblemowy PK14 Rekownica/plac drzewny, godz. 10:59 (51). Po kilkunastu dalszych asfaltowych kilometrach równie łatwy, położony zaledwie kilkaset metrów od głównej drogi PK10 Niedamowo/droga leśna, godz. 11:32 (33). Mam nieodparte wrażenie, że trasa była tworzona pod zupełnie inne, zimowe warunki. Tak łatwe punkty spotkałem do tej pory jedynie podczas Jesiennych Trudów w 2011 r.

Kontynuuję asfaltowy objazd trasy maratonu. Gdzieś z boku pozostaje lichutki PK2 (1 pkt wagowych). Jadę w kierunku kolejnego tłuściocha PK18 (5 pkt wagowych). Starannie odmierzam odległości, starannie odliczam każdą mijaną dróżkę. Kiedy nieco zdezorientowany zatrzymuję się i rozglądam wokół siebie, kilkaset metrów dalej dostrzegam czerwień namiotu. Znudzone dziewczyny obsadzające ten punkt informują mnie, że jestem dopiero 5 zawodnikiem w tym miejscu. Wkrótce będzie ich dużo więcej. PK18 Czerniki/skrzyżowanie dróg, godz. 12:16 (44).

Pomimo, że nie miałem tego w planach, skusił mnie położony nieopodal (3km) od drogi PK4. Chociaż na mapie wygląda to na łatwiutki dojazd w realu wymaga włożenia nieco wysiłku i czasu. Jadę lekko wznoszącą się leśną, podmokłą dróżką. Szeroki bezdrzewny pas wcale nie chroni przed silnym przeciwnym wiatrem. Wreszcie jest krótki zjazd nad jezioro. PK4 Brzęczek/miejsce odpoczynku, godz. 12:54 (38). Powrót z wiatrem do asfaltowej drogi to już przyjemna formalność.

Asfaltem do Jaroszew. Twardą polną drogą do mostu na Wierzycy. Lasem do punktu. Razem z Tomalosem osiągamy PK12 Czysta Woda/polana leśna godz. 13:38 (44).



Bez odpoczynku ruszam dalej by jak najszybciej minąć miasteczko Skarszewy i zaliczyć kolejny punkt. Przyjemna droga przez las. Nieoczekiwanie, w środku lasu, obok leśnej drogi pojawia się równiutka kostka, początek ścieżki rowerowej. Ten widok zdecydowanie zaburza mój zmysł orientacji. Nic więcej poza perspektywą jazdy wygodną ścieżką się nie liczy. Mój mózg, podświadomie wybiera to co jest przyjemniejsze. Przestaję być orientalistą, staję się ceniącym wygodną jazdę wycieczkowiczem. To nic, że kierunek wskazywany przez kompas nie do końca się zgadza, to nic, że mijam wiadukt z ruchliwą drogą, której w tym miejscu nie powinno być. Nic nie mówiąca nazwa Bolesławowo. W miejscu w którym jestem (w którym powinienem się znaleźć) na mapie jej nie znajduję. Wreszcie ścieżka się kończy. Przytomnie skręcam na zachód by kilometr dalej minąć tabliczkę Skarszewy. Wracam z wyprawy w orientacyjny niebyt - z wycieczkowicza ponownie zostaję orientującym się orientalistą (oby tak było aż do mety). Razem z napotkanym ponownie Tomalosem jedziemy podmokłą, miejscami zalaną wodą drogą wzdłuż nadrzecznych łąk. PK20 Wietcisa/skraj lasu godz. 14:24 (46).

Do zakończenia maratonu pozostały 4 godziny. Rezygnuję z zaliczenia PK8 i wcześniejszej koncepcji: 8-13-17-16-9 na rzecz bezpieczniejszej kolejności: 16-17-19-9 i (jeżeli wystarczy czasu) PK1. Powrót do asfaltowej drogi. Razem z Dareckim jedziemy przez pola w kierunku Bożego Pola. Po chwili dołącza do nas Paweł Brudło. Zdając się na jego przewodnictwo osiągamy PK16 Postołowo/ skrzyżowanie przecinek, godz. 15:20 (56).

Opuszczamy las i przez Postołowo i Cząstkowo docieramy do kolejnego. Mnie kusi główna droga przez las. Tomalos wypatruje na mapie inną prowadzącą do leśniczówki i dalej najkrótsza drogą na punkt. To strzał w dziesiątkę. Twarda, równa, niedawno odnowiona, szutrowa droga, do leśniczówki. Krótki odcinek zwykłej leśnej drogi i zatrzymujemy się przy niewyraźnej zasłanej resztkami gałęzi przecince. Widok nie jest zachęcający ale mapa nie kłamie. Zdaję się na orientację Tomka. Zjeżdżający z punktu Paweł potwierdza prawidłowy wybór. Po kilkuset metrach jadący przede mną Tomek zatrzymuje się z gałęzią w kole i przerzutką przemieloną do tyłu. Niewiele mogę pomóc przy wymianie urwanego haka więc ruszam dalej. PK17 Wojanowo/droga leśna, godz. 15:58 (38).

Zamiast podobnie jak wcześniej Paweł zawrócić, mijam punkt i jadę dalej na południe. Przedostanie się do pobliskiej drogi w normalnym lesie wydaje się szybkie i bezproblemowe. Tylko się takim wydaje. Szczątkowe, słabo przejezdne leśne drogi, biegnące w każdym ale nie w tym wymarzonym kierunku. Jadę, prowadzę rower. W pewnej chwili w szprychach ląduje gruby kołek. Wyjmuję go i przystępuję do szacowania strat. Przerzutka jest na swoim miejscu. Niestety łańcuch ponownie ląduje na najniższym trybie. Po chwili znajduję przyczynę. Siła była tak duża, że linka została wyciągnięta tym razem od strony przerzutki. A przecież nie jechałem tylko prowadziłem rower. Kiedy wreszcie opuszczam las okazuje się, że do asfaltu owszem dojadę ale w Mierzeszynie a nie Błotni.

Za Miłowem skręcam kierunku punktu, polna droga, leśna droga, bagnista leśna droga. Wykorzystując ekwilibristyczne umiejętności i zmysł równowagi można nią zjechać nad samo jezioro. Z powrotem będzie o wiele trudniej. PK13 Jez.Przywidzkie/półwysep, godz. 16:43 (45).



Pierwszy i jedyny "pieszy" punkt na trasie rowerowej. Brodząc w głębokim, mięsistym błocie wdrapuję się drogą w poprzek długiej skarpy. Do zakończenia maratonu pozostaje ok. 1,5 godziny. W zasięgu możliwości realne wydaje się zdobycie jeszcze dwóch punktów: PK1 i PK9. Panowie których mijam za Mierzeszynem ostrzegają, że PK1 nie udało im się odnaleźć. Nic to spróbuję, może ja będę miał więcej szczęścia. Mijam Buszkowy, spoglądam na wysokie zbocze tuż obok drogi i natychmiast zmieniam plany. Jeżeli skręcę w las poszukiwaniu punktu, z pewności braknie mi czasu na bardziej wartościowy PK9. Opuszczam las i pędzę prosto na Lisewiec. Wystarczy opuścić miejscowość i po dobrze wydeptanych przez pieszych i rozjeżdżonych przez bikerów śladach trafiam na PK9 Żuławka/ droga leśna, godz. 18:01 (78).

Jeszcze raz naciągam linkę i poprawiam położenie przerzutki. Tym razem łańcuch ląduje na jednym z wyższych trybów. Pomaga to w wyjeździe z położonego poniżej asfaltowej drogi punktu. Dalej jest już tylko gorzej. Opadająca w kierunku doliny Raduni droga pozwala na szybki zjazd. Niestety ja mogę jedynie przyjšć najardziej aerodynamiczną pozycję by maksymalnie ograniczyć opór powietrza. Nieświadom powagi sytuacji i nieubłagalnie upływającego czasu spokojnie jadę przez Kolbudy wypatrując zakrętu drogi obok której znajduje się baza rajdu. Wreszcie jest. Meta godz. 18:28:49 (27). Czas jazdy wykorzystałem niemal do maksimum. Do upływu limitu czasu pozostało zaledwie 1 minuta i 11 sekund. Plan minimum, czyli miejsce w pierwszej dwudziestce wykonany.


Statystyka:

Dystans - 200,4 km
Czas trasy - 11:58:47
Efektywny czas jazdy - 11:07
Przestoje - 52 min.
Prędkość średnia - 18,00 km/godz.
Prędkość maksymalna - 46,3 km/godz.
Punkty kontrolne - 15
Punkty przeliczeniowe - 52
Miejsce - 19
Zaliczone PK - 15, 3, 5, 19, 11, 14, 10, 18, 4 12, 20, 16, 17, 13, 9
Niezaliczone PK - 1, 2, 6, 7, 8

Łódź, 2013 r.

Krzysztof Wiktorowski (wiki) - nr 1126
e-mail: wiki256@gmail.com


powrót