XLIV EKSTREMALNY RAJD NA ORIENTACJĘ "Harpagan 45" |
fot. Darecki, Michał Zieliński, Krzysztof Świetlik
Miało być zupełnie odmiennie a było tak jak zwykle podczas wiosennego Harpagana: umiarkowana temperatura, bezchmurne niebo i szybko budząca się z zimowego snu przyroda. Pofałdowany teren sprawia, że podczas zmagań towarzyszą nam zapierające dech widoki.
Miało być śnieżnie, miało być mroźnie, miało być zimowo. I komu to przeszkadzało? Obmyślony wcześniej temat relacji "Zimowy Harpagan" w ciągu niecałych dwóch tygodni stał się zupełnie bezzasadny. Nawet marzenia o powtórce z Elbląga w ciągu zaledwie kilku kolejnych dni legły w gruzach. Silny wiatr przy temperaturze w okolicy 20 stopni skutecznie roztopił resztki śniegu i wysuszył rozmoczone polne i leśne drogi.
W dużej grupie, asfaltowymi drogami pędzimy w kierunku kolejnego punktu. Jak na razie nie muszę nawigować, jedynie staram się pobieżnie kontrolować swoje miejsce w terenie - jestem tylko jednym z uczestników tej "wycieczki". Jazda przez Mł.Przyjaźń nie jest szczególnie istotnym błędem. PK3 Skrzeszewo/skrzyżowanie przecinek, godz.7:43 (51 min. od poprzedniego punktu).
Trzeba nadmienić, że opisy punktów przywołuję jedynie dla potrzeb tej relacji, ponieważ przy odnalezieniu łatwych punktów znajomość opisów nie była niezbędna. Wystarczającym punktem orientacyjnym był kolorowy namiot widoczny już z daleka w bezlistnym o tej porze roku lesie. Na jednym z podjazdów przestaje funkcjonować tylna przerzutka. Pomimo nerwowo wykonywanych ruchów przełączania manetki, łańcuch pozostaje na najmniejszym trybie. Po chwili ze zdumieniem w oczach trzymam w palcach postrzępiony koniec linki.
Jadąc na północ opuszczam las. Razem z dwójką napotkanych rowerzystów do kolejnego punktu pojedziemy asfaltową drogą przez Dzierżązno, Kartuzy aż do Smętowa. Zawsze wzbudzający we mnie lęk, przejazd przez miasta (w tym momencie są to Kartuzy) pokonuję bezbłędnie i bez zastanowienia tylko dzięki moim towarzyszom. Punkt zdobywamy od zachodu wdrapując się mokrą leśną drogą na wzniesienie z namiotem sędziowskim. PK19 Smętowo/plac drzewny godz. 9:11 (59). Czas na "regulację" przerzutki. Jeden z nieznajomych pomaga mi naciągnąć i zawiązać linkę hamulcową tak, by łańcuch znalazł się na jednej ze środkowych zębatek.
Na punkcie ponownie spotykam Dareckiego i towarzyszących mu bikerów. Pozwalam się wyprowadzić z lasu nawet pobieżnie nie kontrolując mapy. Spokojna jazda, relaksująca atmosfera, fotki cykane przez towarzyszącego grupie rowerzystę. Stres wywołany awarią mija, skoro nie ma szans na wynik, niech z tego Harpa pozostanie chociaż trochę zdjęć.
Nie oglądając się na resztę grupy, leśną drogą wzdłuż linii wysokiego napięcia podążam w kierunku Egiertowa. Czas na ocenę możliwości zaliczenia całej trasy. Mam zdobytych 5 punktów kontrolnych, do upływu limitu czasu pozostało niewiele ponad 8 godzin, do tego niezupełnie sprawny rower - jestem bez szans.
Rezygnuję z mniej wartościowych PK6 i PK7. Wiatr w plecy, równa asfaltowa droga i bezproblemowy PK14 Rekownica/plac drzewny, godz. 10:59 (51). Po kilkunastu dalszych asfaltowych kilometrach równie łatwy, położony zaledwie kilkaset metrów od głównej drogi PK10 Niedamowo/droga leśna, godz. 11:32 (33). Mam nieodparte wrażenie, że trasa była tworzona pod zupełnie inne, zimowe warunki. Tak łatwe punkty spotkałem do tej pory jedynie podczas Jesiennych Trudów w 2011 r.
Kontynuuję asfaltowy objazd trasy maratonu. Gdzieś z boku pozostaje lichutki PK2 (1 pkt wagowych). Jadę w kierunku kolejnego tłuściocha PK18 (5 pkt wagowych). Starannie odmierzam odległości, starannie odliczam każdą mijaną dróżkę. Kiedy nieco zdezorientowany zatrzymuję się i rozglądam wokół siebie, kilkaset metrów dalej dostrzegam czerwień namiotu. Znudzone dziewczyny obsadzające ten punkt informują mnie, że jestem dopiero 5 zawodnikiem w tym miejscu. Wkrótce będzie ich dużo więcej. PK18 Czerniki/skrzyżowanie dróg, godz. 12:16 (44).
Pomimo, że nie miałem tego w planach, skusił mnie położony nieopodal (3km) od drogi PK4. Chociaż na mapie wygląda to na łatwiutki dojazd w realu wymaga włożenia nieco wysiłku i czasu. Jadę lekko wznoszącą się leśną, podmokłą dróżką. Szeroki bezdrzewny pas wcale nie chroni przed silnym przeciwnym wiatrem. Wreszcie jest krótki zjazd nad jezioro. PK4 Brzęczek/miejsce odpoczynku, godz. 12:54 (38). Powrót z wiatrem do asfaltowej drogi to już przyjemna formalność.
Asfaltem do Jaroszew. Twardą polną drogą do mostu na Wierzycy. Lasem do punktu. Razem z Tomalosem osiągamy PK12 Czysta Woda/polana leśna godz. 13:38 (44).
Do zakończenia maratonu pozostały 4 godziny. Rezygnuję z zaliczenia PK8 i wcześniejszej koncepcji: 8-13-17-16-9 na rzecz bezpieczniejszej kolejności: 16-17-19-9 i (jeżeli wystarczy czasu) PK1. Powrót do asfaltowej drogi. Razem z Dareckim jedziemy przez pola w kierunku Bożego Pola. Po chwili dołącza do nas Paweł Brudło. Zdając się na jego przewodnictwo osiągamy PK16 Postołowo/ skrzyżowanie przecinek, godz. 15:20 (56).
Opuszczamy las i przez Postołowo i Cząstkowo docieramy do kolejnego. Mnie kusi główna droga przez las. Tomalos wypatruje na mapie inną prowadzącą do leśniczówki i dalej najkrótsza drogą na punkt. To strzał w dziesiątkę. Twarda, równa, niedawno odnowiona, szutrowa droga, do leśniczówki. Krótki odcinek zwykłej leśnej drogi i zatrzymujemy się przy niewyraźnej zasłanej resztkami gałęzi przecince. Widok nie jest zachęcający ale mapa nie kłamie. Zdaję się na orientację Tomka. Zjeżdżający z punktu Paweł potwierdza prawidłowy wybór. Po kilkuset metrach jadący przede mną Tomek zatrzymuje się z gałęzią w kole i przerzutką przemieloną do tyłu. Niewiele mogę pomóc przy wymianie urwanego haka więc ruszam dalej. PK17 Wojanowo/droga leśna, godz. 15:58 (38).
Zamiast podobnie jak wcześniej Paweł zawrócić, mijam punkt i jadę dalej na południe. Przedostanie się do pobliskiej drogi w normalnym lesie wydaje się szybkie i bezproblemowe. Tylko się takim wydaje. Szczątkowe, słabo przejezdne leśne drogi, biegnące w każdym ale nie w tym wymarzonym kierunku. Jadę, prowadzę rower. W pewnej chwili w szprychach ląduje gruby kołek. Wyjmuję go i przystępuję do szacowania strat. Przerzutka jest na swoim miejscu. Niestety łańcuch ponownie ląduje na najniższym trybie. Po chwili znajduję przyczynę. Siła była tak duża, że linka została wyciągnięta tym razem od strony przerzutki. A przecież nie jechałem tylko prowadziłem rower. Kiedy wreszcie opuszczam las okazuje się, że do asfaltu owszem dojadę ale w Mierzeszynie a nie Błotni.
Za Miłowem skręcam kierunku punktu, polna droga, leśna droga, bagnista leśna droga. Wykorzystując ekwilibristyczne umiejętności i zmysł równowagi można nią zjechać nad samo jezioro. Z powrotem będzie o wiele trudniej. PK13 Jez.Przywidzkie/półwysep, godz. 16:43 (45).
Jeszcze raz naciągam linkę i poprawiam położenie przerzutki. Tym razem łańcuch ląduje na jednym z wyższych trybów. Pomaga to w wyjeździe z położonego poniżej asfaltowej drogi punktu. Dalej jest już tylko gorzej. Opadająca w kierunku doliny Raduni droga pozwala na szybki zjazd. Niestety ja mogę jedynie przyjšć najardziej aerodynamiczną pozycję by maksymalnie ograniczyć opór powietrza. Nieświadom powagi sytuacji i nieubłagalnie upływającego czasu spokojnie jadę przez Kolbudy wypatrując zakrętu drogi obok której znajduje się baza rajdu. Wreszcie jest. Meta godz. 18:28:49 (27). Czas jazdy wykorzystałem niemal do maksimum. Do upływu limitu czasu pozostało zaledwie 1 minuta i 11 sekund. Plan minimum, czyli miejsce w pierwszej dwudziestce wykonany.
Statystyka:
Dystans - 200,4 km
Czas trasy - 11:58:47
Efektywny czas jazdy - 11:07
Przestoje - 52 min.
Prędkość średnia - 18,00 km/godz.
Prędkość maksymalna - 46,3 km/godz.
Punkty kontrolne - 15
Punkty przeliczeniowe - 52
Miejsce - 19
Zaliczone PK - 15, 3, 5, 19, 11, 14, 10, 18, 4 12, 20, 16, 17, 13, 9
Niezaliczone PK - 1, 2, 6, 7, 8
Łódź, 2013 r.