XXXVI EKSTREMALNY RAJD NA ORIENTACJĘ "Harpagan 36" |
zdjęcia: burza, darecki, KAST
Na liczniku 213 km i 13 zaliczonych punktów. Tak było podczas Harpagana 28 który odbywał się również na tym terenie 3,5 roku wcześniej. W pamięci pozostały jedynie jakieś fragmenty wspomnień. Brak kompasu, dużo błądzenia, nieprzejezdne piaski w pagórkowatym leśnym terenie i w efekcie kompletna klęska. Jadąc do Sierakowic jestem pewien, że teraz będzie lepiej a nawet dużo lepiej.
W przeddzień startu - z Wojtkiem Burzyńskim (TM) i Andrzejem Sochoniem (TP)
Gotowy do startu, zmierzam w kierunku placu za szkołą. Zaskakuje mnie widok pojedynczych grupek bikerów, zamiast spodziewanego ich stłoczenia w miejscach rozdawania map. Głos organizatora stwierdza, że od czasu rozdania map minęły już 3 minuty i ogłasza start (godz. 6:30). Pośpiesznie przedzieram się pomiędzy studiującymi mapę zawodnikami i staram odnaleźć miejsce gdzie mogę odebrać przeznaczoną dla mnie mapę. Analiza położenia punktów nie trwa długo. Prognozy pogody (wiatr południowo-zachodni) i zasada, którą stosuje już od kilku lat "powrót do bazy z wiatrem" już w przeddzień startu wskazały kierunki w jakich powinienem wyruszyć. Jadę prosto na północ - PK9.
Gotowy do startu?
Kolejne punkty na trasie - oczywiste w przyjętej koncepcji - to PK5, PK18 i PK12. Ruszam wzdłuż jeziora, najkrótszym wariantem do szosy prowadzącej do Kamienicy Królewskiej. Po chwili leśna dróżka kończy się. Bez drogi pokonuję fragment przerzedzonego lasu, jadę przez pole, dwukrotnie przeskakuję przez ogrodzenie z kolczastego drutu wokół pastwiska. Ufff, wreszcie widzę cel - asfaltową drogę i kilku jadących w różnych kierunkach bikerów. Pozostaje jedynie pokonanie kilkudziesięciometrowego pasa obsianego zbożem pola. Tu niestety nie da się już jechać.
Mijając tory kolejowe w Kamienicy starannie odmierzam centymetry/kilometry (1cm=1km) dzielące mnie od zakrętu drogi i przecinki, którą planuję jechać w kierunku punktu kontrolnego. Metoda sprawdzająca się na idealnie prostych leśnych przecinkach zawodzi na ciągle zmieniającej kierunek drodze. Gubię się w swoim położeniu, mijam skrzyżowanie z inną asfaltową drogą i bikerów zdziwionych tym, że nie wiem gdzie jestem. Szczęście w nieszczęściu. Dojeżdżając do skraju lasu spotykam miejscowych zawodników Mirka i Przemka Potockich (nr 624, 678). Pewnie prowadzą na PK5, Okuniewo, Skrzyżowanie przecinek (godz. 7:37) co oszczędza mi długich poszukiwań. Kolorowa mapa turystyczna u jednego z nich doskonale ułatwia zadanie. Na tym punkcie meldujemy się jako pierwsi.
Według mapy powinienem teraz pojechać najkrótszą drogą na północ. Ruszam jednak za tymi, którzy "lepiej znają ten teren". Kiedy na pierwszym karkołomnym zjeździe gubię mapę i moi przewodnicy znikają, muszę radzić sobie sam. Rozpoczyna się festiwal moich możliwości orientacyjnych. Na początek błądzenie w plątaninie asfaltowych dróg Mirachowa. Nie potrafię się odnaleźć i szukam ratunku pytając tubylców. Asfaltem jadę do Nowej Huty. Dalej Stara Huta i atakowanie punktu od najgorszej strony czyli od południa.
Dojazd do widocznego z oddali lasu. Szybka jazda mokrą, poprzecinaną licznymi koleinami, rozmokłą polną drogą (właściwie trudno to teraz nazwać drogą). Jazda wymaga dużych umiejętności ekwilibrystycznych. Czuję wyraźne zadowolenie z tego, że tak długo udaje mi się utrzymać na rowerze. Przeskakuję z koleiny na koleinę. Jakieś niewidoczna w wodzie przeszkoda sprawia, że lecę przez kierownicę. Miękkie lądowanie w rozmokłym podłożu i zwykłe po tym szybkie zbieranie się i szacowanie strat. Kończy się na prostowaniu okularów, które po upadku nie chcą się utrzymać na nosie.
Zgodnie z mapą, droga przez las powinna po kilkuset metrach doprowadzić mnie prosto na punkt. Tylko mały problem - która to droga? Przede mną plątanina dróżek rozdeptanych przez setki piechurów i pojedynczych bikerów, którzy byli tu przede mną. Jadę jedną z nich, przedzieram się przez las, jadę inną, spotykam osoby poruszające się pieszo i rowerzystów. O sposobie dojścia do punktu wiedzą dokładnie tyle samo co i ja. Wreszcie dokładne spojrzenie na mapę, kompas. Prawidłowa interpretacja, intuicja, może przypadek. Kierunek który wybieram wyprowadza mnie na punkt i jest to dla mnie dużym zaskoczeniem. PK18 - Stara Huta, rozwidlenie dróg + plac drwali (godz.8:45). Przejazd z PK5 na PK18 (w linii prostej to zaledwie 5 km) zajmuje mi ponad godzinę - najlepsi robili to przez 30 minut.
Na punkcie "koczuje" już ponad 20 uczestników. Wśród nich legenda Harpagana Darek Korsak z towarzyszącą mu grupą bikerów. Podobno mają już zaliczone 4 punkty. Dziurkuję kartę, wpisuję godzinę i pozostawiam na punkcie rozgadane towarzystwo. Wyjeżdżam do asfaltowej drogi z tej "prawidłowej" strony czyli szeroką drogą wzdłuż lasu.
Wreszcie jest - PK18
Czekające mnie punkty będę zaliczał już bez większych problemów, jadąc "jak po sznurku" do każdego następnego, bez kontroli mapy na każdym napotkanym skrzyżowaniu. Wybieram dłuższe warianty asfaltowe, a unikam skrótów drogami o trudnym do przewidzenia stanie i niepewnych dojazdów na punkty kontrolne.
Po przykrych doświadczeniach z dojazdem na PK18 na PK12 jadę dłuższą o kilka kilometrów ale pewną drogę przez Młyńsko i Kożyczkowo. Przed widocznym z daleka lasem zawracam Tomka Zadwornego, który minął las i miejsce zjazdu nad jezioro. Stromą, rozmokłą drogą "zsuwam" się przez las nad Brzeg Jeziora Osuszyno, PK12(?). To jedyny punkt na trasie do którego z trudnością można zjechać ale wyjechać się już nie da. Nawet wpychanie roweru prosto do góry nie jest takie proste, szczególnie gdy opuści się błotnistą drogę i wybierze najkrótszy wariant - obślizgłe, obsypane liśćmi zbocze.
Drogą wzdłuż jeziora na PK ?
Mijam Gołubie, jadę drogą wzdłuż torów i wreszcie wybieram polną drogę, która doprowadzi mnie do widocznego z dala lasu. Spodziewam się z daleka zobaczyć wzniesienie nazywane Hrabską Górą. Niestety ta "góra" nie wychyla się nawet minimalnie ponad linię lasu. Niewielkie wybrzuszenie terenu widoczne jest dopiero z najbliższej odległości. Wzniesienie atakuję od strony pól. Łagodnym ale pełnym nierówności "dzikim" zboczem z trudem udaje się prowadzić rower o jeździe nie można nawet marzyć. Nie jest daleko, a punktu ominąć nie sposób. PK11, szczyt Hrabskiej Góry (godz. 11:43). Minęło ponad 5 godzin jazdy na liczniku mam 90 km i zaliczone jedynie 7 punktów.
Czas na decyzję, która dojrzewała już dłuższego czasu. Opuszczam mało wartościowy PK1 i kieruję się na "tłustą" 20-tkę. Na zaliczenie całości trasy nie mam już nawet najmniejszych szans. Przede mną kolejny długi asfaltowy odcinek. Mijam Kaliską. Chociaż bardzo obawiam się przejazdu przez Kościerzynę, udaje mi się to zrobić bezboleśnie. Leśną drogą jadę w kierunku Jeziora Wierzysko. Mijani zawodnicy potwierdzają, że dalej znajdę punkt kontrolny. Widzę wyraźne ślady. Zjeżdżam ostro w dół, pokonuję rozlatujący się most. Zjeżdżam z drogi w kierunku jeziora. Przedzieram się przez las i z niewielkiego wzniesienia widzę jego brzeg. Przede mną, dosłownie na wyciągnięcie ręki malowniczy widok: namiot, lampion i kilku bikerów. Jeden szczegół mąci przyjemność oglądania tego widoku. To co widzę znajduje się na drugim brzegu dość szerokiej (pewnie i głębokiej) w tym miejscu rzeki Wierzycy.
Powrót do leśnej drogi, ponowny przejazd przez most i skręt w dróżkę, której wcześniej - jadąc szybko z górki - nie zauważyłem. PK20, Wypływ Wierzycy z jeziora (godz. 12:32). To mój półmetek. Od startu minęło 6 (z 12) godzin, na liczniku 106 km i zaliczone 8 punktów. Nie takiego wyniku się spodziewałem. Na punkcie spotykam jednego z faworytów rywalizacji Wojtka Piwakowskiego. Niestety urwana przerzutka wyeliminowała go z walki o tytuł Harpagana.
Wracam na asfalt, mijam przedmieścia Kościerzyny i kieruję się na zachód. Blisko godzinna jazda asfaltową drogą to doskonała okazja na spokojną analizę punktów, które powinienem zaliczyć i tych, które mogę a nawet powinienem pominąć. Teraz by uzyskać najlepszy wynik muszę zdobyć jak najwięcej tzw. małych punktów czyli punktów wagowych. Opuszczenie PK2 wydaje się oczywiste. Chociaż mijam go zaledwie w odległości 2-3 km to czasu, który bym tu stracił może braknąć w końcówce. Dłużej zastanawiam się nad PK8. O odrzuceniu decyduje w równym stopniu jego mała wartość jak i niepewny, być może trudny dojazd. Optymalnym - biorąc pod uwagę czas pozostały do końca imprezy -wydaje się wariant jazdy po "najtłustszych" punktach PK19-PK14-PK15-PK13 ... PK10.
Dojazd na 19-tkę nie stanowi problemu. Asfaltem do Skwierawy i mocno rozjeżdżoną polną drogą. Mijam jadących z przeciwnej strony zawodników. PK19, Skwierawy, mostek na kanale (godz. 13:46). To mój najdłuższy przejazd pomiędzy kolejnymi punktami. Od opuszczenia PK20 pokonałem ponad 26 km.
W kierunku Nakli
Wybierając stały ląd muszę z powrotem przejechać cały półwysep na południe, by dopiero później wybrać właściwy kierunek na północ. Jadę bezpiecznie okrężną trasą przez Sulęczyno i Węsiory. Dokładam kolejne kilometry ale dojazd do punktu od północy jest bezproblemowy. Mijam jeden z istniejących tu kamiennych kręgów (nawet widziany przez moment z jadącego roweru robi wrażenie) i po chwili nad jeziorem widzę namiot i grupkę bikerów. PK15, Brzeg Jeziora Długiego na południe od kurhanów (godz. 15:25). Do godziny "zero" pozostają 3 godziny. Kolejna zmiana wcześniejszych planów. Teraz realnym wydaje się zaliczenie punktów w kolejności PK6-PK17-PK10 i na koniec PK13.
Wracam do Sulęczyna i kieruję się dobrą asfaltową drogą na północ przez Kistowo, Borek. Tu zaliczę tak przy okazji, "małowartościowy" ale znajdujący się w pobliżu PK6, Jezioro Gowidlińskie, polana na cyplu (godz. 16:06). Szybko opuszczam punkt wyszarpując nogawki spodni z zębów dyżurującego na punkcie "pieska" ratowniczego - a wyglądał tak poczciwie. Z Gowidlina skręcam na zachód by zaliczyć PK17. To punkt, który wielu osobom sprawił ogromne trudności. Ja nie mam tu nawet możliwości by sprawdzić swoje umiejętności nawigacyjne. Kiedy po dłuższej jeździe przez las pytam o punkt stojących przy drodze bikerów, najpierw otrzymuję odpowiedź - to 100 metrów dalej. Później poprawiają się z uśmiechem, wskazując niepozorną przecinkę po przeciwnej stronie drogi - TO TU. PK17 Gowidlinko, skrzyżowanie przecinek (godz. 16:37).
Do zakończenia pozostaje prawie 2 godziny czasu. Pewne wydaje się, że mogę w tym czasie zaliczyć kolejne punkty PK10, PK13 a może nawet PK4. Bezpiecznie jadę przez Gowidlino i Smolniki. Za Smolnikami skręcam polną drogą w kierunku lasu. Mijam kilku piechurów. Niepokoi trochę brak wyraźnych rowerowych śladów. Skręcam w kolejne leśne dróżki. Na koniec odmawia posłuszeństwa kompas, wskazuje kierunek zupełnie odwrotny do tego w którym jadę. Przebłysk inteligencji - jeżeli kompas się nie myli - to kto?
Wracam na skraj lasu i próbuję jeszcze raz namierzyć punkt, tym razem staranniej kontrolując kierunek i pokonaną drogę. Wszystko na nic. Wracam na asfalt. Ponawiam próbę wjeżdżając inną drogą od Smolnik. Wreszcie jest dobrze wyjeżdżona przez rowerzystów droga. Jednak po kilku minutach jazdy rezygnuję z dalszych poszukiwań. Mijam jadących w kierunku punktu dwóch bikerów, już na asfalcie spotykam Michała Zakrzewskiego. Oni zaliczą punkt. Pośpiech i nieubłaganie upływający czas sprawia, że przestaję racjonalnie myśleć, zamiast za wszelką cenę zaliczyć punkt, który jest tuż obok decyduję się jechać na bardziej wartościowy PK13. Szarości zbliżającego się zmierzchu wkrótce odbierają mi chęć do dalszej walki. Pazerność nie popłaca. Zamiast dodatkowych 3 pewnych punktów wagowych jest zero.
Mijający mnie Jarek Pachulski, proponuje żebym jechał za nim. Czemu nie, czasu jest tyle, by dojechać na metę nawet spacerkiem ale jeżeli można szybciej. Powoli daje o sobie znać "brak paliwa" - myśląc tylko o zaliczaniu punktów nic nie jadłem już od ponad 2 godzin. Z trudem trzymam się z tyłu. Na metę wjeżdżamy o 18:01 (pół godziny przed czasem). Mam zaliczone jedynie 13 PK (47 punktów wagowych). Gdzieś w głębi małe rozczarowanie - A mogło być tak pięknie.
Ilość punktów na Harpaganie to oczywiście pojęcie względne i tylko pośrednio wpływające na zajęte miejsce. Wszystko zależy przecież od tego jak pojechali inni. Pomimo, że mam TYLKO 13 PK zajmuję AŻ 13 MIEJCE. Na pocieszenie tego, że przecież mogło być lepiej pozostaje fakt, że po raz pierwszy odkąd biorę udział w Harpie, wylosowuję jedną z nielicznych nagród. Elegancki plecaczek ufundowany przez napieraj.pl z pewnością się przyda.
Statystyka:
Dystans - 216,2 km
Czas trasy - 11 godz. 31 min.
Efektywny czas jazdy - 10 godz. 41 min.
Przestoje - 50 min.
Prędkość średnia - 20,19 km/godz.
Prędkość maksymalna - 50,5 km/godz.
Punkty kontrolne - 13
Punkty przeliczeniowe - 47
Miejsce na mecie - 13
Łódź pazdziernik 2008r.