XXXIII EKSTREMALNY RAJD NA ORIENTACJĘ "Harpagan 33" |
Wczesna pobudka. Szybki posiłek. Pakowanie. Śpieszę się, by nie spóźnić się na start. Zapowiada się piękna słoneczna pogoda. Po wczorajszym wietrze nie pozostał nawet najmniejszy podmuch. Wreszcie są mapy. Wybór trasy podporządkowuję jedynej zasadzie "powrót z wiatrem" - czyli od północy. Rzut okiem na mapę i wszystko jasne. Na początek punkty 1, 13, 11 ... dalej się pomyśli już w czasie jazdy. Wyraźnie nie pasują do jakiejkolwiek koncepcji pozostające gdzieś z boku PK 2 i 3. Gdy wystarczy czasu pomyślę o nich później.
Jadę znanym z wczorajszego dojazdu fragmentem drogi. Mijam tych, którzy wystartowali przede mną, myślę już o zaliczeniu pierwszego swojego punktu. Odhaczenie obecności przez sędziów, dziurkowanie karty startowej i szybki odjazd na kolejny punkt. No dobrze, ale gdzie jest karta? Przy sobie jej nie mam. Powoli uzmysławiam sobie tragiczne niedopatrzenie - karta pozostała w bazie, w plecaku wśród innych materiałów otrzymanych od organizatorów. Gwałtowne hamowanie. Wzbudzam konsternację wśród jadących tuż za mną. Kilka słów wyjaśnienia, oni jadą dalej ja muszę wrócić na start. Mijam jadących z przeciwka zawodników. Wiele osób wybrało ten kierunek zaliczania punktów kontrolnych. Niektórzy pewnie są mocno zaskoczeni, że ktoś już wraca po zaliczeniu PK.
Szybkie poszukiwanie plecaka w przechowalni, później karty. Restart o godz. 6:46. Jak najszybciej próbuję zapomnieć o wpadce. W końcu cóż to jest 16 minut straty wobec 12 godzin rajdu. Równie szybko mogę te minuty odzyskać lub stracić jeszcze więcej szukając kolejnego punktu.
Jadę znaną mi już na pamięć drogą. Kiedy jestem w lesie, w którym powinienem znaleźć punkt, z przeciwnej strony nadjeżdża duża grupa bikerów, później pojedyncze osoby. Wreszcie jedna z ostatnich życzliwie rzuca: tam nie ma żadnego punktu. Zatrzymuję się zdezorientowany i pełen niedowierzania. Życzliwy czy złośliwy, prawda czy fałsz? Bez przekonania ale jednak zawracam. Skręcam teraz już we właściwą dróżkę i po chwili PK1 zaliczony (6:58).
Chociaż na mapie dobrze widać drogi prowadzące na PK13 nie muszę się o to martwić. Najlepsi już są daleko z przodu ale na trasie jest jeszcze dość tłoczno. Przeskakuję od jednej grupki do drugiej od jednego zawodnika do kolejnego jadącego w tym samym kierunku. Zawsze ktoś jest w zasięgu wzroku. Pół godziny wystarcza na zaliczenie PK13 (7:29).
Jeszcze łatwiejszy do zaliczenia jest PK11. Odcinki dróg polnych, asfaltowych i leśnych doskonale widocznych na mapie. Dziurkowanie karty (8:01) i do przodu. Na każdym punkcie pozostawiam grupki odpoczywających i pożywiających się uczestników Harpa. Staram się nadrabiać straty do jeżdżących szybciej bikerów, maksymalnie ograniczając czas spędzony na punktach kontrolnych - powtarzają się czynności: odhaczanie obecności przez sędziów, dziurkowanie karty, wyciąganie kolejnego batona i dalsza jazda. Konsumpcja, sprawdzanie mapy i tym podobne czynności już w trakcie jazdy.
Teraz jadę w kierunku ukrytego w lesie PK19. Mijam nadjeżdżającego z przeciwka Daniela Śmieję. Czy tym razem również zwycięzcę trasy rowerowej? Punkt 19 znajduje się podejrzanie blisko - las, pola, asfaltowa droga. Chyba dotychczasowa trasa rozleniwiła trochę mój zmysł orientacji. Skręcam w leśne drogi i jadę bezmyślnie w oczekiwaniu równie oczywistej trasy dojazdowej jak w przypadku dotychczas zaliczonych punktów. Po kilkuset metrach nie jestem w stanie nawet w przybliżeniu określić gdzie się znajduję. Szczęśliwie nie jestem sam, z przeciwnej strony nadjeżdża spora grupka zawodników. Też mają problemy. Droga, która powinna być widoczną na mapie przecinką nieoczekiwanie kończy się. Wracamy. Wreszcie z inną bardziej "zorientowaną" grupą udaje mi się dotrzeć nad malownicze oczko wodne. Z dna wystają drewniane pale - pozostałość po osadzie zbudowanej specjalnie na potrzeby filmu "Krzyżacy". Tu znajduje się PK19 (8:45).
Niewidoczną na mapie leśną drogą docieram do asfaltu, który od północy mija przedmieścia Starogardu. Wzmaga się przeciwny wiatr. Mijam kolejnych zawodników. Na punkt wjeżdżam z nr 693 Łukaszem Tołwińskim. PK6 zaliczony (9:30 - 54 km). Na razie nie jest źle - 1/4 czasu, 1/4 punktów, 1/4 kilometrów.
Na szybkich polnych zjazdach zaczynają się problemy z zakupioną przed imprezą sakwą. Zaczepy mocujące sakwę odginają się i wyskakują z prętów na bagażniku. Wreszcie sakwa zaczyna spadać. W tych warunkach nie da się maksymalnie wykorzystać szybkich zjazdów polnymi drogami. Od czasu do czasu doginam tandetne zaczepy, mocuję sakwę jak tylko można najlepiej i jadę dalej. Zmuszony jestem zmniejszać prędkość i dokładnie omijać wszelkie nierówności. To AUTHOR - znana wytwórnia drogich rowerowych bubli. Wcześniej stałem się posiadaczem równie "profesjonalnego" licznika rowerowego. Trzeciego kontaktu z tą "wytwórnią" już nie będzie.
Po dwóch latach nieobecności postanawiam wrócić na trasę Harpagana. W kieszeni mam już tytuł pieszego Harpagana. Od dłuższego czasu mam ochotę na trasę mix. Kiedy kontuzja pięty eliminuje mnie z chodzenia, pozostaje rower i kolejna próba zaliczenia całej trasy. Przed startem nawet nie próbuje przewidywać, ile pozostało z mojej dawnej dyspozycji. Dojazd do bazy w przeddzień rajdu wskazuje, że będzie ciężko. Razem z bikerem z Warszawy zmagamy się z bardzo silnym przeciwnym wiatrem, podjazdami i opadami deszczu ze śniegiem. Niby pogoda ma się poprawić ale ...
Z Markiem, Jarkiem i Michałem na PK7
Samotnie ruszam w kierunku kolejnego punktu. Wybieram wariant przez pola. Dobry wybór - jadę równymi, twardymi polnymi drogami, później asfaltem przez Liniewo. Bez problemów nawigacyjnych zaliczam PK9 (11:41, 91,6 km).
Kierunek na zachód (PK15), wiatr wiejący w plecy. Rzut okiem na mapę, nasuwa dużo wątpliwości. Jak namierzyć widoczny na mapie most przez rzekę? Czy ten most w ogóle istnieje? Opuszczam ostatnie zabudowania Szczodrowskiego Młyna. Polna droga prowadzi pomiędzy ogrodzonymi łąkami/pastwiskami. Staram się kontrolować pokonaną odległość i znaleźć widoczne na mapie wzgórze. Wkrótce już wiem - pojechałem za daleko. Przez las kieruję się prosto na południe, pokonuję w dół stromą skarpę, prowadzę rower przez nadrzeczne łąki.
Inni uczestnicy pokonywali rzekę w podobny sposób (zdjęcie ze strony www.harpagan.pl - autor Kornel Pawlik)
Po tym horrorze wybieram bezpieczny dojazd do Drzewiny. Polną drogą w kierunku Skarszew i asfaltem prosto na PK17 (13:25).
Chwila odpoczynku na trawie (PK17 - Drzewina)
Teraz kiedy piszę tą relację wiem, że ten odcinek pokonałem niemal idealnie. Wtedy poczułem lekkie zaćmienie - gdzie ja jestem? co to za droga? A wystarczyło dokładnie popatrzeć na mapę. Kręcę się, jadę w kierunku Miłowa, wracam, wreszcie punkt atakuje nieco okrężną drogą - brzegiem jeziora od strony Przywidza do optymalnej trasy dokładając 3-4 km. PK14 (14:26, 130,0 km).
Tu po raz kolejny spotykam Darka i Remka. Nasze dalsze plany pokrywają się więc kolejne punkty zaliczymy już razem. W tak doborowym towarzystwie mogę zapomnieć o kłopotach związanych z orientacją. Teraz to nie ja wybieram trasę. Co najwyżej od czasu do czasu sprawdzam gdzie możemy się właśnie znajdować. Darek najwybitniejszy orientalista, przewodnik na harpaganowych trasach od co najmniej 10 edycji. Motorniczy słynnych harpaganowych "tramwai" w których jeździło nawet po kilkanaście osób. Remka nie trzeba przedstawiać - tytuł Harpagana zdobył w Kościerzynie.
Parking leśny - PK8 (fot. Darek Korsak - Elbląska Strona Rowerowa)
Rzeka Radunia. Tym razem na sucho (fot. Darek Korsak)
PK18 - Wiata nad Radunią (fot. Darek Korsak)
Ostatnie 70 kilometrów pokonujemy razem (od lewej Darek i Remek)
Statystyka:
Start - 6:30 (restart 6:46)
Meta - 18:08
Dystans - 199,4 km
Czas trasy - 11 godz. 38 min.
Efektywny czas jazdy - 10 godz. 11 min.
Prędkość średnia - 19,94 km/godz.
Prędkość maksymalna - 47,9 km/godz.
Punkty kontrolne - 17
Punkty przeliczeniowe - 56
Miejsce na mecie - 17
Zaliczone punkty (w nawiasie czas jazdy od poprzedniego punktu): start - 1 (28 min.) - 13 (31) - 11 (32) - 19 (44) - 6 (45) - 4 (36) - 7 (18) - 20 (37) - 9 (40) - 15 (56) - 17 (48) - 14 (61) - 16 (40) - 8 (35) - 18 (34) - 12 (45) - 10 (41) - meta (27)
Niezaliczone punkty - 2, 3, 5
.
Łódź kwiecień/maj 2007r.