Na lekko i na szybko (cz.I - południe)
Wschodni Szlak Rowerowy GREEN VELO

Opoczno-Chełm, 22-24 lipca 2016 r.

(relacja z wycieczki)

relacje z innych imprez


powrót

Pierwszy mój kontakt z trasą Green Velo ma miejsce w czasie ubiegłorocznego urlopu w Izbicy położonej na północ od Roztocza. Wówczas charakterystyczne tabliczki obok bocznej drogi, a później wzdłuż ścieżki rowerowej do Zwierzyńca nic nie znaczyły. Ironiczny uśmiech wywoływały jedynie informacje o 3 czy 4% podjazdach i zjazdach. Późniejsze, przesłodzone i jakby nierealne telewizyjne spoty też nie zwróciły mojej uwagi. Właściwe zainteresowanie wywołały dopiero przeczytane zimą informacje umieszczane na blogu rowerowym kolegi Mareckiego, z którym pokonałem niemal całą trasę GMRDP. Do decyzji o przejeździe szlakiem nie muszę długo dojrzewać. Wkrótce Green Velo umieszczam wśród priorytetowych przedsięwzięć na liście rowerowych planów na rok 2016.

Każdy kij ma dwa końce, prawie każdy szlak turystyczny również. Z jednej strony Green Velo znajduje się warmińsko-mazurski Elbląg, z drugiej świętokrzyskie Końskie. Ze względu na łatwiejszy i szybszy dojazd, przygodę z GV decyduję się rozpocząć od południa. Na jednorazowe pokonanie całej 1800 km trasy nie znajdę dostatecznie dużo wolnego czasu.

Jadę w stylu ultramaratonowym czyli na lekko i na szybko. W jednej sakwie, którą zabieram ze sobą musi się zmieścić niezbędne minimum: śpiwór ultralight (1 kg); polar, wiatrówka, maleńki ręcznik, 2 litrowe bidony + rowerowe drobiazgi oraz skarpetki, koszulka, majtki (na powrót pociągiem). Dużą część sakwy zabiera jedzenie na pierwszą dobę jazdy. Nie mieszczący się w sakwie śpiwór jedzie w tym czasie na bagażniku. Ubiór to koszulka kolarska, jeansy lub krótkie spodenki (w zależności od temperatury).

Pierwsze podejście do wyjazdu nieudane. Wcześniejsze optymistyczne prognozy zmieniają się. Na południu spodziewane są wcale nie przelotne, intensywne opady. Trzeba poczekać. Wreszcie kilka dni bezdeszczowej pogody. Jadę!!! Pociągiem dojeżdżam możliwie najbliżej początku szlaku czyli do odległego o ok. 26 kilometrów Opoczna. W piątek o godz. 9:32 ruszam na trasę. Po ponad 2 dniach planuję zakończyć jazdę. Powinienem w tym czasie pokonać ok. 800 km i dotrzeć do Chełma k. Lublina skąd pociągiem powrócę do Łodzi. Plan awaryjny to wcześniejszy o ok. 150 km Bełżec lub ok. 100 km Zamość.


woj. świętokrzyskie (ok. 210 km)

Po godzinie jazdy docieram do Końskich i miejsca w którym rozpoczyna się lub (jak kto woli) kończy szlak GV. Po chwili opuszczam miasto. Z zainteresowaniem obserwuję fragment trasy, którą przebiegać będzie Maraton Północ-Południe. Brak zakazu jazdy rowerem na jezdni, a obok przyzwoitej jakości ścieżka rowerowa z niefrezowanej kostki. Pomimo pewnego dyskomfortu przy pokonywaniu wyjazdów z posesji rozpędzam się powyżej 30 km/godz. Za Sielpią wzdłuż lasu poprowadzona jest nowa asfaltowa ścieżka rowerowa równością nie ustępująca asfaltowej drodze wzdłuż której prowadzi.

sezon w pełni (Sielpia)

Standard wszystkich zbudowanych w ramach projektu Green Velo rowerowych ścieżek jest taki sam i zawsze równie wysoki. Gruba warstwa ubitej szutrowej podsypki i warstwa równego asfaltu. Tak zbudowane powinny posłużyć przez lata. Przynajmniej po roku użytkowania nie widać żadnych śladów zużycia. Nowe asfaltowe ścieżki zbudowane na potrzeby GV wyraźnie odróżniają się (na +) od tych zbudowanych wcześniej z kostki. Podobnie zresztą jak nowe szutry, od jedynie przystosowanych do jazdy rowerem, istniejących gruntowych dróg.

typowa greenvelowa ścieżka (tu na południe od Sielpi)

Szlak w większości poprowadzony jest bocznymi, mało ruchliwymi drogami. Czasami, szczególnie w okolicy większych miejscowości pojawiają się rowerowe ścieżki. Na całej trasie przez woj. świętokrzyskie suma wszystkich szutrowych dróg wynosi jedynie ok. 10 km. W kolejnym województwie będzie ich tyle, że przestanę je zliczać. Niestety na odcinkach użytkowanych wspólnie z innymi użytkownikami już widać efekty postępującego niszczenia. Wzniesień i podjazdów, na tym etapie podróży właściwie nie zauważam. Jeszcze jestem wypoczęty a dodatkowym, nieplanowanym wcześniej bonusem jest lekki sprzyjający wiatr.

Jadąc przez to województwo nie można narzekać na jakość podłoża. Całość szlaku można by pokonać jadąc szosówką. Problemem, który dał o sobie znać już podczas wycieczki Piekielnym szlakiem, jest niemal całkowity brak sklepów. Można przejechać ponad 20 km, minąć kilkanaście wiosek i nie napotkać żadnego. Nie wiem jak wyjaśnić ten fenomen. W sąsiadujących województwach można było wybrzydzać z zakupami, jak nie w tej to następnej miejscowości, jak nie w tym to w sklepie obok.

Krzyżtopór

Zabytki czy inne atrakcje turystyczne nie są planowane w czasie pokonania trasy. Trudno jednak nie zauważyć znajdujących się obok drogi potężnych ruin. Od strony szosy wyglądają podobnie jak pozostałości jednej z XIX-wiecznych łódzkich fabryk. Dopiero później dowiem się, że minąłem słynny zamek Krzyżtopór. Dużo obiecuję sobie po przejeździe przez stare centrum w Sandomierzu. Niestety okazuje się, że plan mojej wycieczki a właściwie szlak GV nie przewiduje przejazdu przez centrum żadnego z większych miast. Od strony Wisły mogę tylko zobaczyć jedynie imponującą bryłę sandomierskiego zamku.

Sandomierz (zamek)

woj.świętokrzyskie:
dystans ok. 207 km - godz. 19:43, czas przejazdu 9:09 (czas jazdy - 8:40), przewyższeń 1110 m, śr. 23,9 km/godz.


woj. podkarpackie (ok. 540 km)

Mijam most na Wiśle i kilka kilometrów dalej wirtualną bo widoczną jedynie na mapie linię rozgraniczającą woj. świętokrzyskie od podkarpackiego. Chociaż nic nie wskazuje na przekraczanie granicy, nieoczekiwanie asfaltowa droga zmienia się w szutrówkę. Wkrótce pokonuję kolejny most. Rzeka San znana mi dotychczas jedynie z jej górnego biegu jako większy lub mniejszy górski potok, niedaleko swego ujścia zaskakuje swoją szerokością. Widzę ostatnie dzisiejszego dnia promienie chowającego się nad horyzontem słońca.

Docieram do położonego na przeciwległym brzegu Radomyśla i zaczyna się prawdziwa jazda. Wzdłuż doliny Sanu zbudowany został długi na kilkadziesiąt kilometrów odcinek asfaltowych ścieżek rowerowych. Początek nie jest jeszcze tak różowy. Czuję się jak w jakiejś grze. Nie jestem pewien, z której strony drogi nagle pojawi się ścieżka i jak szybko równie nagle się skończy lub przeskoczy na drugą stronę jezdni. Później proste odcinki są jakby dłuższe, a w mijanych miejscowościach można nawet jechać po obu stronach drogi. Może pozytywne wrażenie potęguje fakt, że w nocy ruch jest niewielki a przejazd przez chodnikościeżki oraz z jednej na drugą stronę drogi bezkolizyjny.

zachód słońca nad Sanem

Przeprawiam się na drugą stronę Sanu i z niecierpliwością wypatruję kolejnych znanych miejscowości: Leżajsk, Łańcut, Rzeszów. Nocna jazda dłuży się, czuję się nieco przymulony. Tej nocy za sen muszą wystarczyć mi dwie kilkunastominutowe drzemki na przystankach autobusowych.

Przejazd przez dwie pierwsze miejscowości nie sprawia większych trudności. Koszmarne wspomnienia pozostawia Rzeszów. Kilkanaście kilometrów poprowadzonych wzdłuż obwodnicy miasta ścieżek, zbudowanych najtańszym sposobem. Celem ich budowy nie jest wygoda rowerzystów ale kierowców. Kostka ułożona na warstwie ledwie wyrównanej warstwie piasku już w chwili zbudowania nie zapewnia komfortu przemieszczania się rowerem. Skoro Green Velo i tak nie zapuszcza się do centrum miasta może lepiej żeby omijało je całkowicie

Z utęsknieniem rozglądam się za pierwszymi oznakami nadchodzącego świtu. Wyżowa pogoda i bezchmurne niebo ma swoje plusy i minusy. Z jednej strony nie pada a ciemności nocy rozświetla światło księżyca. Z drugiej w dzień jest bardzo ciepło/upalnie a nad ranem, tuż przed wschodem słońca temperatura spada do trudnych do wytrzymania wartości. Szczególnie chłodno robi się wilgotnych, zamglonych dolinkach. Temperatura wzrasta w miarę wznoszenia się w górę.

Za Rzeszowem zaczyna się Pogórze, najbardziej widokowa część trasy. Na początek nierówne szutrówki przez las. W większości to typowe podgórskie twory usypane z grubszego niż na nizinach szutru, kamieni. Taka warstwa jeż bardziej odporna przed zniszczeniem podczas ulewnych deszczy. Upierdliwe podjazdy przeplatają się z szalonymi zjazdami. Cieszę się, że jestem tu za dnia. Podczas nocnych zjazdów takimi drogami grubość klocków hamulcowych mogłaby okazać się zbyt mała. Dolina. Wjazda na sąsiednie wzgórze. Powoli rozpływają się poranne mgły a słońce rozświetla malownicze dolinki.

Zjazd do Dynowa nad znacznie węższą w swym górnym biegu rzekę San. Niemal 10 kilometrów prawie płaskiego asfaltu oznacza chwilę wytchnienia przed kolejnymi wyzwaniami. Na pierwsze z nich nie muszę długo czekać. Zaczyna się długi podjazd. Powoli wyostrza się. Po raz pierwszy muszę przypomnieć sobie, że mam jeszcze w zapasie małą tarczę. Nie jest źle, pomimo że nie założyłem górskiego trybu, którego używałem podczas GMRDP całą trasę udaje mi się pokonać nie zsiadając z roweru.

Jawornik Ruski to najwyższe miejsce na mojej trasie i (chyba) najwyższy punkt na szlaku Green Velo. Wioska położona jest na wysokości ok. 440 m n.p.m. i ok. 200 powyżej płynącej poniżej rzeki. Jeżeli był podjazd to będzie i zjazd. Dokąd? Do płynącej gdzieś w dole rzeki. Przez blisko 20 kilometrów droga łagodnie opada w kierunku doliny Sanu. Z daleka widać konstrukcję wiszącego mostu. Krótki posiłek w położonej obok wiacie. Słyszę trzaski uginającej się pod ciężarem konstrukcji. Po rachitycznej zdawałoby się przeznaczonej tylko dla ruchu pieszego kładce przeprawia się samochód osobowy z przyczepką. Drewniane cienkie deszczułki kładki, kilkanaście metrów nie wzbudzają zaufania. Wyjścia nie ma (chyba, że wpław). Samochód przejechał to dlaczego nie ja.

Przeprawa przez rzekę ma swój cel. Jeżeli był zjazd to będzie i podjazd Na początek jadę przez w miarę płaski teren. Później wspinam się na górujące nad okolicą wzniesienie. Godziny okołopołudniowe i bezchmurne niebo to nie najlepszy zestaw, jazdę ułatwia jedynie lekki chłodzący wiaterek. Widoki rozpościerające się wokół - bezcenne. Kolejne mniejsze hopki i wracam nad San. Co tam będę się rozpisywał. Jeżeli był zjazd ... . Od Przemyśla oddziela mnie ostatni podjazd. Nieco niższe i mniej strome od poprzednich wzniesienie. O przejeździe szlakiem GV przez zabytkowe centrum Przemyśla mogę tylko pomarzyć. Szlak prowadzi wzdłuż płynącego poniżej Sanu.

typowy MOR

Płaski teren sprawia, że jakby odzyskuję siły. Przeciwny wiatr nie stanowi większego problemu. Zawsze większy problem sprawia mi jazda pod górę niż pod wiatr. Przez dłuższy czas jadę z napotkanym szosowcem. Trochę rozmawiamy jadąc obok siebie ale potem to on a nie ja chowa się z tyłu przed wiatrem.

Wjeżdżam w mniej atrakcyjne turystycznie tereny oddzielające mnie od Roztocza. Jadę przez pola i nieliczne lasy. Asfalty częściej zastępowane są przez szutrówki i gruntowe drogi. Miejsca Obsługi Rowerzystów (MOR-y) z wiatami zdarzają się jedynie sporadycznie - dużo rzadziej niż na sąsiadujących terenach. Znikają tabliczki informujące o odległości do najbliższych miejscowości.

Drogowskazy wskazujące na rozdrożach i skrzyżowaniach kierunek dalszej jazdy, podobnie jak na całej trasie, ograniczone są do niezbędnego minimum. Przy uważnej jeździe zupełnie wystarczają. W miejscach, w których oznaczenia zniknęły lub zostały poprzekręcane przez miejscowych dowcipnisiów niezbędnym staje się wspomaganie mapą lub śladem trasy. W nocy odblaskowe tabliczki drogowskazów widoczne są w świetle czołówki z odległości nawet kilkuset metrów. Droga przez pola i lasy dłuży się. Robię Wielkie Oczy przejeżdżając przez gminę o tej właśnie nazwie. Droga prowadzi przez tereny bezpośrednio przylegające do granicy z Ukrainą. Słupków granicznych nie jestem w stanie zobaczyć ale skraj odległego o 100 m lasu, stanowiącego granicę, tak. Może jakieś spotkanie z pogranicznikami?

Z niecierpliwością wyczekuję na anonsowany już kilkadziesiąt kilometrów wcześniej Horyniec Zdrój. W miejscowości tej przed wojną znajdowało się dobrze prosperujące uzdrowisko. Jak jest teraz? Na miejsce posiłku wybieram jedną z ławek przy głównym deptaku. Powoli ściemnia się. Jest sobota wieczór. Z budynku obok dochodzą popisy wokalne wodzireja prowadzącego wieczorek zapoznawczy/pożegnalny dla kuracjuszy. Myliłem się sądząc, że funkcja wodzireja odeszła w zapomnienie, zastąpiona przez współczesnego didżeja.

Zbliża się północ. W pobliskim Narolu postanawiam zatrzymać się na nocny odpoczynek (23:35-5:00). MOR wydaje się być najlepszym do tego miejscem. Rower stawiam w przesmyku pomiędzy drewnianym stołem a ławką i na tej ostatniej kładę się spać. Jest sobota, z pobliskiego pałacu (obecnie restauracji) dochodzi muzyka, z pobliskiej drogi krajowej odgłos przejeżdżających TIR-ów. Jest jeszcze nie mogąca spać o tak wczesnej porze młodzież. Wreszcie zapadam na kilka godzin w czujny sen. Przed świtem budzi mnie przeraźliwe zimno. Chociaż jestem gotowy do drogi nie mam wyjścia, jeszcze szczelniej owijam się w cienki śpiwór w oczekiwaniu na pierwsze ogrzewające promyki słońca. Jest chłodno, na rowerze byłoby lodowato.

woj.podkarpackie:
dystans ok. 431 km - godz. 5:29, czas przejazdu 33:46 (czas jazdy 23:25 - 621), przewyższeń 3070 m, śr. 18:4 km/godz.


woj. lubelskie (ok. 160 km)

Kilka kilometrów dalej mijam granicę województw. Infrastruktura rowerowa zdecydowanie się polepsza. Wjeżdżam przecież na ulubione przez rowerzystów Roztocze. Dobrej jakości ścieżki rowerowe, równe szutry, wreszcie asfaltowe drogi ze znikomym ruchem samochodowym. Większość rowerzystów, w szczególności sakwiarzy spotykam właśnie tutaj.

No cóż, Roztocze jest tylko jedno i dość szybko się kończy. Teraz będę mógł poznać prawdziwe oblicze greenvelowego szlaku na Lubelszczyźnie. Elegancka droga rowerowa ze Zwierzyńca nieoczekiwanie kończy się na przedmieściach Szczebrzeszyna. Skręcam w pola i w dziwny sposób znajduję się po przeciwnej stronie tej miejscowości. W okolicach zalewu Nielisz wjeżdżam na nietkniętą ludzką ręką ani funduszami unijnymi gruntową polną drogę. Nie powiem, żebym trafił na piaszczystą pustynię jednak piach mocno daje się we znaki.

Przed miejscowością Krasnystaw trafiam na koszmarek architektoniczny. Dziwna i rozbudowana konstrukcja kładki nad niewielką rzeczką. Dużo lepszym rozwiązaniem dla rowerzystów pokonujących szlak, byłaby zwykła drewniana kładka. Zaoszczędzone miliony można by przeznaczyć na utwardzenie kilkuset metrów polnych dróg. No cóż kładkę widać i można się nią pochwalić, dodatkowym fragmentem utwardzonej drogi niekoniecznie.

Zakupy w Biedronce i ruszam na ostatni odcinek mojej wycieczki. W godzinach południowych robi się upalnie więc z przyjemnością zanurzam się w jednym z nielicznych w tych rejonach lesie. Kolejne drogi nietknięte przez budowniczych GV. Rola projektanta ograniczyła się do narysowania linii wzdłuż istniejących leśnych i polnych dróg. Opuszczam las a droga opada stromo w dół. Nierówności, piasek, wymyte przez wodę podłużne bruzdy. Chociaż lubię szybkie zjazdy nie jestem w stanie bezpiecznie rozpędzić się powyżej 15 km/godz. Po deszczu jest tu jeszcze gorzej. Gliniaste, teraz wysuszone przez słońce na skałę, podłoże w czasie deszczu rozmięka tworząc nie dającą się pokonać rowerem miękką breję. Nieco dalej trafiam również na odcinek zbudowany z nierównych betonowych płyt. Komuś zabrakło wyobraźni albo kasy.

Chełm - cel na wyciągnięcie ręki

Niecierpliwie wyczekuję na dotarcie do celu. Przez miasto, do położonego na drugim jego krańcu dworca, prowadzi mnie poprawnie zbudowana sieć ścieżek rowerowych. Całą trasę pokonuję w założonym przed startem czasie. U celu melduję się w niedzielę o godz. 16:42, czyli po ponad 2 dniach jazdy. Na dworcu Chełm Miasto jestem na 1,5 godziny przed odjazdem pociągu. Jeszcze tylko 14 godzin jazdy i koczowania (mniej więcej pół na pół), 4 przesiadki i rankiem docieram do domu.

woj.lubelskie
dystans ok. 162 km - godz. 16:42 czas przejazdu 11:13 (czas jazdy 9:03), przewyższeń 640 śr. 17,9 km/godz.

całość Green Velo
ok. 800 km, czas przejazdu 54:08 (czas jazdy 41:08) wznios 4460, śr. 19,45 km/godz.


Moja opinia o szlaku pomimo wielu uwag wypada jak najbardziej pozytywnie. Kiedy, szlak nie jest celem samym w sobie, warto krytycznie i twórczo spojrzeć na jego przebieg. W niektórych miejscach można wybrać lepsze lub krótsze drogi. Czasami warto zboczyć w kierunku turystycznych atrakcji, które nie znalazły się obok trasy GV. Można również korzystać z innych szlaków. Skrzyżowania z nimi zaznaczone są na trasie GV odpowiednimi drogowskazami.


trasa na ridewithgps.com

ciąg dalszy nastąpi (może za rok)


Statystyka

Dystans - 827 km
Czas trasy - 55 godz. 10 min.
Czas jazdy - 44 godz. 10 min.
Przestoje/odpoczynki - 13 godz.
śr. - 19,62 km/godz.
Max - 68,64 km/godz.
Przewyższenie - 4590 m

Dystans pokonany w ciągu kolejnych okresów czasu (w nawiasie suma kilometrów)
0-6 - 140 km
6-12 - 134 (274)
12-18 - 99 (373)
18-24 - 71 (444)
24-30 - 82 (526)
30-36 - 111 (637)
36-42 - 21 (658)
42-48 - 54 (712)
48-54 - 94 (808)

0-24 - 444 km
24-48 - 364 (712)

dystans - godzina zakończenia (czas jazdy; czas postoju) - przewyższenie - szybkość

0 km - godz. 9:32
0-100 - godz. 13:39 (4:07; 0:06) - 560 m - 24,90 km/godz.
100-200 - godz. 18:05 (4:26; 0:06) - 730 m - 22,99 km/godz.
200-300 - godz. 22:59 (4:54; 0:17) - 230 m - 21,90 km/godz.
300-400 - godz. 5:35 (6:36; 1:29) - 350 m - 19,54 km/godz.
400-500 - godz.13:05 (7:30; 1:32) - 1340 m - 16,76 km/godz.
500-600 - godz. 18:47 (5:42; 0:55) - 500 m - 20,91 km/godz.
600-700 - godz. 8:33 (13:46; 7:26) - 530 m - 15,79 km/godz.
700-800 - godz. 15:09 ( 6:36; 1:02) - 420 m - 17,96 km/godz.
trasa na ridewithgps.com


Krzysztof Wiktorowski (wiki)
e-mail: wiki256@gmail.com


powrót