XIX DŁUGODYSTANSOWY RAJD na ORIENTACJĘ - DYMnO 2018
Brok, 11-12 maja 2018 r.

(relacja)

relacje z innych imprez
powrót


Po 3 zawodach rozgrywanych w formule rogainingu, przychodzi czas na normalne zawody na orientację. Normalne?. To trochę za dużo powiedziane. Co prawda najlepsi mają szanse na zaliczenie całej trasy ze wszystkimi punktami, jednak zasady rywalizacji są najbardziej zwariowane spośród wszystkich pucharowych zawodów na orientację. Organizatorzy robią tu wszystko, żeby utrudnić życie zawodnikom czy jak kto woli uatrakcyjnić zasady rywalizacji. Zresztą dla większości startujących określenia te są równoważne w myśl zasady: "im trudniej tym ciekawiej".

Tak więc będziemy mieli do zaliczenia 28 punktów kontrolnych (PK) o różnej wartości od 2 do 4 punktów przeliczeniowych (pp). Dodatkowo do zidentyfikowania na 3(!) rozświetleniach 2 tereny specjalne i odnalezienie 2 kolejnych punktów, każdy wart 4pp. Jest też proste zadanie specjalne polegające na zidentyfikowaniu na terenie skansenu na podstawie załączonych fotek 3 starych budynków. Tu punktów się nie zdobywa, jednak opuszczenie tego zadania "kosztuje" karną godzinę (3x20min). Suma zdobytych punktów przeliczeniowych nie powinna być mniejsza od 64. Za brakujące do tego limitu punkty otrzymuje się dotkliwą karę czasową, za punkty ponad limit równie atrakcyjną nagrodę czasową odejmowaną lud dodawaną do czasu pokonania trasy.

Przed startem - jak co roku - otrzymujemy plik różnej wielkości kartek. Są 3 mapy w formacie A3 (jedna w skali 1:50 tys, dwie 1:25 tys.), są rozświetlenia niektórych punktów kontrolnych oraz rozświetlenia terenów specjalnych. Dodatkowo karteczka z opisami punktów. Na wszystkie czynności związane z opanowaniem wszystkiego: z rozplanowaniem zaliczania punktów, terenów specjalnych oraz zadania specjalnego mamy 15 minut. Wtedy czas rusza. Powoli zaczynają się też rozjeżdżać na trasę kolejni zawodnicy.

Na początek wybieram - podobnie jak większość uczestników - wschodnią część trasy i mapę (w formacie 1:50.000). Tu, chociażby ze względu na skalę mapy znajduje się znaczna część wszystkich PK oraz jeden obszar specjalny. Na początek prosto wyglądający punkt nieopodal asfaltowej drogi. Rozwidlenie asfaltowej i szutrowej drogi. Stąd odchodzi leśna droga, która doprowadzi mnie prosto na punkt. Odmierzanie odległości niewiele pomaga (o tym by spojrzeć na kompas nawet nie pomyślałem). W miejscu, w którym się zatrzymuję nie ma nawet najbardziej płaskiej górki. To z pewnością nie jest droga przechodzącego obok PK. Zdezorientowany cofam się. Dołączam do nadjeżdżającego Pawła Cichonia. Chociaż jeszcze nie wie, gdzie znajduje się punkt, to przynajmniej wie, gdzie się znajdujemy. Jedziemy jedną drogą, skręcamy w drugą, wreszcie prowadząc rowery ruszamy przez las. "Musimy" odnaleźć jakikolwiek ślad prowadzącej w poprzek lasu drogi. Przeorany las i kilkuletni młodnik nie ułatwia zadania. Wreszcie jest jakiś ślad istniejącej kiedyś dróżki. Prowadzimy rowery w kierunku gdzie zatrzymało się kilku bikerów na skraju "dorosłego" lasu. No cóż, chyba zapomniałem, że na Dymnie nie ma łatwych punktów. PK26 - płaska górka (2 pp).

Z wielkimi obawami ruszam na południe w kierunku pierwszego położonego nad Bugiem terenu specjalnego. Las, asfaltowa droga. Wyjeżdżam na pola i nadbużańskie łąki. Mam szczęście, z p–rzeciwnej strony nadjeżdżają zawodnicy, którzy już ten punkt zaliczyli. Miękkie piaszczyste drogi i soczysta trawa sprawiają, że do punktu trafiam po wyraźnym śladzie pozostawionym przez poprzedników. Pozostaje jeszcze przyporządkowanie do tego miejsca jednego z 3 załączonych zdjęć satelitarnych (o nieznanej skali). Pojedyncze drzewo kilkanaście/kilkadziesiąt metrów obok piaszczystej drogi. Nie ma wątpliwości to musi być to. Chociaż pozostaje nutka niepewności wyniki wskazują, że nie popełniłem błędu. TS1 - fotka E (4 pp).

Opuszczam łąki. Najbliższy punkt będę atakował od południa. Koniec asfaltowej drogi. Odmierzam odległość. Wbrew obawom leśną drogą da się przejechać bez zsiadania z roweru. Być może na początku zawodów mam jeszcze tyle sił by pokonywać rowerem piaszczyste fragmenty dróg. Docieram nieco za daleko - niemal do skrzyżowania leśnych dróg. Chwilę zajmuje mi odnalezienie odpowiedniego (zaznaczonego lampionem) drzewa w środku lasu. PK33 - płaska górka (2 pp).

Punkt na terenie dawnej gajówki nie powinien być trudny do odnalezienia. Jadę średnio przejezdną przecinką. Wreszcie jest zadbana polana. Z jednej strony pamiątkowa tablica (nie pamiętam co upamiętnia), z drugiej krzyż. Gdzieś tu "musi być" lampion punktu kontrolnego. Musi, ale go nie ma. Krążę wokół z rowerem, pieszo przedzieram się przez zarastające to miejsce krzaki. To niemożliwe by na tak małym obszarze skutecznie ukryć punkt. Wracam do położonej nieco z boku przecinki, którą tu przyjechałem. W krzakach dostrzegam nienaturalną w leśnej głuszy czerwień lampionu. Na pytanie: "w jaki sposób znalazłem ten punkt", odpowiedź może być tylko jedna : "przypadkiem". PK37 - teren byłej gajówki (2 pp).

Dopiero po fakcie skojarzę, że ten punkt był oznaczony inaczej niż zwykle. Wewnątrz większego kółka oznaczającego zwykle położenie punktu dokładnie w jego środku, znajdowało się mniejsze kółeczko, które w tym przypadku oznaczało obszar, który należało przeszukać by odnaleźć lampion. Wypada tylko po raz kolejny powtórzyć, że "na Dymnie nie ma łatwych punktów".

Teren leśniczówki opuszczam jedną z dróg prowadzącą do tego miejsca od przeciwnej strony. Wypadam na asfaltową drogę. Nie jest dobrze, wkrótce okaże się, że nie wiem w którym miejscu tej drogi jestem. Pierwsza próba dotarcia do punktu po przeciwnej stronie asfaltu kończy się niepowodzeniem. Wracam i jadę za napotkanymi bikerami. Jadąc w poprzek przez przejrzysty las zaliczam punkt niemal nie zsiadając z roweru. PK35 - płaska górka (2 pp).

Przede mną dwa bardziej wartościowe bo warte 3 punkty przeliczeniowe PK. Poszukiwane zagłębienie znajdę na końcu leśnej drogi, w którą zjechałem opuszczając asfalt. Niezbyt głębokie i niezbyt rozległe zagłębienie to pewnie pozostałość po dzikim wydobyciu piasku. Teren do szybkiego ogarnięcia pod warunkiem, że nie pomyli się wschodniej i zachodniej jego strony. Któryś z opuszczających punkt orientalistów wskazuje mi właściwy róg. PK34 - południowo zachodni róg zagłębienia (3 pp).

Wycofuję się, by dość intuicyjnie, po przerytej koleinami, niemal nieprzejezdnej drodze dotrzeć do mostku nad niewiadomej głębokości rzeczką. Asfaltowa droga, z której powinienem skręcić w drogę prowadzącą przez łąki prosto na punkt. Widząc zawodnika jadącego z przodu, zapominam o dokładnym pomiarze odległości. Odchodzącej w bok dróżki nie widać i po kilkuset metrach jestem na skrzyżowaniu asfaltowych dróg. No , może dojazd do punktu od tej strony nie będzie złym rozwiązaniem. Kiedy pojawiają się piachy nie jestem już o tym tak bardzo przekonany. Lampion kilka metrów od skraju drogi ponownie wskazuje mi biker który dojechał tu przede mną. PK36 - skraj lasu (3 pp).

Nie mam ochoty wracać po piachach. Jadę dalej. Zryta droga przez łąki. Takie warunki wymagają uważnej technicznej jazdy. Jest ciężko ale można przemieszczać się nie zsiadając z roweru. Na koniec bardzo przykra niespodzianka. Droga kończy się na zamkniętej bramie. Ruszam dalej by znaleźć jakieś przejście w zwartej wiejskiej zabudowie. Od strony zamkniętej bramy słyszę wołanie. Przy otwartej furtce stoi właściciel znajdującego się na końcu drogi gospodarstwa. Uff!!! Miałem szczęście spotkałem na swojej trasie życzliwego człowieka.

Dojazd asfaltem do budowanej trasy szybkiego ruchu. Czerwone "iksy" oznaczają, że jest to droga dla uczestników rajdu zakazana. Nawet bez tego zakazu jazda wąską drogą pomiędzy TIR-ami nie byłaby przyjemnością. Dwie równoległe niebieskie linie wskazują miejsce, w którym przekraczanie przeszkody jest możliwe i bezpieczne. Chociaż z mapy to nie wynika, do wiaduktu pod którym można przejechać prowadzi nowa droga. Wkrótce jadę leśną drogą prosto w kierunku punktu. Na krótko skręcam w przecinkę. Samego punktu nie pamiętam, więc chyba odnalezienie lampionu nie stanowiło problemu. PK39 - skrzyżowanie przecinek (2 pp).

Powrót na przeciwną stronę przebudowywanej drogi do pozostawionego tam punktu nie jest najprostszym zadaniem. Czujnie kontroluję każdy zakręt i każdy kolejny odcinek trasy. Tym razem ruchliwą trasę muszę przeciąć na tym samym poziomie, czekając na przerwę między zwartą kolumną samochodów. Jeszcze tylko droga przez łąkę, las. W dotarciu w pobliże punktu pomagają ślady poprzedników. Na skraju lasu pozostawiam rower i ruszam na poszukiwania. Tu ślady nie są już tak jednoznaczne. Co budowniczy trasy miał na myśli pisząc "skraj młodnika". Zaraz, jest jeszcze rozświetlenie punktu. Tu dopiero widać, że punkt musi znajdować się w lesie po przeciwnej stronie łąki. PK38 - skraj lasu (3 pp).

Powrót na północną stronę ruchliwej drogi. Przede mną jedyny (poza terenami specjalnymi) punkt o największej wartości. Skręcam w las spodziewając się najgorszego. Skrupulatnie odmierzam odległości, sprawdzam kierunki. Wreszcie skręcam w jakąś niepozorną przecinkę. Pomimo, że nie ma tu żadnych śladó, brnę prosto przed siebie. Kiedy las i przecinka się kończą, prowadzę rower przez rozległe, bagniste łąki. Teraz gdy dawno nie padało, podłoże tylko lekko ugina się. Brnę przez podmokły las po przeciwnej stronie łąk. Czasami zapadam się lekko w błocie. Wreszcie poddaję się i wycofuję na stały ląd i twarde podłoże. W jaki sposób idąc na ślepo chciałem odnaleźć lampion nie jestem w stanie zrozumieć. Pozostanie to słodką tajemnicą mojego umysłu w tamtym momencie.


Niebanalne poszukiwania PK-42


Nie zamierzam się tak łatwo poddawać. Tym razem punkt będę atakował nie od południa ale prostą leśną drogą prowadzącą od znajdującej się na wschodzie miejscowości Osuchowa Stara. Na widok nadjeżdżającej z północy zawodniczki skręcam w tę stronę. To błąd ale jestem pewny miejsca, w którym się znajduję. Wracam na skrzyżowanie dróg. Analiza śladu wskazuje, że niecałe 100 metrów od tego miejsca byłem 45 minut wcześniej, gdy skręciłem we wcześniejszą przecinkę na łąki. Teraz jestem na właściwym miejscu. Potwierdzają to odciśnięte w miękkim podłożu i trawie ślady kół. Jadę niknącą w trawie ścieżką. Wreszcie pozostawiam rower i pieszo docieram na skraj łąk. PK42 - skraj młodnika (4 pp).

Powrót do cywilizacji. Obok ścieżki prowadzącej do lasu zatrzymuje się autokar z pielgrzymami. Swoje sprawy muszę załatwić zanim tłum dotrze do kapliczki. Kapliczki nie trzeba szukać. Z lampionem jest już nieco gorzej. Opis "za kaplicą" nie jest ścisły. No bo gdzie jest to "za". Za - patrząc od strony drogi czyli od strony wejścia do kapliczki, czy za - czyli z przeciwnej strony (ale tu jest przecież ścieżka). Wreszcie w lesie obok kaplicy, w gęstwie liściastego drzewa wypatruję lampion. Jeszcze uzupełnienie zapasów wody przy pomocy cudownej pompki wystającej z kupy kamieni i mogę ruszać dalej. PK41 - Kaplica Objawień (za kaplicą) (2 pp).

Prosty. Bardzo prosty przejazd do odległej o kilka kilometrów gajówki, tzn. miejsca, w którym kiedyś się znajdowała. Staw i zadbany teren wokół niego zaprasza do odpoczynku. Mam szczęście zatrzymało się tu kilku bikerów. Paweł napotkany na początku zmagań wskazuje mi kępę zdziczałych niskich krzewów. Okazuje się, że punkt znajduje w dole pomiędzy nimi. De ja vu. Czy ja już nie zaliczałem tego punktu? Dokładnie w taki samym miejscu, w ten sam sposób umieszczony był "śmiejowy" punkt na rozgrywanym na zupełnie innym terenie Grassorze, a może ta impreza to były Jesienne Trudy? PK51 - teren byłej gajówki (3 pp).

Zamiast wracać do asfaltowej drogi wybieram najkrótszą drogę w kierunku kolejnego punktu czyli na wschód. Początkowo twarda szutrowa droga zmienia swój charakter. Staję się coraz trudniej przejezdna. Ostatni odcinek pokonuję prowadząc rower w poprzek miękkawej i nierównej łąki, do widocznej dalej asfaltowe drogi. Kawałek asfaltu szybko się kończy. Po kilku minutach jazdy przez las zatrzymuję się na skraju łąk. Odciśnięte w bujnej trawie ślady rozchodzą się skośnie. Wybieram te znajdujące się po prawej stronie, przypadkowo doprowadzają mnie prosto do punktu. PK43 - skraj lasu (3 pp).

Wcześniej w oddali widziałem sylwetkę innego zawodnika. Według tego co widzę na rozświetleniu punktu, tam znajduje się jedyna dróżka, którą można opuścić to miejsce. Wkrótce doganiam jadącą przede mną dziewczynę. Zaliczymy razem jeden (szkoda, że tylko jeden) punkt. Nie próbuję nawet przyporządkować znanej postaci do jednego z dwóch nierozszyfrowanych na liście startowej nazwisk.

Zatrzymujemy się na rozwidleniu dróg (których dróg?). Skręcamy w lewo by sprawdzić gdzie jesteśmy. Dobrze wyglądająca droga, kończy się na łąkach nad strumieniem. Za wcześnie, tej drogi na mapie próżno by szukać. Kolejne skrzyżowanie dróg jest tym poszukiwanym. Odmierzam się i ruszamy nową szutrówką. No dobrze, odległość się zgadza ale układ dróg nie bardzo. Ponieważ droga na mapie i w terenie skręca w lewo, proponuję jechać dalej. Najpierw pojawia się tabliczka "ścieżka pamięci", to uprawdopodobnia prawidłowy wybór. Mijamy leśniczówkę a kilkadziesiąt metrów dalej znajduje się duży pomnik żołnierzy AK, którzy zginęli w bitwie pod Pecynką (czyli właśnie w tym miejscu). Za pomnikiem odnajduję lampion. PK44 - pomnik (za pomnikiem) (2 pp).

Gdybym kontrolował kierunek jazdy wiedziałbym, że nie jedziemy drogą zaznaczoną na mapie ale nową poprowadzoną (+/-) wzdłuż dawnej leśnej drogi zaznaczonej na mapie przerywaną linią. Nowe szutrówki to duże ułatwienie nie tylko w piaszczystych lasach. Ponieważ nie ma ich na starszych mapach, wymagają szczególnej czujności bo potrafią zdezorientować nawet lepszych ode mnie orientalistów.


Porażka na PK45


Na trasie kolejny cel i powtarzający sie motyw byłej gajówki. W odmierzonej odległości nie oglądając się za siebie odbijam lekko w lewo. Po chwili wiem, że to nie ta droga. Zawracam. Moja towarzyszka, jak się dowiem już na mecie, skręca w lewo, zalicza punkt i znika. Ja na poszukiwania punktu stracę kolejne cenne minuty. Kilkaset metrów dalej skręcam obok usytuowanych na skraju śródleśnych pól zabudowań (być może obecnej leśniczówki). Gdybym chociaż raz spojrzał na kompas, gdybym chociaż raz uważnie pochylił się nad mapą, zrozumiałbym swój błąd. Nie potrafię określić swojego położenia, więc bez zaliczenia punktu jadę dalej (PK45 - teren byłej gajówki).

Opuszczam las. Pokonuję niewielki odcinek asfaltowej drogi przez wioski Jarząbka i Ruda. Odmierzam odległość w chwili gdy skręcam w drogę przez las. Po pokonaniu niespełna kilometra rozpoczynam poszukiwania w lesie. Z jednej strony, z drugiej strony. Ponownie w innym miejscu. Upał wczesnych popołudniowych godzin, piaszczysta leśna droga wysysają siły i pozbawiają zdolności logicznego myślenia. Jestem uparty. Na przeszukiwaniu niewielkiego leśnego obszaru spędzam 55 minut.


Gdzieś tu musi być (PK46)



Błąd jaki popełniam jest niewytłumaczalny. Mylę dwie zaznaczone na mapie drogi przez las. Jestem przekonany, że wjechałem do lasu drogą od południa i na prawo od tej drogi poszukuję punktu. W rzeczywistości przyjechałem tu drogą prowadzącą z południowego-wschodu. Punktu przez cały czas szukam nie tam gdzie się znajdował (po przeciwnej stronie właściwej drogi). Ułatwieniem z pewnością nie było rozświetlenie o nieokreślonej skali. (PK46 - górka na ścieżce).

Rezygnuję z zaliczenia punktu, a może to on rezygnuje ze mnie. Ruszam dalej. Niemocy orientacyjnej ciąg dalszy. Chociaż planuję jechać w kierunku PK47 na cmentarzu, drogi kierują mnie w innym kierunku. Kiedy odkrywam gdzie jestem nie chce mi się zawracać. Zamiast zdobywać 2 pp, będę miał okazję zdobyć ich 3. Postanawiam skupić się na orientacji. Sprawdzam odległości, wskazania kompasu. Nie mogę popełnić kolejnego błędu. Nic z tego, w miejscu, w którym zamierzam szukać górki spotykam Grzesia i punkt odnajdujemy kilkaset metrów dalej. PK48 - górka przy zakręcie (3 pp).

Szansa by zaliczyć klasyczny orientacyjny hattrick (trzy kolejne niezaliczone punkty) zniknęła niepostrzeżenie. Do moich niewątpliwych "osiągnięć" mogę zaliczyć fakt, że od ostatniego zaliczonego punktu minęły 2,5 godziny. Lepsze wyniki zdarzały mi się tylko w czasie pokonywania trasy Grassora - wtedy notorycznie w czasie całej nocy nie udawało mi się znaleźć żadnego punktu.

Rezygnuję ze stadnej jazdy (razem z kilkoma napotkanymi bikerami) do pobliskiego punktu z rozświetleniem w postaci fotki satelitarnej. Nie chcę zanotować kolejnej wtopy - jeszcze nie nauczyłem się czytać tych zdjęć. W zamian mknę w połowie asfaltami, w połowie leśnymi drogami w kierunku punktów położonych po przeciwnej stronie przebudowywanej drogi. Tylko na chwilę zatrzymuję się w napotkanym sklepie. Z 4 litrów napojów (herbata, woda) pozostały w bidonie tylko nędzne resztki. Temperatura nieznacznie spada. Mój mózg zaczyna pracować na normalnych obrotach, a może wjechałem w łatwiejszy teren i poszukuję łatwiejszych punktów. Przede mną punkt z cyklu "drzewo w środku lasu". To określenie najlepiej określa jego położenie. Zadanie ułatwia wąziutka (10-15 cm) - wydeptana przez piechurów i rowerzystów w leśnym runie - ścieżka. PK24 - róg granicy kultur (2 pp).

Po dokładnym odmierzeniu odległości skręcam w kolejną leśną dróżkę, jeszcze raz to samo. Wreszcie pozostawiam rower obok drogi. Tuż obok jest wydeptana przez las ścieżka. Jeden, drugi, kolejny dół. Na samodzielne poszukiwanie właściwego zagłębienia z pewnością straciłbym nieco więcej czasu. PK22 - zach. dół (3 pp).

Opuszczam las. Jadę niezaznaczonymi na mapie asfaltami. Łąka, pola. Drut na skraju lasu. Na koniec duże zaskoczenie, pierwszy lampion widoczny wprost z leśnej drogi, którą się poruszam. Czyżby zmienił się budowniczy trasy. Trasę pieszą, czyli punkty bliżej bazy, budował Andrzej, trasę rowerową - Bartek. Czy tylko ja mam takie wrażenie, że do tych pierwszych łatwiej można było dojechać rowerem. PK21 - dół (2 pp).

Przez chwilę krążę nie mogąc się zdecydować jaki/jakie punkty mogę jeszcze zaliczyć. Wreszcie rezygnuję z ambitnego zaliczenia dwóch punktów. Z mapy nie wynika żaden sensowny dojazd do PK14. Podobno w rzeczywistości prowadziła w tym kierunku asfaltowa droga, na której się znajduję. Punkt PK04 wydaje się celem łatwiejszym do zdobycia. Wracam do skrzyżowania. Skręcam w asfaltową drogę prowadzącą na południe czyli w kierunku gdzie znajduje się punkt. Tym razem nie korzystanie z kompasu wyjdzie mi na dobre (właściwie to po co ja ten kompas wożę dzisiaj ze sobą?). Asfaltowa droga doprowadza mnie do Nowej Grabownicy, skąd dobrą szutrówką wracam do najkrótszej drogi północ-południe. Przypadkowo omijam najgorszy, nieutwardzony fragment tej leśnej drogi. Odmierzam odległość, skręcam w kiepską leśną drogę. Wreszcie widzę ślady poprzedników, które doprowadza mnie prosto do PK04 - obniżenie (2 pp).

Czasu pozostało na tyle dużo, że można jeszcze wstąpić do nadbużańskiego skansenu na terenie miejscowości Brok. Tu znajdują się punkty odcinka specjalnego. Zadanie polega na odnalezieniu w skansenie budynków pokazanych na miniaturkach wydrukowanych na mapie oraz potwierdzenie tego faktu przy pomocy znajdujących się, podobnie jak na wszystkich innych punktach - perforatorów. Zawodników, którzy zadanie to zostawili na koniec zmagań jest więcej. Wspólnymi siłami odnajdujemy wiatrak i dwie różne chaty. A, B, C.

Pozostaje już tylko powrót na metę zawodów. Limit czasu wykorzystuję z dokładnością do 4 minut. Satysfakcja z pokonanej trasy ogromna. Temat osiągniętego rezultatu dyskretnie pominę.

Podczas tej edycji Dymna trasę rowerową po raz pierwszy budował Bartek. Lepiej to czy gorzej? Trudno po pierwszej edycji przesądzać. Każda trasa (punkty) była inna i tak jak poprzednio czuć było rękę Leszka, tak teraz równie ciekawie, chociaż inaczej punkty stawia Bartek. Najbardziej żal tradycji, która towarzyszyła każdej edycji rajdu. Zalane łąki, pola, bagna lub woda lejąca się z nieba. Czyżby tu wpływy nowego budowniczego były zbyt małe?

Statystyka trasy:

Dystans 134,7 km
Przewyższenie 400 m
Czas trasy 11:56
Czas jazdy 9:18
Średnia - 14,28 km/godz.
Max. - 37,57 km/godz.
Punkty 23 z 38
Punkty przeliczeniowe 49 (10x2, 7x3, 2x4)
brakujące 13 pp (6 h kary) Czas uwzględniający bonifikaty czasowe: 17:56
Miejsce open - 23/38
Miejsce kat. M50+ - 3/6

Trasa na RWGPS (bez punktów)

Łódź maj 2018r.

Krzysztof Wiktorowski (wiki)
e-mail: wiki256@gmail.com


powrót