DYMNO 2015
XVI DŁUGODYSTANSOWY RAJD na ORIENTACJĘ - DyMnO
Kosów Lacki, 15-17 maja 2015 r.

(relacja)

relacje z innych imprez
powrót

Po roku przerwy, w kalendarzu imprez na orientację, ponownie pojawia się (oby na dłużej) DyMnO - rajd o szczególnym charakterze. Nie tylko ja oczekiwałem na jego powrót z niecierpliwością. Magią tych zawodów jest perfekcyjnie dopracowana trasa z dużą liczbą ciekawie umieszczonych punktów kontrolnych. Dołączone do głównej mapy bardziej szczegółowe rozświetlenia lub fotki satelitarne, pomagają "ukryć" punkty niemal w każdym miejscu terenu. Nieodłącznym elementem imprezy są też nasycone wodą tereny, których nie sposób pokonać w suchych butach. Bywa, że woda sięga nawet powyżej kolan. żeby się długo nie rozwodzić, na tej imprezie pomimo bardzo łagodnego limitu czasu, pokonanie całej trasy udaje się tylko nielicznym. Po dobrych wynikach w Róży Wiatrów i Harpaganie mam nadzieję, że i tutaj znajdę się wśród tych najlepszych.

Pierwszym wyzwaniem jest dotarcie do bazy zawodów. Ze względu na remont linii kolejowej W-wa-Białystok i komunikację zastępczą, dotarcie z rowerem z tej strony jest niemożliwe. Pozostaje dojazd z przeciwnej strony. Jadę pociągiem w kierunku Siedlec i wysiadam na jednej z wcześniejszych stacji. Mam szczęście, 60 km dzielących mnie od bazy, pokonam jadąc z wiatrem. Wokół kłębią się czarne chmury. Jednej z nich nie udaje mi się ominąć. Deszcz z porywistym wiatrem uziemi mnie pod autobusową wiatą na kilkadziesiąt minut.

Pogoda w dniu następny stanowi wielką niewiadomą. Kolejne zmieniające się i sprzeczne prognozy nie napawają optymizmem. Kiedy rano wstaję nie pada ale samochody i trawę pokrywa warstwa szronu. O zabraniu tak oczywistego elementu ubioru jakim są rękawiczki zapomniałem. Mam szczęście, po starcie słońce szybko nagrzewa powietrze.

Czas na mapę. Na kilka minut przed startem każdy z uczestników otrzymuje cały ich plik. Mapę podstawową w dwóch częściach formatu A3 oraz 3 o połowę mniejsze kartki z rozświetleniami wszystkich punktów kontrolnych. Uzupełnieniem zestawu jest kartka z opisem punktów. Opanowanie tego stosu papierów w czasie jazdy jest poważnym wyzwaniem. W czasie deszczu byłoby to zadanie niewykonalne. Uprzedzając fakty mogę zdradzić, że tym razem nie padało.

Zadanie jakie nas czeka na trasie to odnalezienie w ciągu 15 godzin co najmniej 32 z 37 zaznaczonych na mapie punktów kontrolnych (PK). Każdy brakujący punkt to 60 minutowa kara czasowa. Każdy nadmiarowy punkt to nagroda w postaci 35 minut odejmowanych od czasu pokonania trasy. Zważywszy, że teoretyczna długość trasy podstawowej (32 PK) wynosi ok.150 km, to zaliczenie trasy wydaje się osiągalne nawet dla przeciętnego bikera.

W pośpiechu "porządkuję", rozrzucone chaotycznie po mapie, czerwone kółka punktów kontrolnych określając kolejność zaliczania przynajmniej połowy z nich. Po sygnale startu jako pierwszy ruszam na trasę. Rozpocznę od wschodniej części mapy, a pierwszym celem będzie położony nieopodal asfaltowej drogi PK29. Precyzyjnie odmierzam odległości i skrupulatnie kontroluję mapę. W okolicach szczytu wzniesienia w głębi gęstego młodnika odnajduję ukryty lampion. PK29 - górka/ na dole zarośniętego wyrobiska (6:16 - 16 min. od startu).

Od pobliskiego punktu oddzielają mnie rozległe pola. Omijam przeszkodę jadąc poprowadzoną gdzieś na skraju pól leśną drogą. Następnie jadę asfaltową i szutrową drogą. Wreszcie razem z napotkanym po drodze Pawłem Słomką skręcamy w las w kierunku odległego o kilkaset metrów punktu. Przed nami zarastająca krzakami, zalana wodą leśna droga. Próbuję jak najdłużej utrzymać się na rowerze. Wreszcie poddaję się. Brodzę po kostki w wodzie, próbuję jechać, znowu prowadzę rower. Tradycji stało się zadość. Z mokrymi butami już żadnej wody się nie przestraszę. Wpatrzeni w zdradliwe podłoże "przestrzeliwujemy" punkt o kilkadziesiąt metrów. Zawracamy. Jadący za nami Radek jest już na punkcie. To sztuka przejechać obok umieszczonego przy drodze kolorowego lampionu nie zauważając go. PK23 - jeziorko (6:50 - 34 min.).

Bartek (zwycięzca zawodów) wybiera inny wariant zaliczania punktów. My pojedziemy na północ do PK24. Kiedy jedziemy zarośniętą trawą polną drogę słyszę huk i widzę jak z opony jadącego przede mną Pawła wystrzeliwuję biały pył. Defekt opony kończy naszą krótką, chociaż dobrze zapowiadającą się współpracę. Wkrótce skręcam w las i zauważam, że linia którą brałem za leśną drogą jest jedynie rowem. Z obu stron rowu pokazują się i znikają skręcające w bok lub zarastające krzakami dróżki. W tym samym kierunku zmierza Radek. Najlepiej byłoby przemieszczać się najbliżej rowu ale to nie zawsze jest wykonalne. Chyba zabrakło precyzyjnej kontroli odległości bo kręcimy się chaotycznie sprawdzając rów w różnych jego miejscach. Radek ma trochę więcej szczęścia, bo wcześniej namierza cel. Z oddali widzę jak rusza w dalszą trasę. PK24 - skrzyżowanie rowów/słupek oddziałowy (7:21 - 31 min.).

Czas na powrót do asfaltowej drogi. Ponowna jazda wzdłuż rowu nie ma sensu. Trochę na wyczucie jadę przez las i skrótem przez łąkę do poznanej wcześniej drogi przez pola. Pokonuję dłuższy odcinek asfaltowej drogi. Chociaż zdążyłem już zgubić opisy punktów kontrolnych, zakreślone czerwonym okręgiem jeziorko o kształcie serca (widoczne na rozświetleniu) nie pozostawia wątpliwości gdzie znajduje się punkt. W tym samym kierunku jedzie para bikerów z trasy ekstremalnej. PK30 - brzeg jeziorka (7:44 - 23 min.).

Próba szukania najkrótszej drobi przez pola kończy się pełną improwizacją. Ze skrótu nic nie wychodzi, za to zamiast równym asfaltem jadę, trudno przejezdnymi, nasyconymi wodą polnymi drogami. To nie był najlepszy wybór. PK34 - przepust (8:09 - 25 min.).

Prosty dojazd przez pola do kolejnego punktu. Odrobina uwagi na rozwidleniach dróg i pobieżna kontrola odległości wystarczy by trafić do ukrytego w lesie punktu. Radek, który nie wiadomo skąd pojawia się tuż przede mną pewnie skręca w przecinkę prowadzącą do celu. PK35 - zakręt rowu/skrzyżowanie dróg (8:26 - 17 min.).

Jak to już nie raz bywało za punktem rozjeżdżamy się. Na mapie nie mogę dopatrzeć się żadnej logicznej drogi do celu więc jadę trochę na wyczucie przez ponury podmokły las. Z trudnością pokonuję odcinek podmokłej leśnej drogi, omijam ogromne kałuże i próbuję nie utknąć w mięsistym błotku. Wreszcie koniec mordęgi, wyjeżdżam na pola. Mam wrażenie, że w tym obiektywnie patrząc niewielkim leśnym kompleksie spędziłem wieki. W tym samym czasie nieco dalej las opuszcza Radek. Przed nami kawał asfaltu i krótki odcinek polnej drogi. Takie punkty zalicza się bez chwili zawahania. PK31 - koniec rowu (8:49 - 23 min.).

Opuszczamy punkt i jedziemy kiepską drogą przez pola. Uporczywy boczny wiatr nie ułatwia poruszania się. Jadę wolniej i pozostaję coraz bardziej z tyłu. Na asfalcie próbuję odrabiać stratę. Kiedy to się nie udaje, w końcówce wybieram skrót ledwie widoczną wśród bujnej trawy podmokłą dróżką. Mijam wąski pas lasu, jadę skrajem łąki. Przez moment zastanawiam się w którym miejscu jestem, gdzie jest punkt i dlaczego nigdzie nie ma Radka. Wreszcie mój wzrok pada pod nogi, na wąski ślad przez łąkę. Niewątpliwie nasi tu byli. Po chwili jazdy, na przeciwległym skraju łąki widzę z oddali lampion PK. Tuż za mną na punkt dociera mój rywal. PK25 - granica kultur/kępa drzew (9:12 - 23 min.).

Dojazd do kolejnego punktu wygląda masakrycznie. Łąka gęsto poszatkowana niebieskimi liniami. Czyżby tereny podmokłe, nieprzejezdne bagna? Ponieważ nie widać żadnej alternatywy, z obawami ruszam przez łąki na wschód. Jest dużo lepiej niż się spodziewałem. Odciśnięta w trawie droga prowadzi przez dobrze zmeliorowane, suche łąki. Z Radkiem ponownie spotykamy się na mostku przez rzekę. Tym razem obecność znajomego bikera jest bezcenna. Wcześniej gubię jedną z kartek z rozświetleniami punktów - kolejny element wyposażenia niezbędny przy poszukiwaniu trudniejszych punktów. Jedziemy, miejscami zupełnie zarośniętą przecinką. Skręcamy na skraj lasu. Nieco dalej widać lampion. Samodzielne dotarcie do tego punktu bez dokładnej mapy byłoby niemal niemożliwe. PK26 - róg granicy kultur (9:32 - 20 min.).

Przede mną niezalesiony teren i istniejące tu od zawsze polne drogi. Taki odcinek trasy rzadko może sprawiać problemy nawigacyjne. Przekraczam wał przeciwpowodziowy i docieram na brzeg Bugu. Gdzieś pomiędzy wałem p-pow a nurtem rzeki znajduje się niewielkie jeziorko. Jak tam dotrzeć nie wyjaśnia nawet mapka z rozświetleniem. Wbrew obawom jest łatwiej niż przypuszczałem. Piaszczysta droga doprowadza mnie prosto do celu. Brzeg zbiornika opuszcza Radek. Biegiem ruszam na poszukiwania. Bezskutecznie rozglądam się za powieszonym gdzieś na krzaku lampionem. Lekko zirytowany dostrzegam czerwień lampionu ukrytego w jakiejś dziurze. PK20 - brzeg jeziorka (9:59 - 27 min.).

Jadę drogą prowadzącą wzdłuż wału. Kontroluję odległość by nie przegapić odpowiedniego zjazdu na łąkę. Punkt nie wygląda zbyt przyjaźnie. Satelitarna fotka wskazuje na zarośnięte drzewami łukowato wygięte starorzecze. Brak opisu nie ułatwia zadania. Próbuję jechać zaznaczoną na mapie drogą ale ta zarośnięta trawą znika za pierwszym zakrętem. Widoczne w terenie stodoły nie bardzo odpowiadają temu co widzę na mapie. Trochę na wyczucie jadę przez łąkę w kierunku najbliższych drzew. Bez wahania przeprawiam się na drugą stronę napotkanej tu rzeki. Nie jest źle, woda sięga zaledwie do kolan. Po chwili poszukiwań na przeciwległym brzegu odnajduję odciśnięte w trawie ślady. Dokąd prowadzą? Kończą się na brzegu pokonanej przed chwilą strugi. Można powiedzieć, że mam pecha, bo lampion znajduje się na przeciwnym brzegu. Dopiero od organizatora dowiaduję się jak wyglądało to miejsce kiedy rozstawiał punkt. PK13 - bobrza tama na kanale między jeziorkami (10:27 - 28 min.).

Zaliczenie kolejnego punktu wydaje się czystą formalnością. Opuszczam łąki i wjeżdżam w las. Chociaż odległość nie do końca się zgadza, a skrzyżowanie dróg nie do końca odpowiada temu co widzę na mapie, skręcam w jedną z przecinek. Nieco dalej w lesie powinien znajdować się punkt. Dobrze jest, są tu już napotkani wcześniej ekstremaliści. Niedobrze, bo od dłuższego czasu bezskutecznie przeszukują ten fragment lasu. Niby wszystko się zgadza tylko punktu nie ma. Nie mam pojęcia jak wybrnąć z tej sytuacji. Odpuszczam poszukiwania, może namierzę się od przeciwnej strony. Późniejsza analiza śladu wyjaśnia, że punktu szukaliśmy o ponad 500 m za wcześnie. Zmęczenie, dekoncentracja czy może rozprężenie po odnalezieniu trudnego punktu? (PK19 - zagłębienie w zboczu - ok. 11:02).

Nieprzyjemna, piaszczysta droga sprawia, że rezygnuję z odmierzenia odległości i powrotu do poszukiwań od przeciwnej strony. Szkoda, że tak łatwo zrezygnowałem bo odnalezienie punktu obok właściwej przecinki nie było chyba zbyt trudne.

Kolejny punkt będę zaliczał od południa. Jadę dobrą leśną drogą przeciwpożarową. Podstawową trudnością jaka mnie czeka to skorelowanie rozświetlenia z podstawową mapą i wybór odpowiedniej leśnej przecinki. Skręcam w wybraną przecinkę, pokonuję zalany wodą (chociaż nie bagnisty) jej fragment. Po kłodzie drzewa przeprawiam się na drugi brzeg wypełnionego wodą rowu. Gdy pokonam najtrudniejszy odcinek zaczynam wątpić w swój (jak się okaże prawidłowy) wybór i punkt zaliczę nieco okrężną drogą od północy. PK12 - zagłębienie w zboczu (11:52 - 85 min.).

Mam nadzieję, że zgodnie z tym co widzę na mapie przede mną kilka łatwiejszych punktów. Szybki przejazd asfaltową drogą. Zjeżdżam w las. Dokładnie kontroluję leśne dróżki. Porośnięte kępami traw las. Porzucam rower i z buta pokonuję ostatni odcinek. Napotkany piechur jest zdziwiony, że na trasie rowerowej są punkty, takie jak ten, do których nie można dotrzeć rowerem. PK11 - róg granicy kultur (12:15, 23 min.). Mam szczęście, że mam właściwą mapkę - tego punktu, w zarośniętym krzakami lasu bez rozświetlenia nie miałbym szansy odnaleźć.

Przede mną prosty - położony nad płynącą na skraju łąk, uregulowaną rzeką - punkt. W połowie drogi mijam zawodników z trasy pieszej. Zatrzymali się obok mostka przez rzekę. Są trochę zdezorientowani. Ich poszukiwania czerwonego lampionu kończą się tu niepowodzeniem. Ten właściwy mostek znajduje się znacznie dalej w miejscu charakterystycznym bo na zakręcie rzeki. Niestety w tym miejscu twarda droga, którą jechałem kończy się. Dalszy położony niżej odcinek drogi podobnie jak łąka zalany jest wodą. W miarę możliwości jadę porośniętym trawą brzegiem rzeki. Powoli zbliżam się do celu. PK18 - mostek (12:39 - 24 min.).

O powrocie tą samą drogą nawet nie myślę. Przeprawiam się nasyconą wodą drogą przez łąki w kierunku pobliskich drzew. Wspinam się na położony wyżej grzbiet. Jazdę kiepską ale suchą polną drogą utrudnia jedynie przeciwny wiatr. Przejeżdżam nieopodal zaliczonego wcześniej PK11. Kiedy kończą się prowadzące przez wioski szutrowe drogi, gubię się. Zawracam z poprawnie obranej drogi. Próbuję szukać punktu w zupełnie innym fragmencie lasu. Wreszcie zrezygnowany wyjeżdżam na asfaltową drogę by zorientować się w swoim położeniu. Brak opisu i rozświetlenia punktu utrudniają poszukiwania. Mam szukać szczytu wzniesienia widocznego na głównej mapie, czy też innego elementu krajobrazu? Mam szczęście. Tu las jest przejrzysty. Punkt widoczny z daleka znajduję na skraju lasu tuż przy leśnej dróżce, którą jadę. PK6 - róg granicy kultur (13:36 - 57 min.).

Jadę do asfaltowej drogi. Po krótkiej chwili przeskakuje przez wał p-pow. Pokręcona droga przez łąkę nie daje wielkiego wyboru i sama prowadzi do miejsca, w którym znajduje się punkt. PK2 - bród na rzeczce (13:58 - 22 min.). A buty były już prawie suche.

Przez chwilę rozmawiam z Danusią i Łukaszem i ruszam dalej. Niecały kilometr dalej znajduje się miejsce startu etapu kajakowego trasy ekstremalnej. Jestem mile zaskoczony, bo na punkcie spotykam większość organizatorów. Uzupełniam swoje wyposażenie o brakującą kartkę z rozświetleniami punktów. Mogę również napełnić uzupełnić bidony. To dobrze bo tego co miałem nie wystarczyłoby do mety. Opisów punktów niestety tutaj nie dostaję.

Pomijam najbliższy punkt kontrolny nad starorzeczem Bugu. Widok mapki satelitarnej działa na mnie dostatecznie odstraszająco. Szkoda, wygląda na to, że można tam było trafić bez większych problemów. Przede mną kilka innych "szybkich" i prostych do zaliczenia punktów kontrolnych. Na początek ścieżka doprowadza mnie prosto na wzniesienie. Od startu minęło już ponad 8 godzin, więc ślady pozostawione przez poprzedników ułatwiają nawigację. PK5 - górka (14:25 - 27 min.).

Kolejny punkt nie wygląda już tak prosto. Właściwie to żaden punkt zaznaczony na mapce satelitarnej nie wygląda dla mnie prosto. Pozory mylą, bez zatrzymywania docieram drogą na skraj lasu. PK37 - skraj lasu/koniec drogi (14:37 - 12 min.).

Sprawny przejazd i bezskuteczne szukanie punktu na granicy lasu i nowych nasadzeń, kilkadziesiąt metrów od właściwego miejsca. Opis punktu nie pozwoliłby na popełnienie takiego błędu, niestety takowego nie posiadam. Co ciekawe w tym miejscu poszukiwali punktu również inni bikerzy. Dokładniejsze spojrzenie na mapę pozwala wykryć błąd. PK9 - róg polany z wiatą punkt żywieniowy (14:59 - 22 min.).

Mijam zdążających do punktu żywieniowego piechurów. Regularne, prostopadłe przecinki sprawiają, że odnalezienie punktu jest trywialne. Przecinka, którą jadę kończy się nad łąkami. PK10 - koniec przecinki, ambona (15:12 - 13 min.). Kilkukilometrowa prosta przecinka. Czujna jazda w końcówce i jestem na skraju lasu, gdzie odnajduję PK. Widoczne w trawie ślady na pewno nie są w tych poszukiwaniach bez znaczenia. PK17 - zakręt rowu (15:26 - 24 min.).

Dojeżdżając do punktu spotykam nie widzianego od kilku godzin rywala. Zaliczamy punkt. Jestem zaskoczony gdy w prezencie dostaję kartkę z opisem punktów. Dlaczego? Kłopoty zdrowotne wyeliminowały Radka z rywalizacji. Szkoda, bo miał szanse na naprawdę dobry wynik. PK16 - róg granicy kultur (15:48 - 22 min.). Kolejny punkt musiał być naprawdę prosty, ponieważ nie pozostawia żadnych wspomnień. PK15 - górka w zagajniku (16:17 - 29 min.).

Teraz czas na punkty pozostawione na północy. Przejazd do lasu, w którym znajduje się punkt nie stanowi problemu. Chwilę kręcę się po leśnych dróżkach ale bez szczególnych trudnosci odnajduję PK8 - róg granicy kultur (16:49 - 32 min.).

Chociaż teraz planowałem zaliczyć najbliższy, odległy zaledwie o ok. 2km PK4 zmieniam plany. Od punktu oddziela mnie pas poprzecinanych rowami łąk, a dojazd do punktu wydaje mi się dość skomplikowany. Może warto było skorzystać z asfaltowego objazdu?

Niezbyt dobrze kontroluję sposób opuszczenia lasu w którym zaliczyłem punkt. Zamiast wrócić do drogi którą tu dotarłem i wykorzystać drogi zaznaczone na mapie, las opuszczam w innym miejscu. Jadę łąkami wzdłuż jakiegoś młodnika. Docieram do wypełnionego wodą rowu. Zupełnie nie mam pojęcia gdzie się znajduję. Jadę wzdłuż rowu na północ. Zatrzymuję się ponad kilometr dalej nad rzeką. Identyfikuję rzekę (Kosówka) i swoje miejsce na mapie. Analizuję mapę. No cóż jednak najlepszym wyjściem jest powrót do punktu wyjścia. Jazda po miękkiej drodze daje się mocno we znaki ale najgorsze dopiero przede mną. Droga przez łąki nie poprawia się ale jazdę "umila" teraz silny przeciwny wiatr. Punkt -pomimo, że zaznaczony na fotce satelitarnej - nie sprawia żadnego problemu. PK7 - róg granicy kultur (17:41 - 52 min.).

Zmęczenie pokonanym dopiero co odcinkiem daje się coraz bardziej we znaki. Próba precyzyjnego namierzania się do kolejnego punktu nie przynosi efektu, a może nie robiłem tego zbyt dokładnie. Nie docieram nawet w jego pobliże. (PK14 - róg granicy kultur, wysoka brzoza - ok. 16:18).

Nie mając koncepcji w jaki sposób odnaleźć punkt, jadę dalej. Trochę na wyczucie, kolejnymi, przypadkowanymi i nie do końca rozpoznanymi drogami jadę do Maliszewa, z którego najłatwiej będzie zaliczać kolejny punkt. Mijam jakiś ukryty w lesie monument ale tu nic nie znajdę. Chociaż punkt nie powinien sprawiać problemu, skrupulatnie odmierzam odległość. Na skrzyżowaniu dróg jadę sprawdzoną metodą czyli po śladach. Gdzieś dalej porzucam rower i przeszukuję duży fragment lasu. Bezskutecznie. Wracam do punktu wyjścia i ponownie próbuję - z takim samym skutkiem.

Za kolejnym powrotem spotykam Tomalosa. Ten znalazł nawet pokaźny dół ale punktu tam nie było. Tomek pompuje rower, a ja jadę sprawdzić odnalezione przez niego miejsce. W lesie pojawia się Grześ, który też ma problemy z tympunktem ale to on wpada na pomysł, że drugiego dołu trzeba poszukać bardziej na północ. Bingo, po kilkudziesięciu metrach namierzamy cel. PK21 -dół/lej podwójny (19:40 - 119 min.).

Minęły dwie godziny od kiedy zaliczyłem ostatni punkt. Sądząc po śladach pozostawionych w lesie przez poprzedników, tu trafiliśmy na jeden z trudniejszych punktów na trasie. Chociaż gdyby to był jeden z pierwszych zaliczanych punktów, pewnie jego odnalezienie byłoby o wiele łatwiejsze.

Grześ jedzie zaliczać jeszcze 2 kolejne punkty. Mnie udaje się namówić Tomka do zaliczania PK22 i powrót na metę. Przed nami przyjemny odcinek pokonywanej z wiatrem asfaltowej drogi. Zjeżdżamy w polną drogę, wjeżdżamy w las. Próbuję pilnować się lewej strony. Do czasu. Droga, którą jedziemy niezauważalnie dla nas skręca na północ. Ślady pozostawiono w błotnistym podłożu nie ułatwiają wykrycia błędu. Trafiamy na wycinkę. Pozostawiamy rowery by szybciej odnaleźć punkt. Bezskutecznie. Tu punktu na pewno nie znajdziemy. Opuszczamy las by określić swoje położenie. Skraj lasu nie zgadza się z tym co widzimy na mapie. Kilkaset metrów dalej odnajdujemy jedyny pewny punkt w zmieniającym się krajobrazie - rozwidlenie linii energetycznych. Powracamy do lasu by poszukać punktu w miejscu, w którym się powinien znajdować. W miejscu gdzie kiedyś była polanka teraz rosną krzaki, drzewa. (PK22 - granica kultur/niecka - ok.20:27).

W lesie zaczyna się ściemniać. Do upływu limitu czasu pozostało pół godziny. Ja na dzisiaj mam dość zabawy w orientację - "mnie już chłopaki nie lejta". Opuszczam Tomka i wracam do pobliskiej bazy. Meta (20:41 - 61 min.).

W moim dorobku po prawie 15 godzinach spędzonych na trasie i pokonaniu ponad 170 km znajduje się 26 z 32/37 punktów kontrolnych. Wystarcza to do zajęcia 11 miejsca. Chociaż wynik jest poniżej oczekiwań, to pozostaje satysfakcja z pokonania fantastycznej trasy. Odrobinę większa staranność przy pokonywania trasy, mogła sprawić, że wynik byłby znacznie lepszy. Chociaż wody tradycyjnie na trasie nie zabrakło, to zabrakło nieodłącznie towarzyszących tej imprezie komarów.

Jak wypadli zawodnicy spotkani na trasie? Tomek Zadworny po kilkunastu minutach odnalazł ostatni z poszukiwanych razem punktów i zdążył przed limitem czasu wrócić na metę (miejsce 5). Radek Walentowski pomimo, że zaliczył o 3 punkty mniej ode mnie wrócił na tyle wcześnie na metę, że wystarczyło to do zajęcia 7 miejsca. Bartek Bober jak już wspomniałem wygrał rywalizację. Grzegorz Liszka zdobył 3 miejsce. Danuta Blank oraz Łukasz Wrona zajęli miejsca w trzeciej dziesiątce. Paweł Słomka po powrocie do bazy i wymianie opony zaliczył 14 punktów i skończył na dalszej pozycji.

Statystyka trasy:
Dystans 173,5 km
Czas trasy 14:41:30
Czas jazdy 11:47
Postoje 2:55
Prędkość śr. 15,2 km/godz.
Prędkość max. 36,6 km/godz.
Zaliczone punkty - 26
Niezliczone punkty - 9
Czas uwzględniający kary czasowe: 20:41
Miejsce - 11/40

Łódż maj 2015r.

Krzysztof Wiktorowski (wiki)
e-mail: wiki256@gmail.com


powrót