Brzeziny 2006

Puchar Burmistrza Brzezin w Kolarstwie Górskim - 28 maja 2006 r.

(relacja)

relacje z innych imprez
powrót

Na zawody w Brzezinach przyjeżdżam niepewny swoich aktualnych możliwości (tydzień wcześniej zakończyłem przecież morderczy 100 km maraton pieszy Kierat). Czuję się zobowiązany by wesprzeć swoją obecnością jedną z nielicznych terenowych imprez rowerowych w najbliższej okolicy Łodzi. Zaczyna się pechowo, na minutę przed startem zaczyna lać deszcz. Fatalne prognozy to chyba jedna z głównych przyczyn żałosnej wręcz frekwencji. W startującej przede mną grupie Masters I - 3 zawodników. W mojej - Masters II - do startu ustawia się 4 zawodników. Zapowiada się więc "zacięta" walka o miejsce na pudle.

Pech to nieodłączny towarzysz moich dzisiejszych zmagań. Pierwsze wzniesienie pokonuję jeszcze nieświadom czekających mnie problemów. Tylko łańcuch delikatnie przeskakuje po trybach. Później zauważam, że coś dzieje się z moją tylną przerzutką. Blokuje się na jednym z górnych trybów i przestaje reagować na próby zmiany biegów. Przestaje działać licznik. Powoli przyzwyczajam się do możliwości jakie dają trzy przednie tarcze. Podjazd pokonuję na prowadzeniu, kiedy zmagam się ze sprzętem mija mnie jeden ze startujących ze mną bikerów. Dochodzę i mijam go na długim podjeździe pierwszego okrążenia.

Drugie okrążenie pozwala rozwijać już większe prędkości na znanej z pierwszego przejazdu trasie. Na długim podjeździe mijam jakiegoś juniora i młodszego mastersa. Przyjemny długi zjazd. Junior przecenia swoje możliwości i na niepozornym zakręcie zalicza glebę. Samotnie pokonuję kolejne odcinki trasy. Wreszcie na ścieżce pojawia się taśma zagradzająca przejazd. Chwila konsternacji, kręcę się niepewnie, zawracam a po chwili znowu wracam do taśmy. Dopiero gdy chcę przejść pod nią dostrzegam, że tędy już jechałem. Jestem na drugim ramieniu trasy. Bezsensownie skręciłem w drogę stanowiącą fragment krótszej pętli. Wracam szybko na trasę. Ile osób minęło mnie w ciągu tych kilku minut?

Tylna przerzutka działa już w obrębie 3 trybów. Już nie muszę wbiegać z rowerem na każde wzniesienie. Kolejny raz długi podjazd i znów znana postać juniora. Tym razem jedzie z przodu. Jedzie i to stanowczo za szybko. Kiedy przekraczamy "czarną" drogę wylatuje w powietrze i po efektownym locie ląduję gdzieś w okolicy grubego drzewa. Nie muszę zatrzymywać się by sprawdzić efekty tego lotu - skrzyżowanie trasy z drogą obsadzone jest przez porządkowych. Kilka piaszczystych metrów w górę i kolejny szalony zjazd - powrót do drogi. To gdzieś na końcu tego zjazdu przerzutka owija się wokół trybów a po chwili zwisa bujając się na łańcuchu. Do mety pozostaje ok. 2 km. Pokonuję je na przemian biegnąc, prowadząc rower lub używając go jak hulajnogi. Ostatni zjazd przed metą pokonuję prawidłowo - siedząc na siodełku. Z niepokojem oglądam się do tyłu. Dlaczego nikt mnie nie mija?

Wreszcie wprowadzam rower na metę. Nie widzę jakiegokolwiek zainteresowania ze strony sędziów. Zdaje się, że mają ważniejsze sprawy od notowania przybywających zawodników i ich czasów. Czy zauważyli moje przybycie na metę? A może się mylę i sędzia gdzieś był. Po dłuższej chwili na metę przybywa Jarek Michalak. Gdzie są pozostali moi zawodnicy - przed czy za mną? Nie mam pojęcia w momencie pisania tej relacji.

Zdjęcie ze strony: http://www.cyklomaniak.pl (fot. M.Sierpacki).


Życzliwa dusza próbuje mi pomóc w powrocie do domu. Wyjmuje klucze, zdejmuje przerzutkę. Mimo wątpliwości co do skuteczności takiego posunięcia pozwalam mu też na skrócenie łańcucha. Może tym razem poskutkuje. W pośpiechu opuszczam Brzeziny widząc wędrującą w tym kierunku groźną czarną chmurę. Na przemian idę lub korzystam z mojej "hulajnogi". Kiedy mijam Małczew (2 km za Brzezinami) wiatr się wzmaga, w powietrzu fruwają gałęzie rosnących przy drodze topól, a z nieba spadają pierwsze krople deszczu, są też białe kuleczki gradu. To swoim ramieniem "musnęła" mnie gradowa burza. Jej centrum przechodzi gdzieś w okolicy trasy zawodów, którą pokonują właśnie zawodnicy Elity. Nie chcę nawet myśleć o tym co dzieje się na trasie.

Kiedy teren się wypłaszcza próbuję dosiąść swego okaleczonego rumaka. Łańcuch wariuje przeskakując po wszystkim możliwych trybach lub spadając z nich. Na takim sprzęcie, szczególnie pod wiatr nie da się jechać. "Hulajnoga" rozwija zawrotną prędkość 12-14 km/godz. Na zjeździe prędkość przekracza nawet 20-kę. Po 3 godzinach zmagań z dystansem i silnym przeciwnym wiatrem melduję się w domu. Mimo wszelkich przeciwności zadowolony.


Łódź 28.05.2006r.

Krzysztof Wiktorowski (wiki) - nr 83
e-mail: wiki@bg.umed.lodz.pl

powrót