Rozpoznanie terenu

BikeOrient Prolog - Koło-Żarnowica 17 czerwca 2007 r.

(relacja)

relacje z innych imprez
Zdjęcia Piotr Banaszkiewicz: http://www.bikeorient.prv.pl/

zobacz MAPKĘ

Kiedy dowiaduję się o imprezie poprzedzającej właściwy maraton na orientację nie zastanawiam się długo. Warto poznać chociaż fragment terenu na którym odbędą się właściwe zawody. Wiatr nie utrudnia dojazdu z Łodzi. Pod lasem czeka już grupka zawodników i organizatorów. Bikerzy wystartują co 2 minuty po wcześniejszym krótkim zapoznaniem się z mapą.

Z trudem odnajduję zaznaczone na mapie punkty. Decyzji w jakiej kolejności zaliczać punkty nie ułatwiają zawodnicy startujący przede mną. Jedni jadą asfaltem na wschód inni na zachód, ktoś rusza drogą wzdłuż lasu. Też decyduję się na ten wariant i zaliczenie kolejno punktów 4, 1, 2 .... Zaraz skręcam w las w pierwszą napotkaną drogę. Dalej decyzję ułatwia tablica informacyjna rezerwatu. Szybko przelatuję koło drewnianego baraku w lesie, jest leśne bajorko. Hamuję, oglądam się. Obsada punktu kontrolnego przy domku. Dziurkuję kartę i w drogę.

Wypatruję właściwej przecinki prowadzącej w kierunku PK4. Jadę podejrzanie długo. Jeszcze nie wyczuwam odległości na nietypowej dla mnie mapie w skali 1:75.000. Kiedy się odnajduję swoje położenie jestem już na asfaltowej drodze z Koła. Wracam w kierunku Barkowic. Bez większego przekonania skręcam w drogę pomiędzy polami. Nie wygląda to zachęcająco. Tu gdzie powinna być polna droga, teraz rośnie trawa sięgająca kolan. Na polanie pod lasem PK1.

Dojazd w kierunku PK2 na cyplu wydaje się bezproblemowy. Na mapie widać niebieską linię szlaku pieszego. Długą drogę przez las urozmaicają piachy. Staram się wybierać te fragmenty drogi lub lasu, w których ich pokonanie jest ciężkie ale możliwe. Jeden z piaszczystych podjazdów pokonuję prowadząc rower. Tu wcale nie widać efektów niedawnych obfitych deszczów. Mijam nadjeżdżającego z przeciwnej strony Piotra Jęczmieniaka. Wkrótce z prawej strony widać wodę. Jestem już blisko. Skręcam w lewo, asfaltowa droga. Mijam bramę ośrodka wypoczynkowego. Zamknięty szlaban, ludzi przeciskający się wąskim wejściem. Jadę wzdłuż ogrodzenia. Wyjeżdżam na piaszczystą zatoczkę. Czuję się całkowicie zdezorientowany. Która to zatoczka? Z której strony znajduje się poszukiwany cypelek? Słońce przygrzewa, pot zalewa mi czoło. Biegnę po piaszczystej plaży w jedną stronę. Studiuję mapę. Biegnę w przeciwnym kierunku. Pytam smażącą się w słońcu rodzinkę. No tak. Oni wiedzą tylko jak trafić z powrotem do swojego samochodu. Ruszam na wschód. Drogę przegradza początkowo podmokły teren, dalej jest już woda. Cienkie deski i równie rachityczny mostek. Dokładnie sprawdzam na mapie, jest cienka niebieska linia oznaczająca rzeczkę.

Konsultuję mapę z kolejnymi wczasowiczami - "to chyba będzie tam". Przez brakujący fragment ogrodzenia dostaję się na teren ośrodka. Jadę, prowadzę rower, znów jadę kierując się w kierunku najbardziej wysuniętego cypla. Posuwam się do przodu wzdłuż siatki odgradzającej teren ochronny poboru wody. Przeciskam się pomiędzy ogrodzeniem a sosnowym lasem. Wreszcie ogrodzenie się kończy. Przede mną już tylko woda i oznaczenie punktu kontrolnego. Perforuję kartę startową i rozglądam się za obsadą punktu. Łowiący nieopodal wędkarz wyjaśnia, że nikogo tu nie ma. Odnotowuję w pamięci czas pobytu 11:12 (minęła godzina od startu).Wykorzystując stosunkowo twarde podłoże sosnowego lasu opuszczam półwysep. Tym razem z ośrodka wychodzę główną bramą.

Finisz


Najkrótszą drogą jadę w kierunku odległego PK5. Asfaltowa droga, skrót przez Golesze Małe. Ambitnie rezygnuję z prostego ale dłuższego dojazdu do punktu przez Koło. Skręcam w ostatnią przecinkę przed miejscem startu. By nie popełnić błędu pieczołowicie odliczam setki metrów dzielących mnie od kolejnych przecinek. Jest gorzej niż to sobie wyobrażałem, z trudem przebijam się jadąc wśród wysokich traw i zarośli. Z kół wyciągam lądujące tam gałęzie. Później na drodze pojawia się sitowie i koleiny wypełnione wodą. Obawiam się już najgorszego.

Docieram do końca przecinki. Na mapie na długości 300 m nie ma wrysowanej drogi. Niestety w terenie też jej nie ma. Dziewiczy porośnięty roślinnością las. Jechać się nie da. Prowadzę rower, przedzieram się przez gęste krzaki. Kiedy teren staje się bardziej otwarty pojawiają się leśne jeżyny. Tną nogi w kostkach i powyżej kolan. Wreszcie jestem na skraju lasu. Dalej całkiem twarde podłoże, można się już poruszać nie zsiadając z roweru. Ponownie spotykam Piotrka. Jedziemy przez dłuższy (zbyt długi) czas podmokłą leśną drogą. Sprawdzamy mapę. Czerwony szlak. To musi być ta przecinka. Tylko gdzie jest przecinająca drogę struga, gdzie jest punkt. Wracamy. Przy ambonie Piotrek zatrzymuje się szuka wokół, wreszcie wdrapuje się po drabinie. On wie gdzie szukać, ja dopiero po zakończeniu imprezy dowiaduję się zdziwiony, że u góry mapy umieszczony jest opis punktów. Bez tej informacji nie miałem szans samodzielnie odnaleźć ukrytego tu punktu.


Pewnie i najkrótszą drogą jedziemy zaliczyć ostatni na trasie PK3. Nie wiem czemu zaglądamy do ruin stojących tu zabudowań. Nic nie widzę patrząc przez okno. Zaglądam przez otwór gdzie były drzwi - pusto. Nie wpadam na to, że punkt widać dopiero po wejściu do środka budynku. Jadę do przodu, wracam a Piotrek odkrywa umiejscowienie punktu. Dojazd do mety to tylko formalność. Na metę docieram po przejechaniu 34,7 km, po 2 godzinach i 5 minutach (czas jazdy 1:53, prędkość średnia 18,98 km/godz., prędkość maksymalna 36,5 km/godz.).

Imprezę kończy pieczenie kiełbasek na ognisku. Jest domowe ciasto i gaszący pragnienie kompot z rabarbaru. Zwycięzcy otrzymują bukiet kwiatów i lizaka z wizerunkiem najsłynniejszego teletubisia z damską torebką. Kto nie był niech żałuje.


Łódź 19.06.2007r.

Krzysztof Wiktorowski (wiki) - nr 6
e-mail: wiki@bg.umed.lodz.pl

powrót