Bikeorient 2013 (ed.4) - Okolice Bełchatowa
Kluki-Grobla, 22.09.2013 r.
(relacja)
relacje z innych imprez
powrót

fot. Paweł Banaszkiewicz

Pobudka. Śniadanie. Pociąg do Dobronia. Po 30 km „spacerku” melduje się w bazie. Spokojne przygotowania do startu. Rozmowy ze znajomymi i nieznajomymi. Rozdanie map. Po krótkiej analizie położenia czerwonych kółeczek mam wyznaczony kierunek jazdy i kilka pierwszych punktów do zaliczenia. Dalszą trasę ustalę już w czasie jazdy. Nie oglądając się na studiujących jeszcze mapę zawodników ruszam na trasę. Początek zapowiada się doskonale. Po krótkiej jeździe ścieżką przez las zaliczam Łysą Górę - PK4 – szczyt wzniesienia. Wbieganie pod większe i mniejsze wzniesienia, wydmy, czy zbocza wyrobisk to będzie motyw wiodący tej edycji Bikeorientu. Po krótkiej rozgrzewce na równym asfalcie ponownie wjeżdżam w las. PK9 – zbocze, wyrobisko piasku.

Najkrótszą drogą czyli jadąc dość intuicyjnie na zachód przez las wracam na asfaltową drogę. Po chwili poszukiwań odnajduję duży bunkier po przeciwnej stronie drogi. Bunkier jest , ale gdzie jest punkt? Zupełne ciemności panujące wewnątrz nie ułatwiają zadania. Dla pewności obchodzę budowlę dookoła. Ponieważ punktu nigdzie wokół nie widać ostrożnie wchodzę do środka. PK6 – bunkier. Po raz kolejny wskazuję kierunek jadącej za mną dwójce bikerów.

Niespełna 3 km asfaltu dzieli mnie od kolejnego punktu. Poszukiwania rozpoczynam w miejscu dość charakterystycznym czyli na zakręcie asfaltowej drogi. Pokonuję niewielki rów, podjeżdżam kawałek wzdłuż ogrodzenia, wreszcie rzucam rower i biegiem docieram do widocznego z oddali z (jak większość na trasie) lampionu zawieszonego „dla ułatwienia” na pochylonym nad strumieniem drzewie. Kartę udaje się przedziurkować bez zaliczania strumienia. PK19 – zachodni brzeg strumienia. Opuszczając punkt mijam Marcina M.

Tu kończy się pomyślna część relacji. Chwila dekoncentracji sprawia, że zamiast optymalnego wariantu jaki ustaliłem w czasie dotychczasowej jazdy (PK13-1-17-12) czyli jazdy na południe ruszam w kierunku przeciwnym czyli prosto do punku żywnościowego (PK1). Jak prosto, to się wkrótce okaże. Tragedii nie ma, ten wariant nie jest dużo dłuższy. Mijam Rudzisko, z asfaltowej drogi skręcam w las. Jadąc wzdłuż podmokłego lasu powinienem dotrzeć do wieży. Nie wszystko w lesie zgadza się z mapą. No właściwie nic (poza drzewami) nie wygląda tak jak na mapie. Kręcę się bezradnie, wreszcie jadę chwilę szutrową drogą na zachód. Skręcam na południe w poszukiwaniu brzegu jeziora, które gdzieś tu powinno być. Jedna, druga leśna droga. Wreszcie znajduję się w miejscu bardzo znajomym. Przecież ja tu już dzisiaj byłem. Czyżby udało mi się objechać jezioro dookoła?

Jeszcze nie zauważam popełnionego błędu. Ponownie wjeżdżam w las, starannie śledzę mapę. Dużego jeziora i wysokiej wieży widokowej (wieże widokowe zazwyczaj są wysokie) nie można przecież nie zauważyć. Ponowne poszukiwania kończą się niepowodzeniem. Nie pozostaje nic innego jak odnaleźć jakieś charakterystyczne miejsce w terenie i na mapie. Tym razem ruszam szutrową drogą na wschód. Po kilkuset metrach trafiam nad brzeg jeziora którego nie powinno tu być. Z zaskoczeniem i przerażeniem uważnie przyglądam się mapie. Wreszcie uzmysławiam sobie dotychczasowy błąd. W przedziwny sposób przy śledzeniu mapy umknął mi kawałek trasy. Byłem przekonany, że jestem o kilka kilometrów dalej na innej drodze w innym lesie. Jeziora i punktu szukałem w miejscu w którym nigdy go nie było. Teraz bez problemu docieram do niewidocznego z drogi brzegu jeziora. Odwiedzam stoisko punktu żywnościowego, z którego chwytam jedynie kawałek arbuza. Biegnę do niewidocznej nawet z tego miejsca niewielkiej drewnianej wieżyczki. PK1 – wieża. Ten odcinek to również sesja zdjęciowa dla towarzyszących mi w tym miejscu (3) fotoreporterów.

W ten sposób skończyły się moje nadziej i szanse na zajęcie dobrego miejsca w czasie tej edycji Bikeorientu i w Pucharze. Dekoncentracja w czasie jazdy i absurdalny błąd jaki nieczęsto zdarza się przy korzystaniu z aktualnej i dokładnej mapie kosztuje mnie dodatkowo pokonanych kilkunastu kilometrów i stratę ok. 30-40 minut. Na tak krótkim dystansie, jest to strata nie do odrobienia. Przede mną pozostaje jazda dla przyjemności i próba minimalizacji strat poprzez bezbłędne zaliczanie pozostałych punktów kontrolnych.

Jadę na zachód. Las opuszczam nieco zbyt daleko na północ. Wracam kilkaset metrów asfaltem, jadę przez las i porośniętą trawą polną drogę. Mijam nadjeżdżającą z przeciwnej strony Sylwię. PK13 – skrzyżowanie drogi z rowem znajduje się tam gdzie się go spodziewam.

Teraz optymalną drogą do kolejnego bunkra czyli PK17. Znowu asfalt, dobra szutrowa droga. Za chwilę punkt powinien pozostać tylko odległym wspomnieniem. Nieoczekiwanie dobra droga kończy się . Próbując ominąć bokiem leżące na ścieżce gałęzie trafiam na podmokłe podłoże. Po chwili buty są już dokładnie przemoczone - pierwszy szok już za mną. Bez zastanowienia brnę przed siebie zarośniętą trawą ścieżką. Wody przybywa, miejscami sięga już do połowy łydki. W poprzek ścieżki przepływają strumienie wody. Mam wrażenie, że woda z przepełnionego po ostatnich opadach jeziorka przelewa się przez ledwie wznoszącą się ponad powierzchnie gruntu groblę całą jej szerokością. Główny punkt programu to kanał łączący leśne jeziorko z pobliską rzeczką. Tu mam dużo szczęścia. Nagromadzone w tym miejscu gałęzie i inne leśne śmieci tworzą prowizoryczną tamę. Zamiast brodzić w wodzie sięgającej pasa, zapadam się jedynie tak jak dotychczas czyli do połowy łydki. Ciągnę rower w kierunku widocznych drzew. Tam musi skończyć się jezioro i nadwodne mokradła. Woda znika równie gwałtownie jak się pojawiła. Bez zastanowienia skręcam we właściwą przecinkę i zaliczam PK17 – bunkier.

Pokonując „wodny” odcinek Bikeorientu poczułem namiastkę tego co spotyka uczestników innego maratonu na orientację Dymno. Po powrocie na metę rozmawiam o przebytej trasie z Leszkiem budowniczym trasy rowerowej na Dymnie. Dowiaduję się, że on na tak wspaniałych podmokłych i bagnistych terenach zupełnie inaczej rozmieściłby punkty. To byłaby zupełnie inna impreza w terenie poznawanym z nieco innej perspektywy.

Przede mną groźnie wyglądający, bo zaznaczony na niezbyt czytelnym dla mnie czarno-białym rozświetleniu mapy PK12. Starannie kontroluję każdą zakręt, każdą mijaną drogę. Końcówkę chyba niezbyt starannie. Skręcam w skośnie odchodzącą ścieżkę, jadę po śladach moich poprzedników. Niestety jakiegokolwiek śladu po lampionie i punkcie kontrolnym niema. Chwilę kręcę się bezładnie by w końcu namierzyć właściwą dróżkę jadąc od góry mapy. PK12 – wyrobisko żwiru. To ostatnia na trasie poważniejsza wpadka. Już nie wierzę wzrokowej ocenie odległości i teraz częściej będę się zatrzymywał i sięgał po linijkę.

Opuszczając punkt mijam Kasię i Tomalosa. Dojazd w kierunku następnego punktu po asfaltowych i szutrowych drogach nie sprawia problemu. Korzystając z rozświetlenia mapy odmierzam odległość punktu kontrolnego od asfaltowej drogi. Podczas jazdy korzystam już z bardziej aktualnej głównej mapy. Gdy pokonana od asfalt odległość zgadza się z pomiarami kieruję się w kierunku skraju wycinki. "Punkt widokowy" nie znajduje się przecież w środku lasu. Przypuszczenia potwierdzają się PK11 – punkt widokowy.

Prosty dojazd do kolejnego punktu. Na skraju asfaltu po raz kolejny spotykam fotografów Anię i Pawła. Na zakręcie leśnej drogi pojawia się wzniesienie z wydeptaną przez bikerów w piaszczystym podłożu ścieżka. Nie pozostaje nic innego jak porzucić rower u podstawy i pobiec w górę. PK3 – szczyt wydmy.

Trzy punkty znajdujące się najbliżej bazy pozostawiam na koniec. Teraz ruszam prosto na wschód. Nie mając zaufania do porządnej drogi przeciwpożarowej, którą mijałem ze 100 m wcześniej – nigdy nie wiadomo dokąd może doprowadzić, punkt zaatakuję jadąc po południowej stronie rzeki i mokradeł. Staranne kontrolowanie odległości i czytanie mapy sprawia, że bez problemu odnajduję PK10 – osada łowiecka. Zbaczam z drogi prowadzącej prosto drogi by zaliczyć prosty PK5 – szczyt wydmy. Po chwili docieram teżdo rozwidlenia dróg, w którym wznosi się kolejna wydma. Wdrapywanie się pod górę, bieg zboczem wzniesienia do odległego o kilkadziesiąt metrów dalej lampionu PK14 – szczyt wydmy.

Szybko i sprawnie zaliczam kolejne punkty kontrolne Najkrótszą drogą i bez problemów odnajduję lampion PK18 – brzeg stawu. Słońce obniża się jakby trochę zbyt szybko. Zegarek wskazuje, że już dawno minęła godzina 15. Bezskutecznie próbuję sobie przypomnieć o której godzinie upływa limit czasu. Wcześniej nie przywiązywałem do tego żadnej uwagi sądząc, że czas przeznaczony na pokonanie trasy jest bardzo przyjazny uczestnikom rajdu Coraz częściej spoglądam na zegarek. Jeżeli muszę wrócić do godz. 17 to pozostało mi bardzo mało czasu na zaliczenie pozostałych 6 punktów.

Dla pewności leśną ścieżkę do PK20 namierzam od przeciwnej strony czyli od linii wysokiego napięcia. Przez chwilę kręcę się w pobliżu drzewa z czerwonym napisem PK. Kiedy nie odnajduję lampionu, perforatora i innych śladów jadę dalej gdzie znajduje się PK20 – brzeg stawu. W drodze powrotnej zatrzymuję się przy PK15 – kaplica. Po chwili skręcam z asfaltowej drogi w kierunku położonego w pobliżu PK15. Rozświetlenie punktu wykorzystuję do odmierzenia odległości do punktu. Leśną drogę prowadzącą do punktu opuszcza Marcin Witkowski. Dowiaduję się, że limit na pokonanie trasy kończy się o 18. Ulga, do zakończenia rajdu pozostają 2 a nie jedna godzina. Jest to dla mnie bardzo istotna różnica. Kolejni rowerzyści opuszczający wzniesienie potwierdzają tą informację. PK16 – szczyt wydmy.

Chociaż znajduję się zaledwie kilka kilometrów od bazy do zaliczenia pozostały jeszcze 3 punkty. Bez problemu odnajduję PK7 – przy drodze. Precyzyjnie odmierzam 600 od drogi by wdrapać się w odpowiednim miejscu na rozległą wydmę PK2 – obniżenie na wydmie. Wracając do bazy odnajduję PK8 – spalony Dąb Cygański. Po ponad 6 godzinach melduję się na mecie. Faworyci dziwnie wypoczęci i przebrani w cywile ciuchy. Oni są w bazie już od dłuższego czasu. Fatalna wtopa orientacyjna na doœć prostej orientacyjnie trasie sprawia, że zajmuję odległą 18 pozycję w tej edycji oraz 6 miejsce w Pucharze Bikeorientu.

Statystyka:

Dystans - 99,5 km
Czas trasy - 6:13
Efektywny czas jazdy - 5:26
Prędkość średnia - 18,32 km/godz.
Prędkość maksymalna - 32,4 km/godz.
Miejsce - 18
Miejsce w PB - 6

Łódź, 2013 r.

Krzysztof Wiktorowski (wiki) - nr 93
e-mail: wiki256@gmail.com


powrót