Bikeorient 2013 (ed.2) - Dolina Warty
Szczepocice, 8.06.2013 r.
(relacja)
relacje z innych imprez
powrót

fot. Paweł Banaszkiewicz

Na kilka dni przed II edycją Bikeorientu nad południową częścią województwa łódzkiego przechodzą burze, nawałnice z intensywnymi opadami. Czy podmokłe drogi, zalane łąki będą stanowiły dla mnie jakikolwiek problem? Po starcie w rozgrywanym 2 tygodnie wcześniej Dymnie - nie czuję żadnych obaw. To nic, że Piotrek - organizator tego całego zamieszania. opowiada o zalanej wodą, nie dającej się sforsować drodze nad rzeką. To nic, że Artur mówi o drodze, którą kilka dni wcześniej jechał na punkt, że teraz ją zaorali.

PK8 - szczyt wydmy

Mapy rozdane, mamy kilka minut na określenie kolejności zaliczania punktów. Ze względu na wezbrane wody rzeki Warty do wyboru pozostają dwa warianty "startowe", które można by w skrócie nazwać: prawo- i lewobrzeżny. Z chwilą wybicia godziny zero jako jeden z pierwszych wyruszam na północ. Na asfalcie mija mnie Piotr B., później dołącza Grześ. W takim towarzystwie bez problemu docieram na wzniesienie w lesie. Szybki zjazd za błyskawicznie opuszczającymi punkt faworytami imprezy. "Zamaskowane" wgłębienie w leśnym poszyciu i .... leeeeecę. Las jest rzadki więc bezpiecznie ląduję na miękkim podłożu. Szacowanie strat. Wygląda na to, że ja jestem cały. Rower? - opór stawia przednie koło. Oddycham z ulgą stwierdzając, że obręcz jest prosta. Chwila walki z pogiętym błotnikiem, podnoszę bidon i jadę dalej.

PK5 - brzeg oczka wodnego

Moi przewodnicy podobnie jak jeszcze kilkunastu innych zawodników są już daleko z przodu. Doganiam jadących z przodu bikerów. Staram się kontrolować mapę. Robię to niezbyt skutecznie, bo w pewnej chwili skręcamy z asfaltu w leśną ścieżkę i w niezrozumiały dla mnie sposób docieramy w okolice kolejowych torów. Przeprawiamy się na drugą ich stronę. Najkrótszą drogą wzdłuż torów rusza Piotrek D (kolejny zawodnik o tym imieniu). Wraz z napotkanymi wcześniej bikerami wybieram inny wariant, przecinamy tory i jedziemy do leśnej drogi, aby od zachodu dotrzeć nad brzeg leśnego bajorka. W lesie robi się bardzo tłoczno. Z trudnością wymijamy się z zawodnikami nadjeżdżającymi z przeciwka. W tych warunkach odnalezienie PK jest dziecinnie proste.

PK2 - stare drzewo

Opuszczamy punkt tą samą przecinką jaką tu przybyliśmy. Mijamy leśną drogę. Kiedy wreszcie opuszczamy las w zdumienie wprawia mnie widok mostu na całkiem pokaźnej rzece. Na mojej mapie nie ma rzeki, nie ma też żadnego mostu. Budzimy się, budzimy!!! Któryś z zawodników uświadamia mi w którym miejscu się znajdujemy. Moje początki pracy z mapą na każdej imprezie są bardzo trudne ale dzisiaj przekroczyłem granice przyzwoitości. Czyżbym w czasie upadku uderzył się w głowę? Leśna, w dalszym ciągu oblegana przez rowerzystów, droga. Przeoczenie imponującego starego dębu rosnącego tuż przy drodze jest niemożliwe. Lampion wisi na jakimś krzaku ok. 10 m głębiej w lesie.

PK4 - brzeg torfowiska

W trójkę jedziemy w kierunku kolejnego punktu kontrolnego. Piotrek D. zaczynający dopiero sezon rowerowy zgubi się za kolejnym zakrętem. Z Wieśkiem będziemy jechać razem przez ponad 100 km aż do mety. Kiedy zastanawiamy się, z której strony namierzyć punkt, doganiamy Tomka i Marcina. Darujemy sobie własny wariant dojazdu. Podążając za znajomymi orientalistami bezbłędnie trafiamy nad torfowisko. Kiedy widać już czerwony lampion porzucamy rowery i najkrótszą drogą biegniemy zaliczyć punkt. To nic, że najkrótsza droga wiedzie przez bagienko. To nic, że pływający po wodzie roślinny dywan ugina się przy każdym kroku, a nogi zapadają się i zanurzają w napływającej wodzie. Po chwili zaliczamy punkt do którego od drugiej strony można było dotrzeć suchą stopą.

PK18 - szczyt wzniesienia

Opuszczamy las. Na asfaltowej drodze mijamy kilkanaście osób, które już punkt zaliczyły i prawdopodobnie są przed nami. Jedzie Piotrek z Grzesiem, dalej Tomek z Marcinem i wiele nieznanych lub nierozpoznanych przeze mnie osób. Na aktualnej i dokładnej mapie od asfaltu odchodzi kilkanaście dróżek przez pola. Która z nich jest tą właściwą? Skręcamy zbyt wcześnie. Rowery pozostawiamy w najwyższym miejscu zbocza. Odległość kilkudziesięciu metrów dzielącą nas od punktu pokonujemy pieszo mijając kolejne miedze i "przedzierając" przez bujną tego roku roślinność (zboża, trawy) . Punkt na Łysej Górze zdobyty.

PK1 - wiata turystyczna

Główną trudnością w zdobyciu punktu żywieniowego jest nierówna, wyboista, leśna droga. Chociaż zaznaczona jest na mapie ciągłą linią jest w stanie gorszym niż niejedna wcześniej i później napotykana przecinka. Perforuję kartę startową. Z bufetu chwytam połówkę banana oraz kawałek arbuza i możemy jechać dalej. Chociaż część jedzenia niezauważalnie straciłem podczas upadku szkoda czasu na dłuższe biwakowanie.

PK20 - wyspa na stawie

Przed nami punkt z intrygującym opisem. Dojazd rozmokłą i piaszczysta drogą. Na wyspę dostajemy się najprostszą metodą czyli po mostku. Chociaż od najbliższej asfaltowej drogi dzieli nas jedynie kilkaset metrów, ogrodzenie skutecznie zniechęca przed wybraniem tego skrótu. Uciążliwy powrót polną drogą, którą tu przybyliśmy.

PK11 - szczyt wydmy

Jadąc od dłuższego czasu zastanawiam się nad kolejnością zaliczania najbliższych punktów. Pozornie warianty są porównywalne. Szalę na korzyść jednego z nich przechyla możliwość skorzystania z kilkukilometrowego odcinka dobrej asfaltowej drogi. Jak się później okaże był to strzał w dziesiątkę. Odmierzam się od skraju stawu i pewnie wjeżdżamy w odpowiednią przecinkę. Później już nie jest tak różowo. Zatrzymujemy się przy pierwszych leśnych wzniesieniach w poszukiwaniu punktu. Punktu nie ma. Niepewni swojego położenia jedziemy dalej. Lampion znajdujemy na kolejnym pagórku.

PK19 - brzeg stawu

Jedziemy w kierunku najbardziej odległego od bazy punktu. Przejazd wysypanej żwirem i grubymi kamieniami drogi kosztuje mnie wiele zdrowia. Nie wpadam na to, że przyczyną może jest nie tylko droga ale po części zbyt silnie napompowane przednie koło. Rowerowe towarzystwo wyraźnie się rozpierzchło. Jadąc w kierunku PK19 spotykamy jedynie Grzesia i Piotrka. Chociaż od drogi odchodzą jakieś dróżki prowadzące być może prosto w kierunku punktu nie daję się nabrać na żadne skróty. Na mapie na tym obszarze lasu zaznaczone są niebieskie kreski oznaczające tereny podmokłe. Biorąc pod uwagę aktualność mapy jedyny możliwy dojazd wskazuje ścieżka okrążająca ten obszar. Punkt udaje się odnaleźć bez najmniejszego problemu. Tomek z Marcinem, oraz wielu innych zawodników, którzy wybrali alternatywną kolejność zaliczania PK19 i 11 stracili nawet po kilkadziesiąt minut na poszukiwaniu punktu od przeciwnej strony.

PK14 - koniec drogi

Opuszczamy las i przez kilka kilometrów mkniemy po równej asfaltowej drodze. Sprawiedliwie dzieląc się prowadzeniem, nie schodzimy poniżej 35 km/godz. Biorąc pod uwagę, że przed nami kolejny "mokry" teren nie daję się namówić na żadne skróty. Możliwie jak najdalej podjeżdżamy twardymi drogami, później skręcamy w las. Z linijką, mapą i kompasem przez cały czas kontroluję nasze położenie. Jeden, drugi zakręt drogi. Kiedy droga kończy się pomiędzy bagienkami w oddali widać już czerwień lampionu. Najkrótszymi podmokłymi drogami, miejscami brnąc w wodzie niemal do kolan opuszczamy nieprzyjazny mokry, leśny teren. Z dumą mogę westchnąć - uff - udało się.

PK16 - pomost na stawie

Po przeprawie związanej z odwiedzeniem PK14 dojazd do kolejnego punktu to tylko miły spacerek. Piękny widokowy pomost na leśnym jeziorku. Na dłuższe zachwyty nie mamy czasu.

PK15 - lewy brzeg Kanału Lodowego

Ulegam sugestiom mojego towarzysza i na początek pojedziemy do punktu nad kanałem, później zaliczymy proponowany przeze mnie PK13. Opuszczamy las. Przed nami kolejny odcinek asfaltowej drogi. Zjeżdżamy w kierunku łąk. W otoczeniu punktu widać niepokojąco dużą ilość niebieskich kresek. Teren jest mocno podmokły, mocno zmeliorowany. Mijamy mostek nad kanałem. Jedziemy podmokłą, porośniętą trawą droga wzdłuż wału. Miejscami prowadzimy rower brodząc w wodzie, innym razem z największa trudnością jedziemy nie zsiadając z roweru. Po raz kolejny i ostatni mijamy opuszczających łąki Grzesia i Piotrka.

PK13 - skrzyżowanie dróg

Jedziemy nieco okrężną ale prawdopodobnie nieco lepszą drogą w kierunku kolejnego punktu. Mapa jest niezwykle precyzyjna więc pewnie, choć niezbyt przejezdną przecinką trafiamy na punkt.

PK12 - szczyt wydmy

Powrót do szutrowej drogi. Po jej opuszczeniu precyzyjnie odmierzam odległość, precyzyjnie skręcamy w przecinkę prowadzącą na południe. Są ślady naszych poprzedników, są też inni zawodnicy. Na żadnym ze wzniesień nie ma natomiast śladu po punkcie. Mój towarzysz pierwszy zauważa, że popełniliśmy błąd skręcając w jedną z dwóch odległych pobliskich przecinek. Teraz zaliczenie punktu to tylko formalność.

PK17 - most nad strumieniem

Nierówna ścieżka przez las, nierówna droga przez pola. Mimo starań nie potrafię w tych warunkach skutecznie czytać mapy. Kiedy osiągamy Gidle bez zastanowienia skręcamy w asfaltową drogę w prawo. Wbrew pozorom prosty teren nie skłania do kontroli mapy. Nikt z nas nie sprawdza wskazań kompasu, nikt z nas nie zauważa, że jedziemy drogą, która nieznacznie pnie się w górę (a powinno być płasko). Drogowskaz Niesułów przywołuje nas do porządku. Nie pozostaje nic innego jak zjazd do punktu wyjścia. Na skrzyżowaniu dróg skręcamy jak nam się wydaje prawidłowo czyli na Pławno. Tam mamy most, którym przedostaniemy się na brzeg rzeki nad którym znajduje się PK. Chociaż na mapie zamiast zaznaczonego na mapie asfaltu mamy szutrową drogę (asfaltu jeszcze nie zdążyli położyć??). Dróżki przez łąki doprowadzają nas do mostka na dopływie Warty. Ze zdziwieniem widzę most przez Wartę. W jaki sposób wcześniej go nie zauważyliśmy. To największa wtopa na całej trasie. Na własne życzenie pojechaliśmy okrężną drogą, dokładając ponad 6 km i tracąc w ten sposób ponad 20 minut i kilka miejsc w końcowej klasyfikacji rajdu.

PK9 - lewy brzeg Warty

Na powrót wybieramy drogę przez łąki. Niestety jest to tylko dojazd do tych łąk. Dosłownie w oczach początkowo dobra droga staje coraz mniej przejezdna by na koniec dosłownie w oczach zniknąć na łąkach. W oddali widać już jakieś zabudowania, jednak by tam dotrzeć musimy pokonać kilkaset metrów porośniętych wysoką trawą łąk, kilka podmokłych obniżeń terenu i niewielki rów wypełniony jakąś brunatną i śmierdzącą mazią. Szutry, asfaltowa droga. Nie musimy się zastanawiać jak odnaleźć właściwą drogę w kierunku łąk. Właśnie opuszcza ją dwójka bikerów - znaleźliśmy się w odpowiednim czasie i w odpowiednim miejscu. Ciężka, uginająca się rozmokła dróżka przez łąkę, wilgoć parującego podłoża i palące słońce. Rzucam rower i ciężko oddychając, chwiejnym krokiem docieram do krzaczka nad rzeką Wartą, na którym wisi lampion PK.

PK3 - skrzyżowanie ścieżki z rowem

Słońce skutecznie wytapia wolę walki. Nie myślę o przecince przez las, prowadzącej prosto w kierunku kolejnego punktu, po prostu jej nie zauważam. Jedziemy asfaltem, szutrówką, skręcamy w równiutką drogę krajową. Jedzie się tak dobrze, że nie zauważamy pierwszej przecinki, rzeczki przecinającej drogę, widoczny obok drogi przepust też nie wzbudza czujności. Ponieważ przyzwyczajony jestem do jazdy na mniej dokładnych mapach "setkach" tu wszystko dzieje się zbyt szybko. Punkt bez chwili zawahania zaliczamy dojeżdżając do niego od przeciwnej strony czyli od południa.

PK7 - opuszczone gospodarstwo

Aby osiągnąć kolejny punkt trzeba jechać trochę okrężnie. Przekraczamy tory kolejowe. Jedziemy wzdłuż nich, by po kilku kilometrach wrócić na ich właściwą stronę. Chwila jazdy przez las i są opuszczone budynki. Przed naszym przyjazdem przeszukuje je bezskutecznie jeden z bikerów. Przyłączamy się do bezskutecznych poszukiwań. Telefon do budowniczego potwierdza, że to jest to miejsce. Jeszcze jedno przeglądnięcie zabudowań i odnajdujemy nie rzucający się w oczy lampion

PK6 - skrzyżowanie dróg

Nieco improwizacji i przedzierania się przez las. Precyzyjne lawirowanie w plątaninie przecinek. Dojazd do punktu ledwie przejezdną ścieżką.

PK10 - brzeg rowu

Od dłuższego czasu na niebie gęstnieją ciemne chmury. W pośpiechu ruszamy w kierunku ostatniego niezaliczonego jeszcze punktu. Mijamy najkrótszą, chociaż nieciekawie wyglądającą drogę i po chwili widzę tory i drogę, którą niedawno jechaliśmy. Teraz już bez namysłu trzeba jechać na północ. Koński szlak przez łąki. Pierwsze nieśmiałe kropelki deszczu zmieniają się w regularną ale krótką ulewę. Przecinka doprowadza nas prosto nad nadrzeczne krzaki. Lampion widoczny już z daleka.

M E T A

Zaledwie kilka kilometrów dzieli nas od powrotu do bazy. Nie zastanawiając się ruszam do przodu prowadząc niemal do mety . Mój towarzysz siły odzyska dopiero podczas bezpośredniego dojazdu do bazy. Wymija mnie i mając parcie na sukces ściga jeszcze wracających do bazy uczestników trasy rekreacyjnej.

Osoby wymienione w relacji:

Piotrek - Piotr Banaszkiewicz (organizator)
Artur - Artur Kwiatkowski (szef bazy)
Piotr B., Piotrek - Piotr Buciak
Grześ - Grzegorz Liszka
Piotrek D. - Piotr Dreslewski
Marcin - Marcin Michalak
Tomek - Tomasz Zadworny
Wiesiek - Wiesław Grdeń

Statystyka:

Dystans - 115,3 km
Czas trasy - 7:05
Efektywny czas jazdy - 6:15
Przestoje - 50 min.
Prędkość średnia - 18,46 km/godz.
Prędkość maksymalna - 39,3 km/godz.
Miejsce - 10
Kolejność PK - 8, 5, 2, 4, 18, 1, 20, 11, 19, 14, 16, 15, 13, 12, 17, 9, 3, 7, 6, 10

Łódź, 2013 r.

Krzysztof Wiktorowski (wiki) - nr 93
e-mail: wiki256@gmail.com


powrót