Alleycat

26 marzec 2007 r.

(relacja)
relacje z innych imprez
powrót

Zdjęcia: Lazy Boy cyklomaniak.pl (na mecie) oraz własne (z wizji lokalnej - dojazd na metę / przeszkoda)


Kolejny Alleycat. Mimo kataru uniemożliwiającego swobodne oddychanie, mimo łańcucha przeskakującego na środkowych trybach pojawiam sie na starcie. W siedzibie Quriersów zbiera się pokaźna grupa, głównie kurierów rowerowych. Nadchodzi moment, gdy otrzymujemy manifest z wyjątkowo krótką listą zadań. Pkt 1 to Zgierz. Lekkie zdziwienie, ale w tym momencie nawet nie zastanawiam się jak tam dojechać. Kto odczytuje manifest do końca dowiaduje się, że to tylko żart. W rzeczywistości akcja toczy się pomiędzy 2 punktami miasta ul. Obywatelska/Politechniki i Wojska Polskiego za cmentarzem. W porównaniu z poprzednimi Aleyami trasa rozczarowuje. Kilka punktów nie wymagających szczególnego szukania. Każdy wariant przejazdu w plątaninie prostopadłych ulic prawidłowy. Wszystko zależy jedynie od szybkości przejazdu przez miasto.

Ruszam, za pierwszymi zawodnikami na południe (Obywatelska). Dalej trasę pokonuję niemal samotnie, chociaż o krok za dwójką zawodników. Kiedy ja dojeżdżam do kolejnego punktu, oni już go opuszczają.

Metą jest nieokreślony w manifeście punkt w Parku Poniatowskiego. Wjeżdżam tam od rogu Politechniki/Mickiewicza. Teren opada w dół. Nabieram szybkości. Rozglądam się, gdzie mogą znajdować się organizatorzy. Są, nie będę musiał ich szukać po całym parku. Kątem oka widzę czerwone migające światełka tych, którzy przyjechali tu przede mną. Nagle, kilkadziesiąt centymetrów przede mną pojawia się masywny stojak na rowery. Skąd on tu się wziął? W lekkim świetle od przodu mój wzrok nie zauważa wcześniej przeszkody. W stojak uderzam z szybkości zbliżoną do 30 km/godz. i lecę, lecę, lecę .... by po ułamkach sekundy znaleźć się na miękkim trawniku. Niby wszystko w porządku, wstaję, podnoszę rower. Niestety ... rower nie nadaje się już do dalszej jazdy. Ba, nie nadaje się nawet do prowadzenia. Z rowerem na ramieniu pokonuję dzielące mnie od mety 50 metrów. Dzięki kurierom bezboleśnie trafiam z moim "złomem" do domu.

Po dokładnych oględzinach sprzętu szacuję straty. Do wymiany: widelec i przednie koło (skrzywiona ośka i wgnieciona obręcz). Lekko wgnieciona tylna obręcz - da się na nim jeździć, skręcona w bok przednia przerzutka - wystarczy ustawić na swoim miejscu. Dokładnie studiuję każdy fragment swojego ciała w poszukiwaniu chociażby najmniejszego zadrapania czy stłuczenia. Nic z tych rzeczy. JA wyszedłem ze zdarzenia bezboleśnie. To najważniejsze a sprzęt to w końcu rzecz nabyta. Boli serce, gdy trzeba bulić kasę na jeszcze dzień wcześniej idealny widelec ale ... jestem cały.


Krzysztof Wiktorowski (wiki)
e-mail: wiki@bg.umed.lodz.pl


powrót